Szanowni Państwo!
Karol Nawrocki wygrał wybory prezydenckie przewagą 1,78 punktu procentowego, czyli przewagą 369 591 głosów. Spośród prawie 21 milionów Polaków, którzy zagłosowali w wyborach, blisko połowa jest teraz rozczarowana, a nawet nieszczęśliwa. Nieznacznie ponad połowa zadowolona, a być może tryumfuje.
Tym pierwszym pozostaje przyjąć do wiadomości, że wygrał człowiek o kontrowersyjnej przeszłości (udział w środowiskach kibolskich, znajomość ze środowiskami gangsterskimi), skłonności do nadużywania stanowiska do prywatnych celów (w Muzeum II Wojny Światowej i w IPN-ie), a przede wszystkim niewykazanych kompetencjach do tego, by reprezentować Polskę w kraju i za granicą. Przegrał kandydat dobrze przygotowany do tej roli, nieobciążony niejasnymi powiązaniami.
Frekwencja wynosiła 71,63 procent, a więc prezydenta wybrała duża reprezentacja obywateli. Warto jednak zastanowić się, co było motywacją do tej mobilizacji. Skoro wygraną Nawrockiego trudno uzasadnić zaletami jego kandydatury, warto szukać przyczyn szerzej – w poparciu dla obozu politycznego, który go wystawił, i w niechęci do obozu politycznego, który sprawuje władzę w Sejmie i w rządzie.
Ta wygrana to żółta kartka dla rządu Donalda Tuska, jak mówił w wieczorze wyborczym „Kultury Liberalnej” redaktor naczelny Jarosław Kuisz. Ci, którzy zmobilizowali się, by oddać głos na Nawrockiego, mobilizowali się jednocześnie, by zagłosować przeciw Tuskowi. Właśnie jemu, a nie Rafałowi Trzaskowskiemu, który nie miał, jak wzbudzić takiej emocji odrzucenia. Polityka rządu jest rozczarowująca dla jego zwolenników i nieakceptowalna dla przeciwników.
Sama polityka to jednak tylko część prawdy. Nie byłoby tej niechęci, a jednocześnie wyrozumiałości dla Nawrockiego, gdyby nie sprzyjające mu media prawicowe i media społecznościowe. O historii kawalerki, ustawek, powiązań z gangsterami, odbiorcy tych mediów znają inną prawdę niż ci, którzy ich nie śledzą. Tam Nawrocki nie budził grozy, tam był on ofiarą reżimu Tuska.
Z drugiej strony, mobilizacja zwolenników obecnego obozu i samego Trzaskowskiego mogłaby być większa także wtedy, gdyby jego kampania była inna. Trzaskowski próbował mobilizować elektorat, który, jak się okazuje, nie znalazł powodów, by zagłosować właśnie na niego.
Po pierwszej turze łatwo było oczywiście obliczyć, że samo poparcie zwolenników koalicji rządzącej nie wystarczy, by wygrać te wybory przedstawicielowi Koalicji Obywatelskiej. Jednak mobilizacja strony liberalnej być może mogła być większa, gdyby nie zwrot w prawo i gdyby Trzaskowski brał częściej pod uwagę potrzeby elektoratu progresywnego i młodego.
Dyskusja o tym wydawała się jednak niemożliwa, jak pisze Karolina Wigura z „Kultury Liberalnej” w powyborczym komentarzu na swoim profilu na Facebooku. Argumentów tych nie słuchali też politycy.
Pytanie, które teraz wielu sobie zadaje, brzmi: jakie wnioski wyciągnie Donald Tusk po wyborczej klęsce kandydata z jego ugrupowania. Czy utwardzi linię polaryzacyjną, będzie chciał zadowolić najtwardszy elektorat oczekujący rozliczeń, czy też zaproponuje program atrakcyjny dla odbiorców, którzy w tych wyborach poczuli zawód dotychczasowym działaniem rządu. „To obywatelska gorycz […] spowodowała absencję w pierwszej turze różnych grup społecznych, kluczowych dla zwycięstwa w 2023 roku. Przyczyną była utrata zaufania. Bo tamto zwycięstwo było możliwe dzięki kumulacji energii obywateli protestujących od 2015 roku, dzięki nowej świadomości obywatelskiej widocznej u kobiet i w średniej generacji, dzięki milionom, którzy pomagali Ukraińcom w 2022 roku, dzięki buntowi młodych przeciw establishmentowi PiS-u i dzięki wspaniałemu przywództwu oraz intuicji Donalda Tuska” – pisze w tekście na gorąco po ogłoszeniu wyników exit pollu Michał Boni.
Czy Sejm zarzuci prezydenta ustawami, przerzucając na niego decyzję o tym, czy wejdą w życie? Czy pokaże, że warto głosować na stronę demokratyczną?
Sam premier w wieczornym orędziu zapowiedział „determinację oraz wolę do działania” oraz wniosek o wotum zaufania do rządu. Z kolei Jarosław Kaczyńskim w swoim wystąpieniu zaproponował rząd techniczny. Jedno i drugie zagranie widzieliśmy już wcześniej.
Problemem dla rządu i dla samego Tuska jest jednak trend, który widać na świecie – po utracie władzy populiści odzyskują ją, natomiast wyborcy chętnie głosują na skrajną prawicę. Wyniki obu tur tych wyborów pokazują, że Polska znajduje się na tym kursie. Jak jednak pisze badacz najnowszych dziejów Europy Środkowo-Wschodniej i Polski, Padraic Kenney, „jestem bardziej optymistyczny co do przyszłości Polski niż co do bliskiej przyszłości Stanów Zjednoczonych”.
W aktualnym numerze „Kultury Liberalnej” nasz stały współpracownik i ekspert od zachowań wyborczych i populizmu profesor Ben Stanley analizuje, jakie wnioski płyną z wyników wyborów dla rządu Tuska i koalicji rządzącej w Sejmie. „Jednym z uderzających wniosków z exit pollu przeprowadzonego przez OGB jest to, że to Nawrocki był największym beneficjentem głosów oddanych na niego z powodu niechęci do swojego konkurenta. Podczas gdy 71,3 procent wyborców Trzaskowskiego stwierdziło, że większą motywacją do oddania głosu było poparcie wybranego kandydata, a tylko 28,7 procent, że bardziej motywowała ich niechęć do Nawrockiego, prawie czterech na dziesięciu (39,4 procent) wyborców Nawrockiego uznało, że ich głos był przede wszystkim głosem przeciwko Trzaskowskiemu. Prawdopodobnie większa rola Donalda Tuska w kampanii przed drugą turą wyborów jedynie zaostrzyła wrogość wyborców Nawrockiego, pomimo prób złagodzenia tonu”.
Co do tego doprowadziło? Zapraszamy do lektury tekstu Bena Stanleya i pozostałych komentarzy powyborczych w „Kulturze Liberalnej”.
Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin,
zastępczyni redaktora naczelnego „Kultury Liberalnej”