„Gdy wrażliwość młodości zetknie się z obojętnością rodziców, z lekceważeniem dorosłych, ze światem, którego język, prawa i obrazy podsycają rozpacz, trudno jest zawrócić z drogi do zatracenia” [8] – to słowa Toni Morrison z przedmowy do jej debiutanckiej powieści. Mogłyby one dobrze określać punkt wyjścia filmu Colma Bairéada. Główną bohaterkę, dziewięcioletnią Cait, poznajemy leżącą wśród wysokich traw niczym za barierą oddzielającą ją od świata – przeżywa właśnie rzadkie chwile szczęścia. Za moment niechętnie wróci do domu, gdzie czekają ją połajanki ze strony przepracowanej matki, złośliwych sióstr czy skorego do burd ojca. Niewiele lepiej Cait odnajduje się w szkole, gdzie nieporadnie maskuje głód i podkrada koledze mleko. Zawsze towarzyszy jej zawstydzenie – nosi w sobie ból, którym nie może się z nikim podzielić. U jego źródeł leży nie tyle samo ubóstwo jej rodziny, co raczej emocjonalne zaniedbanie, poczucie bezsiły i radykalna samotność; zamiast walczyć ze światem, Cait niemo poddaje się jego coraz okrutniejszym wyrokom. Wieczorem między rodzicami wybucha kolejna kłótnia, której stawką okazuje się wysłanie dziewczynki na lato do krewnych; nic nie wskazuje na to, by jej losy miały odmienić się na lepsze.

Historia irlandzkiego Kopciuszka daleka jest od bajkowości: to raczej opowieść o cichym cierpieniu i gorzkie oskarżenie świata dorosłych – okrutnej rzeczywistości nieposkromionego egoizmu, w którą wrzucone zostają dzieci. | Grzegorz Brzozowski
Materiały prasowe dystrybutora Nowe Horyzonty

Tu jednak pojawia się jeden z najciekawszych dramaturgicznych pomysłów filmu Bairéada: Cait trafia do domu Eibhlín i Seána, wygłodniałych dziecięcej miłości. „Cicha dziewczyna” mogłaby kojarzyć się z opowieścią o Kopciuszku: wbrew beznadziei, czekamy na pojawienie się dobrej wróżki, która przerwie niezawinione cierpienie bohaterki. Bairéad unika jednak sentymentalnych uproszczeń: tworzy czułą i mądrą opowieść o bólu dorastania, w którym nie ma przepisu na oczywisty happy end. Historia irlandzkiego Kopciuszka daleka jest od bajkowości: to raczej opowieść o cichym cierpieniu i gorzkie oskarżenie świata dorosłych – okrutnej rzeczywistości nieposkromionego egoizmu, w którą wrzucone zostają dzieci. „Cicha dziewczyna” może przenieść widza do najtrudniejszych emocji dzieciństwa – poczucia niemocy, radykalnego osamotnienia i bezsiły – to mieszanka, które może podważyć wiarę najmłodszych w sens życia. Cait stoi na progu depresji, a może samozniszczenia; zadaniem, jakie postawił sobie Bairéad zdaje się odtworzenie trudnej drogi, dzięki której koszmar dzieciństwa może ulec zmianie. 

Stawką pierwszej części filmu stanie się przełamanie oporów dość szorstkiego w obejściu Seána, który mógłby konkurować z Cait w milkliwości. Kolejnym wyzwaniem będzie wyjaśnienie mrocznej tajemnicy rodzinnej pary kuzynów. Z czasem spotkanie z wróżką okazuje się szansą na normalne dojrzewanie: Cait uczy się podstawowych domowych obowiązków i zaczyna wierzyć we własne siły. Tę przemianę świetnie oddaje refren sekwencji, w których dziewczynka trenuje bieg aleją drzew do skrzynki pocztowej, dopingowana przez Seána. Wyścig z czasem stanie się tematem ostatniej części filmu: wraz z końcem lata Cait powinna wrócić do rodziny. Czy nawet jeśli odnajdzie u krewnych szczęście, nie zwiększy to tylko jej cierpienia w związku z nieuchronnym powrotem do punktu wyjścia?

Materiały prasowe dystrybutora Nowe Horyzonty

Czuły reżyser

Warto docenić znakomity styl, w jakim opowiedziana została ta prosta na pozór historia. Bairéad świetnie operuje detalem – pozostawione na stole ciastko dla Cait urasta do symbolu przełamania oschłości Seána. Nie zabraknie tu prostych, a celnych wizualnych metafor – jak chociażby pojawienie się trzeciego światła na drugim brzegu zatoki w momencie, kiedy dziewczynka zaczyna dobrze się czuć w domu dwójki krewnych. Bohaterów filmu Bairéada cechuje przede wszystkim powściągliwość; przemawia za nich właściwie sama ich obecność. Emocje uderzają najmocniej kiedy wyrażone są nie wprost – tym samym każdy gest czy słowo, które pojawią się w filmie, nabierają wyjątkowej wagi. Zwłaszcza jeśli są to momenty bliskości przełamujące okrucieństwo codziennej rzeczywistości: chociażby czułość okazywana sobie przez starszą parę – Bairéad oddaje ją przez podpatrzone, niemal ukradkowe gesty, jakby bohaterowie chronili się przed wścibstwem świata.

