Ani media, ani społecznościowe. Jak je uregulować?
Odpowiedź zależy od źródeł naszych obaw: czy większym zagrożeniem jest nieskrępowana władza cyfrowych monopolistów, czy też głęboka interwencja państwa?
Odpowiedź zależy od źródeł naszych obaw: czy większym zagrożeniem jest nieskrępowana władza cyfrowych monopolistów, czy też głęboka interwencja państwa?
Szanowni Państwo! Trudno dokładnie wskazać rok, w którym nasza uwaga stałą się walutą. W świat mediów społecznościowych wchodziliśmy pełni optymizmu. Fascynowały nas innowacje, z którymi przyszli do nas twórcy Facebooka, Twittera, potem WhatsAppa, Instagrama, Snapchata, TikToka. Każdej z tych platform szybko przybywało użytkowników, w końcu okazało się, że na przykład Google zdominował rynek wyszukiwarek, a […]
W wymiarze globalnym oddaliśmy prawo do decydowania o akceptowalnych granicach wolności słowa prywatnym podmiotom, nie wiedząc niemal nic o tym, jak podejmowane są te decyzje.
Wielkie firmy technologiczne zabijają demokrację i konkurencję.
Gdyby mechanizmy rynkowe mogły zadziałać, już by się to wydarzyło. A więc mechanizmy rynkowe nie są właściwą drogą. Drogą jest regulacja. Ostra regulacja. Platformy będą musiały się nagiąć do zasad, które im narzucimy.
Lepszy jest system polityczny, w którym medium może zablokować konto prezydenta, niż system, w którym władza może zablokować niezależne media.
Wystarczy przesunąć Facebooka, pozostając w tej samej kanapowej pozycji, na tryb filmowy i ogarnia nas poczucie wielkiego, kojącego światła.
„Czujemy na Zachodzie, jak wzbiera fala tej rozpaczy egzystencjonalnej. Nie muszę nic robić, żeby przeżyć, nie mam zadanej zewnętrznej konieczności – i po co w ogóle wstawać rano? Po co podejmować jakiekolwiek wyzwania? Po co żyć?”, mówi słynny pisarz.
O tym, że polska – i nie tylko polska – debata publiczna żeruje zwykle przy samym dnie, przekonujemy się regularnie. Zaskakujące jest więc nie tyle to, że wciąż słychać pukanie od spodu, ale skąd ono dochodzi. Tym razem ze strony partii Razem.
Nie twierdzę, że technologia nie może być niebezpieczna, ale z samej natury jest ambiwalentna. Nie jest bronią palną, bo może być wykorzystywana na szereg różnych sposobów. Nie sądzę, żeby ludzie mieli poczucie eksploatacji przez niecny system algorytmów, kiedy oglądają Netflixa i algorytm proponuje im kolejne seriale na podstawie tych już obejrzanych.
Romans z internetowym oszustem, zaręczyny w grupie terapeutycznej czy przegląd nieszczęść rosyjskich kochanków – to tylko niektóre z dokumentalnych ujęć miłości w programie zakończonego właśnie festiwalu.
„Największym problemem jest popularność narracji opartych na nieprawdziwych informacjach. To działa bardzo efektywnie, bo jest powtarzane tysiące razy, co, zgodnie z myślą Josepha Goebbelsa, decyduje o tym, co jest prawdą, a co nie. Tylko że nie ma jednego totalitarnego państwa i jednego Goebbelsa, ale tysiące Goebbelsów – różnych frakcji, tendencji i poglądów”, mówi profesor z Uniwersytetu Oksfordzkiego.
Należy pozbyć się naiwnej wiary, że media społecznościowe mogą naprawić się same. Skrucha i uspokajające zapewnienia twórcy Facebooka są obietnicami bez pokrycia.
„Demokracja umrze w sposób podobny do starzejącego się człowieka – stopniowo kolejne organy zaczną zawodzić, aż dalsze funkcjonowanie stanie się niemożliwe”, mówi brytyjski politolog z Uniwersytetu w Cambridge.
Doniesienia medialne o aferze wokół Cambridge Analytica koncentrują się przede wszystkim na kwestii ochrony danych osobowych w mediach społecznościowych oraz stosowaniu nieuczciwych metod marketingowych w kampaniach politycznych. I słusznie – te dwa aspekty problemu są niezmiernie istotne. Jest jednak jeszcze jeden ważny wątek tej historii, z rzadka podejmowany w komentarzach – kwestia współpracy nauki z biznesem.