Od paru lat polski rynek książki dziecięcej jest w rozkwicie. Narzekać możemy chyba tylko na nadmiar dobrych pozycji. Wydawcy prześcigają się w publikowaniu wartościowych, pięknie ilustrowanych miniarcydzieł. Na półkach księgarskich znajdziemy reedycje klasycznych już utworów, takich jak „Bajki” Ludwika Jerzego Kerna albo nieśmiertelne wiersze Jana Brzechwy. Sporo wydaje się również świetnych książek polskich autorów współczesnych (niektórzy z nich są zresztą znani na całym świecie, jak małżeństwo Mizielińskich czy Iwona Chmielewska). Swoją liczną publiczność mają też tytuły zagraniczne.

Z tymi ostatnimi trzeba jednak uważać. Książki napisane w innym języku należy bowiem często nie tylko przetłumaczyć, ale i – idąc o krok dalej – spolszczyć, by oddać konkretny kontekst kulturowy, w którym dzieło jest osadzone. Czasem udaje się to tłumaczowi znakomicie (jak Tomaszowi Pindlowi w króciutkiej „Aciumpie” Catariny Sobral), a czasem… cóż, czasem po lekturze pozostaje pewien niedosyt.

Tak właśnie jest w przypadku portugalskiego „Teatru. Zadaniariusza” autorstwa Ricardo Henriquesa (odpowiedzialnego bardziej za tekst publikacji) i André Letrii (odpowiedzialnego bardziej za ilustracje), który dla polskiego czytelnika może być miejscami trudny w odbiorze.

Jak pisze wydawca, „Teatr…” to „ilustrowany leksykon dla dzieci, który bawi się znaczeniami figur i słów związanych z teatrem oraz podsuwa propozycje zabaw i praktycznych zajęć do wykonania w domu lub w szkole”.

Brzmi ciekawie? Nawet bardzo. Dlatego też z chęcią sięgnęłam po tę książkę. Znalazłam w niej sporo ciekawostek. Z hasła „akt” dowiedziałam się na przykład, że „liczba aktów zależała kiedyś od liczby świec, które trzeba było wymienić”, a z hasła „aktor” – że „we Francji [aktorów] postrzegano […] jako niemoralnych wywrotowców i dopiero 25 grudnia 1798 wydano dekret, który przyznał im prawa obywatelskie”. Poza tym przypomniałam sobie historię teatru greckiego (pod hasłami takimi jak „Ajschylos”, „Arystofanes”, „chór”, „hybris” czy „tragedia”) i najważniejsze dokonania kilku znanych postaci związanych z teatrem (choćby Sary Bernhardt, Edwarda Gordona Craiga, Carlo Goldoniego, Jerzego Grotowskiego czy Luigiego Pirandella).

Dodatkowo – co zresztą sugeruje podtytuł książki – hasła przeplatane są krótkimi opisami prostych zadań, które młody czytelnik może wykonać samodzielnie w domu lub szkole; w książce znajdziemy też cztery strony z dokładnymi instrukcjami wykonania różnych teatralnych rekwizytów. Jest to część inspirująca, ale niestety dość okrojona. Autorzy rzucają garść wskazówek, jak zrobić pacynki ze skarpetek, papier mâché, małą scenę teatru lalkowego czy cylinder z papieru. Szkoda, że nie zdecydowali się zebrać więcej pomysłów z serii „zrób to sam”, bo mogłyby one znacznie wzbogacić książkę.

Autorzy skupili się jednak na czym innym. Cechą „Teatru…”, która od razu rzuca się w oczy, jest jego osadzenie w portugalskiej kulturze. To książka na wskroś przesiąknięta Portugalią. Pod hasłem „absurd” czytamy polecenie, żeby posłuchać „Lá em Baixo” portugalskiego pieśniarza i kompozytora Sérgio Godinho „z zamkniętymi oczyma i otwartymi ustami”. Gdzie indziej, żeby podczas „wielkich portugalskich wakacji” odwiedzić teatr rzymski w Lizbonie i narodowe teatry portugalskie. Jeszcze w innym miejscu autorzy cytują fragment jednej z fars Gila Vincentego – z komentarzem skierowanym do polskiego czytelnika: „To tylko przedsmak! Żeby poznać jego twórczość, musisz zacząć się uczyć portugalskiego podczas swoich wielkich portugalskich wakacji!”.