„Cicha dziewczyna” poraża psychologiczną głębią wyrażoną bardzo subtelnymi środkami. Nawet antagoniści potraktowani tu zostali jako postaci poniekąd tragiczne: swoją nieporadność w zmaganiach z codziennością przykrywają fałszywą dumą. | Grzegorz Brzozowski

Tego swoją drogą w filmie nie brakuje; jego wcieleniem są chociażby sąsiedzi Seána i Eibhlín, którzy wykorzystują spotkanie z Cait dla wywęszenia domniemanych tajemnic jej opiekunów. Co znamienne, nawet oni ukazani zostają przez Bairéada bez nadmiernego osądu, a raczej z pewnym współczuciem dla goryczy, w której sami się pogrążają – podobnie jak postać okrutnego ojca Cait. „Cicha dziewczyna” poraża psychologiczną głębią wyrażoną bardzo subtelnymi środkami. Nawet antagoniści potraktowani tu zostali jako postaci poniekąd tragiczne: swoją nieporadność w zmaganiach z codziennością przykrywają fałszywą dumą. To w jej imię ojciec Cait nie godzi się choćby na wsparcie ze strony krewnych; odrzuca je jako domniemane upokorzenie, za które próbuje odpłacić się gestem upokorzenia darczyńców. Kiedy w jednej ze scen Eibhlín chce przekazać mu warzywa dla jego rodziny, a te wymykają się z jej rąk, on nie zechce ich podnieść – ostentacyjnie czeka na jej reakcję. Połączenie arogancji i zapętlenia w nędzy przekłada się na cierpienie dzieci; w rodzinnym domu Cait stają się one tanią siłą roboczą, obciążeniem dla budżetu (ojciec narzeka, że Cait za dużo je) lub środkiem do złudnego podbijania statusu (w pewnym momencie ojciec próbuje zawstydzić krewnych aluzją do braku dzieci w ich domu). 

Materiały prasowe dystrybutora Nowe Horyzonty

W kręgu poniżonych to ci najsłabsi i najwrażliwsi cierpią najbardziej – na dodatek w milczeniu. O ile inny nominowany w tym roku do Oscara film, „Blisko” Lukasa Dhonta, traktował o krzywdzie które dziecięcej wrażliwości mogą wyrządzić rówieśnicy przejmujący okrutne wzorce dorosłych, tutaj oskarżenie tych ostatnich zostało wyrażone wprost. Nie sprowadza się ono przy tym do prawienia morałów; Bairéad pokazuje raczej, jak wiele tracą ci, którzy tkwią w egoizmie kosztem własnych dzieci – odcinają się od daru, jakim jest ich wrażliwość.

Być może najpiękniejszym wyrazem tej wrażliwości jest w filmie milczenie. W przypadku innej wybitnej opowieści o zderzeniu dziecka z niezasłużonym bólem, „Lata 1993” Carli Simon, milczenie głównej, kilkuletniej bohaterki było przede wszystkim wyrazem jej traumy po utracie rodziców – film stawał się opowieścią o trudnej drodze dziecka do odzyskania zdolności do śmiechu. W filmie Bairéada milczenie zmienia swój charakter. O ile na początku jest ono wymuszone na bohaterce – to bariera, którą oddziela się ona od zbyt bolesnej rzeczywistości, jedyna ścieżka jej ucieczki przed wrogim światem – z czasem staje się ono wyrazem jej wewnętrznej siły i środkiem świadomej ochrony wrażliwości: jak zauważa Seán w rozmowie z Cait, czasami warto milczeć.

Materiały prasowe dystrybutora Nowe Horyzonty

Cierpienie niewinnych, bezkarność dorosłych

„Cicha dziewczyna” wpisuje się oczywiście w pewną tradycję opowieści o dziecięcej wrażliwości wystawianej na próbę przez świat dorosłych. Za jeden z najwybitniejszych filmowych przykładów tego nurtu można uznać „Noc myśliwego” [1955] Charlesa Laughtona. Dwójka dzieci ściera się tu z metafizycznym wręcz złem, wcielonym w postać świętoszkowatego pastora, który wędruje po Stanach Zjednoczonych z samozwańczą misją piętnowania niemoralności (a przy okazji: łowienia majątków wykańczanych po drodze kobiet). Najbardziej dojmująca w filmie Laughtona jest samotność najsłabszych. Kiedy ich świeżo owdowiała matka ulega gładkim opowieściom pastora, które omamiły też lokalną społeczność, dzieci pozostawione zostają same sobie – wyruszają w straceńczą nocną ucieczkę łodzią po rzece. Dla ścigającego je niczym Król olch pastora są przede wszystkim środkiem do celu – znają sekret ukrytego przez ich ojca skarbu. I w tej opowieści pojawi się w końcu dobra wróżka – zdolna w krytycznym momencie wyciągnąć strzelbę. Film Laughtona daleki jest jednak od happy endu: pozostaje do dziś wstrząsającą opowieścią o bezkarności zła i łatwości zadawania najmłodszym cierpienia w imię wyznawanych przez dorosłych dogmatów.

