Pomagamy, ale nie umieramy
Wojna w Ukrainie przechodzi w stan „nienormalnej normy”. To stan, w którym coraz częściej żyjemy – wszystko jedno, czy chodzi o wojnę, sypiące się połączenia lotnicze, powracającą pandemię czy atakującą inflację.
Wojna w Ukrainie przechodzi w stan „nienormalnej normy”. To stan, w którym coraz częściej żyjemy – wszystko jedno, czy chodzi o wojnę, sypiące się połączenia lotnicze, powracającą pandemię czy atakującą inflację.
„Gruzja po rewolucji róż” Jana Brodowskiego łączy rzetelność badawczą z atrakcyjnym przekazem. Pokazuje kraj, który utknął w przedsionkach Zachodu, i nie wie, jak się z nich wydostać.
Początkowo „Pokazuchę” czyta się jak kronikę wydarzeń kryminalnych. Autorka pisze o ważnych dla Gruzji problemach, przede wszystkim związanych z przemocą domową czy kulturowo sankcjonowanym brakiem równouprawnienia. Problem w tym, że robi to selektywnie.
Inicjatywa Partnerstwa Wschodniego, która formalnie powstała na szczycie w Pradze w maju 2009 roku, to niewątpliwie najistotniejsza spuścizna pierwszej prezydencji Czech w Radzie Unii Europejskiej. Jej celem było nawiązanie bliższej współpracy UE z sześcioma republikami postradzieckimi. Dziesięć lat później wydaje się, że inicjatywa znalazła się w ślepej uliczce i straciła na znaczeniu w ramach agendy unijnej.
Porzucamy wstyd i cieszymy się nagością i czystą fizjologiczną przyjemnością fotografowania. Jeszcze przez chwilę, jeszcze ten widoczek. Póki można.
„Ostrzejsze sankcje wobec oligarchów z otoczenia kremlowskiego są potrzebne. Wtedy będą musieli dokonać wyboru: albo nadal wspierać agresywne działania reżimu putinowskiego i ponieść za to wspólną odpowiedzialność, albo zdystansować się od Putina”, mówi politolog z Uniwersytetu Państwowego w Petersburgu.
„Ukraina nie prowadzi antypolskiej polityki. Prowadzi politykę ukrainotwórczą i antysowiecką, antyrosyjską. Nie było do tej pory żadnej intencjonalnej antypolskiej narracji, ale jeszcze trochę tego konfliktu z Polską i ona się pojawi”, mówi Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, dyrektor programu zagranicznego „Otwarta Europa” Fundacji im. Stefana Batorego, była ambasador Polski w Rosji.
Konfrontacja zakochanej jednostki z tradycjonalistycznym otoczeniem może prowadzić do tragedii. Jednak w ujęciu gruzińskiego reżysera miłość niesamodzielnego czterdziestolatka okazuje się farsą.
Narodom Kaukazu, z których niemal każdy walczył niedawno z przynajmniej jednym sąsiadem, niełatwo jest przezwyciężyć traumy i zaszłości. Gruziński reżyser George Ovashvili próbuje swoim najnowszym filmem wypisać się z dominującego dyskursu nacjonalistycznego, a przy tym nie epatuje widza obrazami przemocy.
Wydawało się, że po rewolucji róż Gruzja coraz bardziej upodabnia się do Europy. Minimalistyczny film Tinatin Kajrishvili przedstawia jednak obraz codziennych dramatów związanych z rolą kobiety i mężczyzny na południowym Kaukazie i tym samym uczula na arbitralne przepisywanie zachodnich schematów.
Najsłynniejszym Gruzinem w historii nie jest – jak życzyłyby sobie niektóre media prawicowe – były prezydent tego kraju, Micheil Saakaszwili. Jest i pozostanie nim Józef Wissarionowicz Stalin. Saakaszwilemu nie uda się nawet zdobyć miejsca drugiego – po generalissimusie wspiął się na nie inny Gruzin, który również brylował na światowych salonach i przebywał na moskiewskich szczytach – wprawdzie krótko i bez przeprowadzania masowych czystek. To Eduard Szewardnadze.
Jak oddać złożoną rzeczywistość wojny bez pokazania przemocy? „Mandarynki” to nie tylko obraz bratobójczego konfliktu w Abchazji po upadku Związku Radzieckiego. Zaza Urushadze stawia przede wszystkim pytanie o (nie)możliwość reprezentacji wojennej traumy.
W numerze 169 „Kultury Liberalnej” z 3 kwietnia 2012 r. opublikowaliśmy recenzję Łukasza Pawłowskiego z książki „Kolory rewolucji” Krzysztofa Kozłowskiego. „Promowanie demokracji – pisał redaktor „Kultury Liberalnej” – to ogromny przemysł pochłaniający rokrocznie miliardy dolarów i angażujący setki tysięcy ludzi. Kim są ci ludzie, w czyim imieniu działają i jak wydają uzyskiwane pieniądze? Jak są […]
Łukasz Jasina Warto znać Rona Asmusa… Ronald Asmus stał się elementem powszechnej wyobraźni w naszym kraju kilkanaście miesięcy temu, kiedy nieżyjący już prezydent Lech Kaczyński zapytywał ministra Radosława Sikorskiego, czy „zna Rona Asmusa”. Mit Asmusa, jakże odległy od postaci go inspirującej – skromnego i zasłużonego w czasie naszych starań o przystąpienie do NATO politologa – […]