Krzysztof Katkowski: Czym jest dla pana Ameryka Łacińska?
Tomasz Pindel: Przede wszystkim: absolutną fascynacją, i to pod wieloma względami. Kiedy studiowałem na Uniwersytecie Jagiellońskim, filologia hiszpańska była zasadniczo bardzo… hiszpańska. Skupialiśmy się zasadniczo na Hiszpanii – nie zajmowaliśmy się, na przykład, w ogóle historią Ameryki Łacińskiej, podobnie specyficznymi odmianami językowymi z kontynentu. Dopiero na trzecim roku mieliśmy świetny kurs literatury hispanoamerykańskiej, prowadzony przez Ewę Nawrocką. To dzięki temu kursowi, dzięki tej liście lektur wciągnąłem się w ten świat. Były to klasyki, postaci pokroju Borgesa, Vargas Llosy, Garcíi Márqueza… Zachłysnąłem się tą różnorodnością, obfitością.
To, zresztą, dlatego do tej pory mam problem, jak ktoś mówi, że „literatura latynoamerykańska jest jakaś tam”, kiedy przypisuje się jej pewne konkretne cechy. Tam jest wszystko. I to nie tylko wśród klasyków, których poznawałem w latach dziewięćdziesiątych. Dalej jest to wręcz kopalnia niesamowitej literatury. Zawsze jak wracam z Ameryki Łacińskiej bardzo, bardzo ciężkie walizki.
A czemu nie literatura hiszpańska?
Nie uważam, że jest gorsza, absolutnie. Po prostu mniej mnie ciekawi – z całym szacunkiem dla wielu autorów klasycznych dla tego kraju, też bardzo interesujących. A żeby nie być gołosłownym: bardzo ważnym autorem jest na pewno dla mnie Javier Marías, którego kilka książek na polski miałem przyjemność tłumaczyć. Uważam go za najwybitniejszego pisarza języka hiszpańskiego. Mam wrażenie, że tej kategorii pisarzy na świecie prawie już nie ma – jest to wielka literatura, która unika wpadania w autotematyczne zagrywki zachwytów nad samą sobą. Są tam emocje, analizy, ale jest też dobra fabuła. Jest to, po prostu, wciągające – a nie tylko wysublimowana językowo, hermetyczna proza.
Przeczytaj także wywiad z Filipem Łobodzińskim >>>
Hiszpania to też kraj Eduardo Mendozy… i wielu innych świetnych pisarzy i pisarek. Acz moje serce bije po stronie latynoskiej, bo to też większy obszar, gdzie wiele kwestii się nakłada. To cały świat, który trzeba zrozumieć. Jednocześnie, nie można wrzucać go do jednego worka: Peru i Meksyk, dajmy na to, to kompletnie inne miejsca na świecie.
Napisał pan książkę o synkretyzmie religijnym we współczesnym Meksyku, która ma się niedługo ukazać. Ciekawi mnie ta umiejętność – w tym wypadku akurat autorów meksykańskich – do łączenia różnych wymiarów, rzeczywistości. Dobrym przykładem jest chociażby „Pedro Páramo” Juana Rulfo, gdzie w pewnym momencie książki nie byłem pewien, czy główny bohater żyje, czy nie… To właśnie zabawa wymiarami, przez niektóre europejskie opracowania spłycana do łatki „schizofreniczności”.
Widać to też w literaturze polskiej, jak chociażby w „Prawieku…” Olgi Tokarczuk. U źródła realizmu magicznego leży myślenie magiczne, którym posługujemy się tak naprawdę wszyscy. Udajemy w Europie racjonalizm, ale kryje się pod nim często właśnie taki rodzaj mentalności.
A co do „Pedro Páramo” – co roku zauważam wśród moich studentek, że jest to książka, która ma swój mały „fanklub”. Trafia do współczesnego czytelnika, z młodego pokolenia, z Polski – tak samo jak trafiała do czytelników z czasów boomu, którzy zaczytywali się tą pionierską powieścią. Nie jest to jednocześnie proza, która kiedykolwiek była czy stanie się bestsellerem – mimo że to klasyk literatury światowej XX wieku, nie tylko tej latynoamerykańskiej.
To książka-narkotyk.
Otóż to, można ją czytać wiele razy, a i tak wydobywać z niej nowe sensy, konteksty. Tych elementów, warstw, jest bardzo dużo.
To samo można powiedzieć o jednym z pana ulubionych autorów – moich zresztą też – wymienionym już w tej rozmowie Javierem Maríasem.
To autor wprawdzie wydany po polsku, ale wciąż niedostatecznie u nas znany. Warto zauważyć, że tytuły jego książek są specyficzne, bo to często cytaty z dzieł Szekspira (moim zdaniem w ogóle Maríasa i autora „Hamleta” łączy dużo więcej i na wielu poziomach). I tak na przykład jego trylogia „Twoja twarz jutro” pokazuje wszystko, co wybitne u Maríasa. Acz początek jednak najlepiej chyba sięgnąć po „Serce tak białe” – pierwszą dojrzałą powieść tego autora.