No właśnie! „Musisz zacząć się uczyć portugalskiego”. Szybko okazuje się, że bez tej umiejętności nie da się docenić połowy zalet tej książki. Zresztą nie chodzi tylko o język. Bez znajomości portugalskiej kultury przy wielu hasłach pozostanie bezradny nie tylko młody, lecz także dorosły czytelnik. Konia z rzędem temu, kto będzie wiedział na przykład, czym jest „Antes de Começar” Almady Negeirosa, „Falar Verdade a Mentir” Almeidy Garretta albo „Auto da Barca do Inferno”.

Zaraz, zaraz – powie ktoś. A może dziecku spodoba się egzotyczna Portugalia i podczas lektury zamarzy o tym, żeby ją odwiedzić, bliżej poznać i nauczyć się języka jej mieszkańców? Być może. Miejscami jednak książka jest napisana w sposób na tyle zawiły, że trudno mi sobie wyobrazić, by dziecko mogło ją zrozumieć. Na przykład „nonsens” zdefiniowany jest tak: „A teraz czas na coś zupełnie odmiennego, antykomunikatywnego, nieracjonalnego, niewyjaśnialnego, bezużytecznego i zaprzeczającego zdrowemu rozsądkowi. Czas na tragikomedię, parodię, burleskową perypetię, sytuację absurdalną, która rozłoży świat na części, na coś przerażającego i zachwycająco cudownego jednocześnie, co pozwoli lepiej dostrzec, jak dziwny jest ten świat”.

Dorzućmy do tego fakt, że niektóre zadania umieszczone pod hasłami również nie nadają się dla dzieci. Autorzy „Teatru” sugerują na przykład czytelnikowi, żeby poszukał w sieci dość odważnych fotografii Spencera Tunicka, przedstawiających… zbiorowe akty. Na pewno są to zdjęcia warte uwagi, tylko czy aby uwagi dziecka? Starszego czytelnika tego typu hasła mogą, owszem, zainteresować, ale po kilku kolejnych on także raczej odłoży tę książkę z powodów, o których pisałam wcześniej. Jeżeli nie zna się na portugalskiej kulturze i niezbyt go ona interesuje, jeżeli nie planuje wielkich portugalskich wakacji i nie ma w planach nauki języka portugalskiego, tylko chciałby po prostu dowiedzieć się czegoś o teatrze, nie będzie do końca usatysfakcjonowany. Prawdopodobnie zniechęcą go częste odniesienia do obcej, nieznanej mu kultury, którą książka przybliża w dość przypadkowy i fragmentaryczny sposób.

Należy co prawda oddać sprawiedliwość polskiemu wydawcy i stwierdzić, że hasła naszpikowane informacjami o Portugalii sąsiadują z odniesieniami do naszego rodzimego podwórka, ale te ostatnie sprawiają wrażenie zabłąkanych w tekście. Z rzadka i bez większego zamysłu wspomina się choćby o polskich festiwalach teatralnych, polskich teatrach lalek czy polskim muzeum plakatu.

Kim jest zatem idealny odbiorca „Teatru. Zadaniariusza”? Wyobrażam sobie, że jest nim chłopak lub dziewczyna w wieku licealnym lub studenckim, interesujący się teatrem i Portugalią, najlepiej uczący się języka portugalskiego i uczęszczający na zajęcia teatralne, podczas których będą mogli wykonać co ciekawsze zadania.

To niewielka publiczność. A szkoda, bo „Teatr” to książka, która ma bardzo duży potencjał. Gdyby polski czytelnik dostał do ręki jej całkowicie spolszczoną wersję, mogłaby być prawdziwym hitem. Cóż, czasem samo tłumaczenie to po prostu za mało. A połowiczna wierność oryginałowi potrafi przynieść więcej szkody niż pożytku.

 

Książka:

Ricardo Henriques, „Teatr. Zadaniariusz”, il. André Letria, przeł. Jakub Jankowski, Wydawnictwo Tako, Toruń 2018.

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.