Szanowni Państwo,

zróbmy pewien eksperyment. Do autentycznych wypowiedzi z mediów dodajmy nieco inne tytuły prasowe:

„Co się stało takiego, że umiemy już do siebie mówić tylko krwią?” – pytał dziennikarz „Gazety Polskiej” po tym, jak w 2011 r. przed Kancelarią Premiera Tuska podpalił się człowiek.

„Samospalenie to krzyk straszliwy. […] Podobne poczucie było w czasach upadku PRL. Że nic się nie da, bo machina komuny jest stalowa i sztywna. To pozbawianie podmiotowości było tak chamskie, że doprowadziło ludzi do zrywu w «Solidarności»” – odpowiadał wówczas pewien ksiądz, jego rozmówca.

„Ogień niszczy, ale też oświetla. Jak gniew” – czytaliśmy z kolei na portalu braci Karnowskich wpolityce.pl.

W podobne, optymistyczne tony uderzała też wówczas Niezalezna.pl: „Głowa do góry! Nie załamujcie się. Nie spuszczajcie wzroku, bo będziecie widzieli tylko błoto, śmiecie, kamienie i deptaną trawę. Podnieście głowy. Zobaczycie słońce, niebo i drogę przed sobą”.

Brzmi wiarygodnie?

Problem w tym, że wszystkie powyższe cytaty nie pochodzą z roku 2011 i nie pojawiły się w mediach prawicowych – ich autorami są zwolennicy dzisiejszej opozycji, reprezentanci szeroko rozumianego obozu liberalno-demokratycznego, zwolennicy Unii Europejskiej, katolicyzmu otwartego i zbliżenia polski z Zachodem.

Pierwsze pytanie zadał w „Gazecie Wyborczej” Stanisław Skarżyński księdzu Adamowi Bonieckiemu. Cytat drugi to fragment jednej z odpowiedzi księdza redaktora. Trzeci to wycinek tekstu Agnieszki Holland opublikowanego na łamach Oko.press, w którym autorka porównuje samospalenie Piotra Szczęsnego na Placu Defilad do śmierci Jana Palacha w Pradze i Ryszarda Siwca w Warszawie – przed niemal 50 laty w proteście przeciwko wejściu wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji. Cytat ostatni to lead artykułu Jacka Żakowskiego z „Polityki”, również poświęconego śmierci Piotra Szczęsnego. Obok tekstu list pozostawiony przez Szczęsnego tuż przed podpaleniem zakończony słowami „Obudźcie się! Jeszcze nie jest za późno!”.

Okazuje się, że po dwóch latach rządów Prawa i Sprawiedliwości środowiska opozycyjne nie tylko przejmują kolejne postulaty socjalne PiS-u, w czym nie byłoby jeszcze być może nic złego. Program 500+ czy obniżka wieku emerytalnego to błędne i/lub nieudolnie realizowane programy, mieszczące się jednak w granicach tego, co polityczne. Znacznie bardziej niebezpieczne jest to, że rzekomo nowoczesna, racjonalna i liberalna opozycja niezauważenie przejmuje język partii Jarosława Kaczyńskiego!

Część publicystów – także na łamach „Gazety Wyborczej” – przekonywała, że o śmierci przed Pałacem Kultury nie należy mówić, aby nie zachęcać innych potencjalnych ofiar. Przez wszystkie przypadki w mediach odmieniano hasło „efekt Wertera”, czyli zjawisko polegające na tym, że spektakularna śmierć samobójcza pociąga za sobą naśladowców. Owszem, to ważny powód, dla którego komentarze dotyczące śmierci Piotra Szczęsnego należałoby tonować.

Ale jest co najmniej jeszcze jeden powód, również bardzo ważny – wciąganie samospalenia na polityczne sztandary to objaw niedojrzałości polskiej debaty politycznej czy polityki w ogóle, w której nie tylko nie ma mowy o kompromisie, ale i nawet miejsca na normalną grę polityczną. W normalnej demokracji przeciwnika odsuwa się od władzy, oferując ciekawy program podany w atrakcyjny sposób przez wiarygodnych ludzi. Ale, wedle wcale licznych komentatorów, nie w Polsce w 2017 r. U nas potrzebna jest najwyższa ofiara, powstanie, zryw, bohaterska śmierć wyniesiona na – czy to świeckie, czy kościelne – ołtarze. Bo tylko taka ofiara może „obudzić” śpiące społeczeństwo.

Trudno o bardziej niedemokratyczne postawienie sprawy. W ciągu dwóch lat rządów PiS-u to społeczeństwo budziło się wielokrotnie. Przez ulice Warszawy, Krakowa i setek mniejszych miast przechodziły pochody, czarne marsze, łańcuchy świateł. Protestowano pod sądami, przed Kancelarią Premiera, pod Sejmem, w szpitalach. Średnio raz na kilka tygodni mieliśmy do czynienia z wybuchem społecznego niezadowolenia. Czy tak wygląda zaspane społeczeństwo?

Owszem, wszystkie te zrywy nie przełożyły się na wzrost poparcia dla partii opozycyjnych. Dlaczego? Część polityków i komentatorów twierdzi, że to wina całkowitego przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, które systematycznie niszczy, a zapewne już zniszczyło społeczeństwo obywatelskie i polską demokrację.

