Szanowni Państwo!
Przemówienie, które wygłosił w sobotę w Warszawie Joe Biden, zebrało mieszane recenzje. Niektórzy przekonywali, że miało ono historyczne znaczenie, a prezydent Stanów Zjednoczonych ogłosił w nim nastanie nowej epoki w stosunkach międzynarodowych. Inni wskazywali, że nie zawierało ono nowych deklaracji, a w szczególności nie wzmacniało pozycji Ukrainy, która broni się przed rosyjską inwazją.
Tak czy inaczej, wydaje się jasne, co było głównym motywem wystąpienia Bidena. Chodziło o starcie dwóch ustrojów i modeli życia, dziejowy konflikt między demokracją a autokracją, który rozgrywa się na naszych oczach. Amerykański prezydent podkreślał, że jest to potyczka, która ma znaczenie międzynarodowe – i w domyśle obejmuje zasięgiem nie tylko Rosję, ale i Chiny – ale również wewnętrzne. Powiedział, że o demokrację i rządy prawa trzeba walczyć również na podwórku krajowym, w tym w samych Stanach Zjednoczonych.
Biden z pewnością odnosił się także do sytuacji w Polsce, która w ostatnich latach odnotowała rekordowe spadki w rankingach określających jakość demokracji i rządów prawa. Jednak w tej chwili bardziej bezpośrednie potyczki czekają demokratów gdzie indziej. Już w najbliższych dniach Europa będzie obserwować ważne wybory w dwóch krajach. 3 kwietnia Węgrzy będą głosować w wyborach parlamentarnych. Tydzień później Francuzi pójdą do głosowania w pierwszej turze wyborów prezydenckich.
Węgierskie wybory mają w tym roku dodatkowy wymiar, związany z wojną Rosji przeciwko Ukrainie. Węgry jako jedyny kraj Unii Europejskiej nie opowiedziały się jednoznacznie po stronie Ukrainy. Co więcej, w węgierskich mediach zależnych od Fideszu, partii Viktora Orbána, pojawia się sporo prokremlowskiej propagandy.
A to tylko jeden z problemów. Od kiedy Viktor Orbán wygrał wybory parlamentarne na Węgrzech w 2010 roku, kraj ten stał się w światowej nauce najważniejszym przykładem nieliberalnego zwrotu w polityce światowej – drogi do „demokracji nieliberalnej”, jak opisał swój preferowany ustrój węgierski premier. Obecnie organizacje takie jak Freedom House oraz Varieties of Democracy Institute – autorzy wpływowych rankingów demokracji na świecie – opisują Węgry jako kraj częściowo wolny albo demokrację elektoralną.
To oznacza, że w kraju odbywają się wybory, ale nie ma tam pełnych swobód obywatelskich, które charakteryzują zdrową demokrację. Coraz częściej mówi się również o tym, że sam proces wyborczy przestał spełniać kryteria uczciwości. W tej chwili wiele wskazuje na to, że Orbán ponownie wygra wybory. W sondażach może liczyć na około 48–50 procent poparcia. Węgierska opozycja, która startuje zjednoczona ze wspólnej listy, notuje wyniki około 43–46 procent.
Historię rządów Viktora Orbána opisał Paul Lendvai w książce „Orbán”, wydanej w serii Biblioteka Kultury Liberalnej. O tym, że węgierska nieliberalna demokracja jest modelem rządzenia opartym na systematycznym oszukiwaniu, opowiadał niedawno w „Kulturze Liberalnej” węgierski konstytucjonalista András Sajó.
We Francji sytuacja wygląda inaczej, ale tamtejsze wybory również dają powody do niepokoju. Francuska kampania wyborcza to historia wzlotów i upadków startujących w niej kandydatów. Można jednak powiedzieć, że jej najważniejsi aktorzy to obecny prezydent Emmanuel Macron oraz dwójka kandydatów skrajnej prawicy, Marine Le Pen oraz Eric Zemmour. Według badań opinii publicznej Macron może obecnie liczyć na około 28–30 procent głosów, Le Pen notuje poparcie 17–19 procent głosujących, natomiast Zemmour zanotował ostatnio spadek poparcia do około 11 procent. Podobnym poparciem cieszy się Valérie Pécresse z prawicowej Partii Republikańskiej, natomiast Zemmoura wyprzedza kandydat skrajnej lewicy Jean-Luc Mélenchon z wynikiem 14 procent.
Wygląda więc na to, że w drugiej turze zmierzą się Macron oraz Le Pen, podobnie jak pięć lat temu. Macron ma duże szanse na zwycięstwo, co byłoby dobrą wiadomością dla Polski. Jego potyczka z Le Pen i Zemmourem wpisuje się bowiem w podział, o którym mówił w Warszawie Joe Biden.
Z jednej strony kandydat o liberalno-demokratycznych przekonaniach, który opowiada się za jednością Zachodu i większą integracją europejską. Z drugiej strony kandydaci wykazujący postawy prorosyjskie, którzy sceptycznie patrzą na Unię Europejską oraz NATO. Warto zatem uważnie obserwować, w jaki sposób Francja będzie zmieniać się w następnych latach.
W aktualnym numerze „Kultury Liberalnej” piszemy o wyborach na Węgrzech i we Francji, które zwiastują ważny tydzień w europejskiej polityce.
Jarosław Kuisz w rozmowie z Jakubem Bodzionym opowiada o sytuacji politycznej we Francji w ostatnich tygodniach kampanii wyborczej. Kuisz mówi o tym, w jaki sposób na francuskie wybory prezydenckie wpłynęła wojna, jak wygląda kampania Emmanuela Macrona i jego konkurentów, a także o tym, co może być największym przeciwnikiem kandydatów, czyli o… absencji wyborczej. Wynik ma znaczenie również dla Polski. Jak wyjaśnia Kuisz, jeśli chodzi o głównych kontrkandydatów Macrona – Marine Le Pen, Erica Zemoura oraz Jean-Luca Melenchona – „ich wypowiedzi o Rosji i sympatie prokremlowskie są tak daleko idące, że z całą pewnością nie są to kandydaci, których polska polityka powinna sobie życzyć we Francji”.
Zsolt Enyedi, profesor nauk politycznych w Central European University w Wiedniu (a wcześniej w Budapeszcie, skąd uczelnia musiała się wynieść), w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem mówi o węgierskich wyborach i systemie politycznym. W tym kontekście warto zastanowić się, dlaczego węgierski rząd zajmuje niejasną postawę wobec inwazji Rosji na Ukrainę.
Byłoby dobrze, gdyby również polski rząd przemyślał w tym kontekście własną agendę polityczną.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”