[Wakar w środę] Weź to teraz zagraj! Po Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi
„Weź to zagraj” – brzmiało hasło imprezy. Łatwo powiedzieć, ale da się zrobić. Udowodnili to uczestnicy Festiwalu Szkół Teatralnych. Warto i trzeba trzymać za nich kciuki.
„Weź to zagraj” – brzmiało hasło imprezy. Łatwo powiedzieć, ale da się zrobić. Udowodnili to uczestnicy Festiwalu Szkół Teatralnych. Warto i trzeba trzymać za nich kciuki.
„Seretonina” pisana jest małymi literami, bez zbędnych wykrzykników, a przez to jeszcze bardziej przejmująca. Jako się rzekło: w tej historii pierwsze skrzypce gra śmierć. A ona nie ma ideologicznych barw.
Zwodnicza jest pozorna lekkość tego filmu, tak jak zwodnicza jest wielka kreacja Krystyny Jandy. Wielka aktorka prowadzi swoją postać z olśniewającą pewnością i dezynwolturą, rozkwita na ekranie, aby za chwilę przeżyć kronikę zaprogramowanego przez samą siebie upadku.
I wreszcie się udało, i wreszcie mogę potwierdzić. Pół roku po premierze „Blaszany bębenek” w Capitolu robi kolosalne wrażenie.
Sceniczna wersja „Mein Kampf” nikogo nie przerazi, nie przejmie grozą, nie spełni więc roli ostrzeżenia. Takie podanie trujących treści tej książki sprawia, że obojętniejemy na nie, oswajamy je, zapominamy o ich skutkach. I wina nie leży po naszej stronie, ale artystów, którzy w ten sposób do nas mówią.
Pierwszy wstał Najwybitniejszy Polski Aktor, następnym widzom trzeba było tylko ułamka chwili. Premiera „Panien z Wilka” w krakowskim Narodowym Starym Teatrze musiała zresztą zakończyć się owacją na stojąco. Są takie przedstawienia, kiedy od pierwszej kwestii wiadomo, że sympatia publiczności jest po stronie artystów, że pójdzie ona za aktorami jak w dym i nie będzie zadawała zbędnych pytań. Tak dzieje się w tym sezonie na krakowskiej narodowej scenie.
Opowieść oparta jest na prawdziwej przyjaźni, a takie sytuacje lubimy najbardziej. Ma wyrazisty smak, ogląda się to znakomicie. A że nie przejdzie do historii niczego? Ano nie przejdzie. W kinie też nie zawsze jest niedziela.
Tak jest co roku – wypełnione po brzegi teatralne sale, potem długo w noc rozmowy w klubie festiwalowym, przez który przewijają się prawie wszyscy. Krakowska Boska Komedia przez jedenaście lat zdobyła wśród polskich festiwali teatralnych pozycję jedyną w swoim rodzaju.
Nekrošiusa zestawiam z garstką największych. Każdy z nich mówi lub mówił całkiem innym teatralnym językiem, ale też każdy budował na scenie światy odrębne, absolutnie domknięte, z których nie dało się usunąć nawet jednego elementu.
Nie pierwszy raz piszę w „Kulturze Liberalnej” o Kieślowskim. Przyłapałem się na tym, siadając do zaczętego właśnie tekstu. Tak bywa, że najważniejsi w życiu artyści pozostają zakodowani gdzieś głęboko w pamięci. Uśpieni w świadomości, powracają przywoływani przez innych. Wystarczy czasem impuls, by sięgnąć znów do ulubionego filmu.
To jest przypadłość, od lat świadomie nieleczona. Cierpię na chroniczne zainteresowanie polskim kinem. Nie omijam (prawie) niczego, choć przecież mógłbym – jako człowiek na stałe zajmujący się teatrem, a nie filmem. Nie potrafię – dlatego Gdynia we wrześniu stała się dla mnie wyborem oczywistym.