„Znak”, czyli o ukraińskim projektowaniu graficznym
O historii ukraińskiego projektowania graficznego, polsko-ukraińskim albumie „Znak” i o tym, dlaczego za komuny klienci się nie awanturowali.
O historii ukraińskiego projektowania graficznego, polsko-ukraińskim albumie „Znak” i o tym, dlaczego za komuny klienci się nie awanturowali.
Nigdy nie zrozumiesz kulturowych kodów Japonii, jeśli ograniczysz się do podziwiania jej najbardziej monumentalnych zabytków. Musisz pochylić się nad szczegółem: linią dachu, elementem stroju. Alex Kerr to wie i zaprasza nas w oryginalną i całkowicie autorską podróż po zaułkach Kioto.
Iljas Churi opowiada o trwającym do dziś exodusie, cierpieniu Palestyńczyków, którzy stali się Żydami Żydów, nie zapominając przy tym o tragedii tych ostatnich, przewiezionych z nazistowskich obozów na palestyńskie pole bitwy.
Zbiór esejów Rebeki Solnit to kłopotliwa książka. Z jednej strony, dobrze pokazuje, jak ciasne kategorie społeczno-kulturowe męskości i kobiecości redukują kobiety do roli milczących matek i gospodyń. Z drugiej – przyjęty przez autorkę genderyzm queer paradoksalnie umacnia i utrwala owe kategorie.
Kiedy Europa dowiedziała się o istnieniu nosorożców? Jaki wpływ na sprawowanie rządów przez chińskich cesarzy miał wiatr? W niezwykłych, zapętlonych ze sobą esejach Eliot Weinberger przypomina o istnieniu rzeczy pierwszych – żywiołów natury, zwierząt, drzew, miłości i wreszcie – poezji.
Dystans i poczucie humoru sytuujące się gdzieś pomiędzy ironiczną grzecznością a purnonsensem. Taki jest ogólny ton zapisków Kenkō, buddyjskiego mnicha, tworzącego w burzliwej epoce Kamakura. Dziś można go polubić choćby za to, że jego napomnienia moralne nie są podszyte przeświadczeniem, że wie się lepiej od innych, jak oni mają żyć, lecz osobistym doświadczeniem nietrwałości ludzkich powodzeń.
W czasach, kiedy deklaracja „jestem feministką” wywołuje serię negatywnej reakcji, a samo pojęcie kojarzone jest z siłami szatana, książka Mony Chollet jest szczególnie potrzebna i ważna. Najwyższy czas odczarować fantazmaty.
Ta książka to wielkie „J’accuse!” skierowane pod adresem francuskiej lewicy, która wyrzuciła na śmietnik hasła klasowe i zastąpiła je wezwaniem do emancypacji mniejszości. Eribon na długo przed Houellebecqiem opisał w niej to, co jest dziś istotą ruchu żółtych kamizelek.
To wydanie antologii pokazuje, że książka potrafi być mikrokosmosem, czyli małym porządkiem. Wszystko w niej, od kolejności tłumaczonych poetów, przez setki warsztatowych drobiazgów translatorskich, po rozplanowanie tekstu na stronicy, reprodukcje malarskie i gramaturę papieru – jawnie, ale bez nachalności, tworzy ten porządek. Chapeau bas.
Żyjecie w bańce mydlanej – pisze Mbembe do mieszkańców Zachodu – wasz komfort zbudowano na cudzej krzywdzie i wy to wiecie, choć udajecie, że nie wiecie. Ale nie cieszcie się. Dzisiejszy świat jest poddany przymusowi ciągłej zmiany. Również wy żyjecie na krawędzi zbiorowego szaleństwa.
Althamer przypomina cadyka z tradycji żydowskiej, a ludzie skupieni wokół niego nie tylko towarzyszą artyście, ale i odtwarzają pewną formę wspólnoty religijnej. Cóż, w świeckim społeczeństwie to sztuka przejmuje na siebie sprawy ducha. To dodaje otuchy.
Książka pod redakcją Mogilnickiego to nie tylko ilustracje. „Nie ma się co obrażać” to też zaproszenie do czegoś, co my, laicy, nieświadomi wszystkich męczarni, które związane są z procesem twórczym, bardzo lubimy – to zaproszenie do warsztatu mistrza.
Książka Nilüfer Göle jest próbą odpowiedzi na najbardziej palące pytania o obecność islamu w Europie – od kontrowersji wokół burek po kwestie minaretów. Göle stara się oddać głos zwykłym obywatelom – zwłaszcza europejskim muzułmanom, wokół których toczy się spór.
„Nie ma piękna bez cienia”, pisze Tanizaki w jednym z najsłynniejszych hymnów na cześć japońskiej estetyki, i jest to esencja jego poglądów. To, co japońskie, powinno być osłonięte od zbyt jaskrawego światła i „przesiąknięte pyłem ciemności”.
O Haiti, ciemnych stronach międzynarodowego systemu pomocowego, literaturze karaibskiej i swojej powieści „Niedziela, 4 stycznia” opowiada „Kulturze Liberanej” haitański prozaik Lyonel Trouillot.