A może czasy normalnej polityki są już za nami? Tak sądzi redaktor Jacek Żakowski, jeden z publicystów najgłośniej krytykujących media za początkowe oszczędne omawianie samospalenia Szczęsnego. W rozmowie z Karoliną Wigurą i Jarosławem Kuiszem Żakowski przekonuje, że „polska demokracja liberalna jest paradygmatem schodzącym”, a dziś „jesteśmy w momencie rewolucji”. „Ta interpretacja może być błędna, może PiS jest normalną, demokratyczną partią. Ale ja uważam, że nie jest i nie będzie już w Polsce demokratycznych wyborów”, mówi publicysta „Polityki”.

Czy można Żakowskiemu po prostu przytaknąć? A może opozycja dołuje w sondażach nie dlatego, że przeciwnicy obecnego rządu smacznie śpią, kiedy PiS przejmuje kolejne obszary władzy, ale dlatego, że w swoich protestach nie mają na kim się oprzeć. Ciekawy program podany w atrakcyjny sposób przez wiarygodnych ludzi. Co z tego oferują nam antyrządowe ugrupowania?

Gloryfikowanie śmierci Piotra Szczęsnego to zatem nie tylko przejaw osobliwego rozumienia demokratycznej polityki. To także – zapewne mimowolne – usprawiedliwienie nieudolności partii opozycyjnych. Ktoś powie – o jakiej nieudolności mowa? Przecież PiS ma wszystko – budżet, media publiczne, wojsko, czy wreszcie hojne programy socjalne, którymi kusi „prosty lud”. To Lewiatan nie do pokonania. Przypomnijmy więc, że zaledwie w marcu – kiedy program 500+ od kilku miesięcy zasilał kieszenie Polaków, a telewizja publiczna była dokładnie taka jak dziś – PiS spadł w sondażach na drugie miejsce po zaledwie jednym błędzie: źle przygotowanej brukselskiej szarży wymierzonej w Donalda Tuska. Co Grzegorz Schetyna zrobił z tym prezentem?

Cofnijmy się jeszcze o kilka miesięcy, kiedy temu samemu rządowi po piętach deptała Nowoczesna z poparciem rzędu 30 proc.! Dziś partia Ryszarda Petru szoruje po progu wyborczym nie z powodu Macierewicza, Kaczyńskiego czy Jacka Kurskiego, ale z powodu swojego lidera, który z nieprzygotowania do publicznych wypowiedzi uczynił – jak się zdaje – zasadę działania.

Wybory w demokracji wygrywa się, nie poświęcając życie, ale poświęcając czas i umiejętności. Takiej ofiary powinniśmy się domagać. I to nie od obywateli, ale przede wszystkim od parlamentarzystów i członków partii, którzy przecież sami tę drogę zawodową wybrali. Rację ma więc nie Agnieszka Holland, która porównuje gest Szczęsnego do gestu Siwca czy Palacha, ale Tomasz Stawiszyński, który w rozmowie z Adamem Puchejdą twierdzi, że „to są sytuacje nieporównywalne, bo Polska mimo wszystko nadal jest krajem demokratycznym. W takich krajach wpływ na ustrój wywiera się przez głosowanie”.

Tymczasem część publicystów i zwolenników opozycji zdaje się myśleć – znów podobieństwo do wyśmiewanej do niedawna prawicy – że Polska jest na tle świata wyjątkowa, że los szczególnie nas dotyka, a wyzwolić nas może najgorszym razie prorok lub ofiara, a w najlepszym sama interwencja boska.

To wywyższanie Polski – także pod względem skali dzisiejszych cierpień – byłoby może i komiczne, gdyby nie pochodziło od ludzi, którzy jednocześnie chcą uosabiać tradycje zachodniego oświecenia i modernizacji. Reakcje na śmierć Szczęsnego pokazują, jak naskórkowa, a może pozorowana była okcydentalizacja polskich, nowoczesnych elit – na co zwracał uwagę na naszych łamach Jarosław Kuisz. W rzeczywistości polski mesjanizm i romantyzm, którego widma już dawno temu miały zniknąć, tkwią w nich równie silnie, co w politykach prawicy.

„Stronę opozycyjną najwyraźniej kusi wizja zrobienia z Piotra Szczęsnego swojego Tupolewa”, pisze Tomasz Sawczuk z „Kultury Liberalnej”. „Spektakularna i niepotrzebna śmierć określana jest mianem heroicznej oraz bohaterskiej. I zamiast stać się zaczynem budującej refleksji, staje się przedmiotem mistycznego kultu. Upamiętnienie Piotra S. przez Obywateli RP w dniu miesięcznicy smoleńskiej, 10 listopada, dopełnia tylko obrazu absurdu”.

Iza Mrzygłód, której tekst opublikujemy w najbliższych dniach, ostrzega z kolei, że przyjmowanie przez opozycję takiego języka prowadzi do dalszej polaryzacji stanowisk, radykalizacji polskiej debaty publicznej. Bo jeśli po jednej stronie jest autorytarna władza i – jak mówi Jacek Żakowski – „okupacja”, a po drugiej ofiara z życia, to jedynym wyjściem jest tylko radykalny bunt: strajk lub… powstanie. Dlatego śmierć Szczęsnego powinna skłonić obie strony do wykonania kroku w tył, pisze Mrzygłód.

Czy to możliwe? Jeśli Polska kiedykolwiek ma na trwałe stać się częścią szeroko rozumianej rodziny demokracji liberalnej, Polacy – przede wszystkim ci europejscy i nowocześni – powinni w końcu zrozumieć, na czym polega demokracja.

Zamiast mesjanizmu, domagajmy się profesjonalizmu. A zamiast mistyków, żądajmy polityków.

Zapraszamy do lektury!
Łukasz Pawłowski

 

Stopka numeru:

Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Adam Puchejda, Karolina Wigura, Jarosław Kuisz.
Ilustracje: Krzysztof Niemyski.