[Azja w zbliżeniu] Pandemia, wzrost potęgi Chin, Tybetańczycy – podsumowanie 2020 roku w Azji
Pandemia, wzrost potęgi Pekinu i powrót sprawy Tybetu na dyplomatyczne salony. Krzysztof Renik prezentuje autorskie podsumowanie minionego roku w Azji.
Pandemia, wzrost potęgi Pekinu i powrót sprawy Tybetu na dyplomatyczne salony. Krzysztof Renik prezentuje autorskie podsumowanie minionego roku w Azji.
Dochody nie wzrosły, a władze aplikują milionom indyjskich rolników bezznieczuleniową i bezosłonową terapię wolnorynkową. Czy można się dziwić, że na początku grudnia u bram Delhi koczuje niemal pół miliona demonstrujących rolników?
Aksjomatem indyjskiej polityki zagranicznej była przez lata strategia utrzymywania jednakowego dystansu wobec światowych mocarstw. Wydarzenia ostatnich miesięcy wskazują jednak, iż militarni i polityczni stratedzy zmieniają swoje priorytety.
Wydarzenia ostatnich tygodni przypomniały o sprawie tybetańskiej i dążeniach przedstawicieli tego narodu do zapewnienia nieskrępowanego kultywowania własnej tożsamości cywilizacyjnej, kulturowej oraz religijnej. Tożsamości, która od kilkudziesięciu lat zagrożona jest chińską polityką sinoizacji Tybetu i która jest w wyniku tej polityki systematycznie niszczona.
O skali odpowiedzi społeczeństwa na wprowadzone blokady może świadczyć fakt, iż tylko w maju ponad pięć milionów indyjskich abonentów użyło aplikacji Remove China Apps. Oprogramowanie to pozwalało w skuteczny sposób usunąć chińskie aplikacje ze smartfonów.
Migrujący pracownicy stali się dosłownie nikomu nie potrzebni. Zgrupowani w swoistych obozach mieli czekać na rozwój wypadków. Bez zarobków, bez możliwości powrotu do macierzystego kraju.
Dla Indii i Chin ugruntowanie wpływów w Himalajach ma ogromne znaczenie strategiczne. Państwo, które przekroczy swoimi wpływami główny łańcuch gór, może wpływać na losy sąsiada.
Od pewnego czasu kilku liderów politycznych świata przypomina Pekinowi, iż na sporo pytań rodzących się w kontekście chińskich działań, zarówno wewnątrz ChRL, jak i na arenie międzynarodowej, kraj ten powinien odpowiedzieć. To coś nowego.
W kontekście Indii, ponadmiliardowego społeczeństwa oraz indyjskiego natłoku ludzi na ulicach wielomilionowych miast, rodzi się oczywiście pytanie, czy obszar ten jest miejscem, w którym dojdzie do zakażeń obejmujących miliony ludzi, a śmierć poniosą setki tysięcy z nich. Co w tej sytuacji robił rząd Narendry Modiego?
Co tak poruszyło indyjską opinię publiczną, że przez ostatnie miesiące świątynia boga Ayyappy nieustannie gości w indyjskich i regionalnych mediach?
Już za niecały rok sikhowie, społeczność stanowiąca ważną część społeczeństwa indyjskiego, świętować będzie wielką rocznicę. Obserwatorzy relacji indyjsko-pakistańskich już dziś zastanawiają się, w jakim stopniu ta wielka rocznica pozwoli – lub też nie – na zmniejszenie napięć pomiędzy dwoma skłóconymi sąsiadami dysponującymi w swych arsenałach bronią jądrową.
Teoretycznie są powody do radości. Sąd Najwyższy Pakistanu uniewinnił Asię Bibi, chrześcijankę oskarżoną o rzekome bluźnierstwo przeciw islamowi. Po kilkunastu latach więzienia matka pięciorga dzieci może odzyskać wolność. Powinienem napisać „odzyskała wolność”, ale byłaby to nieprawda.
Moja wiara w konsekwentne budowanie zrębów demokracji w Birmie przez liderów Narodowej Ligi na Rzecz Demokracji jest coraz wątlejsza. Powodów jest wiele, lecz czarę goryczy przelał niedawny wyrok sądu w Rangunie, który skazał dwóch dziennikarzy agencji Reutersa – Wa Lone’a i Kyawa Soe Oo – na siedem lat więzienia za rzekome nielegalne wejście w posiadanie tajnych dokumentów państwowych.
„Mobokracja” to w języku polskim raczej neologizm. To próba spolszczenia angielskiego terminu „mobocracy”, który z kolei jest angielską wersją greckiej „ochlokracji”. Termin „mobocracy” w języku angielskim funkcjonuje od dawna i oznacza władzę lub rządy tłumu. W przypadku mobokracji, traktowanej jako zagrożenie dla tradycyjnych form demokracji, bardziej adekwatne będzie jednak sformułowanie mówiące o władzy hałastry, czy wręcz tłuszczy.
Czy proces Wa Lone’a i Kyawa Soe Oo zakończy się uniewinnieniem, czy wyrokiem skazującym? Trudno w tej chwili powiedzieć. Grozi im do 14 lat za to, że szukali prawdy – nie lepszych i bardziej malowniczych ujęć filmowych, ale właśnie prawdy.