Jeśli chodzi o literackie wzorce opowieści o niezawinionym cierpieniu dzieci, warto przywołać raz jeszcze debiutancką powieść Toni Morrison, „Najbardziej niebieskie oko”. Jej czarnoskórą bohaterkę, Pecolę, oraz „Cichą dziewczynę” wiele łączy – pomimo dzielących je czterech dekad (fabułą książki rozgrywa się w 1941, filmu w 1981). Bohaterka Morrison również próbuje oprzeć się okrucieństwu dorosłych, którzy sami tworzą dla siebie piekło. Jej ojciec zatraca się w brutalności i alkoholizmie, projektując na żonę””potok swych daremnych pragnień i tłumionej na innych frontach furii” [s. 56], ta z kolei potrzebuje jego wybryków, by utwierdzać się w roli męczennicy. W obliczu tych napięć Pecola pogrąża się w pragnieniu samounicestwienia: „Dziewczynka miotała się między nieprzepartym pragnieniem, aby któreś z rodziców umarło, a szczerym życzeniem śmierci samej sobie” [s. 57]; „Napinała brzuch, żeby zapobiec szybko wzbierającym w niej mdłościom. […] Proszę cię, Boże – szeptała w przyłożoną do ust dłoń. – Spraw, żebym zniknęła. Zacisnęła mocno powieki. Drobne części jej ciała rozpływały się w nicość. Najpierw powoli, potem nagłym zrywem. Znowu powoli. Po kolei znikały palce, potem ręce aż do łokci. Teraz stopy. Tak, dobrze. I całe nogi. […] Choćby nie wiem jak się wysilała, oczu nigdy nie mogła wymazać” [s. 58]. Podobną strategię samowymazywania zastosował synek pary pogrążonej w piekle rozwodu we wstrząsającej „Niemiłości” [2017] Andrieja Zwiagincewa.

Bohaterka powieści noblistki również trafia w pewnym momencie do rodziny zastępczej. Przekonana o swojej brzydocie, okazuje się wówczas owładnięta pragnieniem posiadania niebieskich oczu – na wzór białych dziewczynek. Łapczywie pije mleko tylko dlatego, że może to robić z kubka z podobizną Shirley Temple. Odrzucona przez rówieśników, nie może liczyć na wsparcie ze strony dorosłych – ukrywa się przed opiekunką z objawami pierwszej menstruacji. Emocjonalne wyobcowanie dziecka („Nikt nic do mnie nie mówi, nie pyta, jak się czuję” [s. 21]) nakłada się tu na alienację związaną z napięciami rasowymi: „tak absurdalne zjawisko jak demonizacja całej rasy mogło zakorzenić się we wnętrzu najdelikatniejszej istoty w naszym społeczeństwie – w dziecku, w małej dziewczynce, z racji płci tym bardziej wrażliwej i bezbronnej” [s. 10]. Debiut Morrison to wstrząsająca opowieść o internalizowaniu przez Afroamerykanów poczucia niższości, które przekazywane jest najsłabszym, prowadząc do ich tragedii.

Materiały prasowe dystrybutora Nowe Horyzonty

Wybór tak jednoznacznej ofiary presji społecznej niesie ze sobą jednak pewne ryzyko. Morrison przyznaje, że próbowała uniknąć poczucia łatwego katharsis i przypisania jedynie powieściowym antagonistom odpowiedzialności za cierpienie niewinnych: „przeniesienie punktu ciężkości powieściowych dociekań na postać tak delikatną i bezbronną może wywołać u czytelników wygodne uczucie litości w obliczu klęski głównej bohaterki, zamiast skłonić ich do zastanowienia się nad własnym udziałem w tym dziele zniszczenia” [s. 11]. Jak się okazuje, cała społeczność zmarginalizowanych szuka w Pecoli kozła ofiarnego; ona znajduje ostatecznie ucieczkę w szaleństwie: „Zdobiła nas jej prostota, uświęcała nas jej wina, jej cierpienie sprawiało, że promienieliśmy zdrowiem, na tle jej nieśmiałości wszyscy tryskaliśmy humorem. Słuchając, jak z trudem się wysławia, wierzyliśmy, że sami rozprawiamy ze swadą. Byliśmy hojni kosztem jej nędzy. Nawet ze snów ją odzieraliśmy, żeby uciszyć dręczące nas koszmary” [s. 229]. Zarówno Morrison, jak i Bairéad dają nam do zrozumienia, że wobec cierpienia najsłabszych wszyscy możemy poczuwać się do współwiny. Oboje dają jednak nadzieję, że właśnie to poczucie może się stać pierwszym krokiem do jakiejkolwiek zmiany. 

Przypisy:

Toni Morrison, „Najbardziej niebieskie oko”, przeł. Sławomir Studniarz, Świat Książki, Warszawa 2014.