Przeczytaj także recenzję biografii Mario Vargasa Llosy >>>
Marías jest jednocześnie autorem, który zmarł za wcześnie. Jego ostatnie powieści – „Tomás Nevinson” i „Berta Isla” – też są znakomite i warte uwagi. Czyta się je jak powieści sensacyjne. To thriller szpiegowski będący wybitną powieścią psychologiczną. To jest świetne! On pisze tak, jak my myślimy. Używa długich zdań, które w hiszpańskim oryginale są często w pisane trybie subjuntivo, a więc wyrażającym potencjalność, domniemanie… Zdań, które się rozgałęziają.
Który pisarz z Ameryki Łacińskiej jest panu najbliższy?
Nie mam pojęcia. Jednego nie jestem w stanie wskazać.
Może być piątka autorów.
Na pewno Roberto Bolaño, który stoi on w rozkroku między dwoma latynoamerykańskimi „boomami”, tym z lat 60. i współczesnym. Dalej: Eduardo Halfon, z którego twórczością mam bardzo bliską relację. Są też klasycy, tacy jak Virgilio Piñera, wybitny pisarz kubański. Bardzo przemawia też do mnie to, co pisze Claudia Piñeiro, współczesna pisarka z Argentyny, łącząca thriller z treściami społecznymi. O, i jest też Martín Solares! Nie przepadam za kryminałami, ale robię wyjątek dla tego autora, który w świetny sposób przedstawia realia Meksyku. Dalej: oczywiście, Mariana Enriquez, jedna z najważniejszych argentyńskich pisarek. Wymieniłem już więcej niż pięcioro, a powinienem wymienić jeszcze z piętnaścioro. Albo kilkadziesiąt.
Napisał pan też biografię Maria Vargas Llosy, autora z Peru, obecnie aktywnego w Hiszpanii. Czy to autor-pomost między tymi dwoma światami?
Mówimy o świecie literatury, a więc o świecie opartym na języku. Ma zatem ogromne znaczenie fakt, że tak w Hiszpanii, jak i w Ameryce Łacińskiej mówi się właśnie w tym języku. Dochodzi do tego ważny element – rynek. Proszę zwrócić uwagę na słynny „boom latynoamerykański”. W przypadku wszystkich związanych z nim autorów – jak Cortázar czy Vargas Llosa – widać pewną powtarzalność: droga do sukcesu wiedzie zawsze przez hiszpańskie wydawnictwa ze Starego Kontynentu, przez Madryt czy Barcelonę. Teraz, zresztą, oficyny te w większości zostały wykupione przez amerykańskie korporacje. Przykład: kiedy ktoś dostaje nagrodę jednego z najważniejszych wydawnictw hiszpańskojęzycznych, Alfaguara, to od razu jest wydawany w całym świecie hiszpańskojęzycznym. A gdzie siedzibę ma Alfaguara? Właśnie w Madrycie. Jest to jednocześnie wydawnictwo należące do grupy Penguin Random House.
Przeczytaj także felieton o przyjęciu Mario Vargasa Llosy do Akademii Francuskiej >>>
A co do Vargasa Llosy, ta biografia była inicjatywą wydawnictwa Znak, które wydaje tego autora w Polsce. Nie wahałem się jednak długo, bo to fascynująca postać. Przy okazji jego biografii można opowiedzieć o wielu ważnych wydarzeniach dla Ameryki Łacińskiej: o samym Peru, rewolucji kubańskiej, relacjach Hiszpania – Ameryka Łacińska, Świetlistym Szlaku, boomie latynoamerykańskim… Jest to jednak dalej peruwiański pisarz, wywodzący się z tego kraju. To przykład Latynosa, który podbija literaturę hiszpańską – a nie vice-versa. Choćby jego ostatnia powieść jest przecież wyraźnie peruwiańska, a nie hiszpańska: opowiada o narodowym charakterze Peruwiańczyków…
Jednocześnie, podobnie jak Peréz-Reverte, ma on wśród osób hiszpańskojęzycznych łatkę boomera.
Tak, Vargas Llosa uwielbia wypowiadać się na każdy temat, nawet jeśli niekoniecznie warto. Dotyczy to zarówno polityki peruwiańskiej, jak i hiszpańskiej…
Mówi pan, że to autor peruwiański. Dla mnie jednak, podobnie jak inni autorzy boomu latynoamerykańskiego, jest to autor uniwersalny, piszący o problemach globalnych – właśnie na peruwiańskich czy latynoamerykańskich przykładach.
Na tym dokładnie polegał boom – opowiadać historie lokalne tak, żeby były one uniwersalne. Zdiagnozował to Carlos Fuentes w swoim eseju na ten temat, pisząc, że powieść to mit (opowieść lokalna i zarazem uniwersalna) plus (ciekawa) struktura. Przykładem tego może być pierwsza powieść Vargasa Llosy „Miasto i psy”. Jest to książka, która opowiada o konkretnej szkole pod Limą, w konkretnym momencie historycznym, a jednocześnie staje się opowieścią nie tylko o grupie młodych ludzi, ale też o władzy opartej na przemocy, o autorytaryzmie, dyktaturze… W stanie wojennym, w Polsce, można było więc czytać tę książkę tak, jakby opowiadała o Polsce. Na tym polega magia wielu książek z tego regionu świata.
Patronat nad serią rozmów z tłumaczkami i tłumaczami literatury hiszpańskojęzycznej objęły Instytut Cervantesa i Stowarzyszenie Tłumaczy Literatury.