Szanowni Państwo!
Witamy w ciekawych czasach. Tych z chińskiego przysłowia, których życzy się na złość wrogowi. Na globalnej geopolitycznej szachownicy – o ile ta metafora kiedykolwiek dobrze oddawała realia polityki zagranicznej – panuje bałagan. Gdzie w 2017 r. pojawią się światowe punkty zapalne? I w jaką właściwie grę będziemy na tej szachownicy grać?
To ostatnie pytanie zdaje się szczególnie ważne, bo chodzi nie tyle o zmiany w obrębie istniejącego systemu, ile o przesilenie – i wyłanianie się nowego porządku. To nowa gra i inne zasady. Czy będą sprzyjać Zachodowi? Jak w tym nowym świecie odnajdzie się Polska, która pewien komfort w ramach ustalonego europejskiego porządku osiągnęła raptem 15 lat temu – czy stało się tak na próżno?
O kryzysie europejskiego porządku po aneksji Krymu, w czasie kulminacji fali migrantów i uchodźców z objętej wojną Syrii i wreszcie o znaczeniu tej ostatniej dla układu sił na Bliskim Wschodzie rozmawialiśmy nieco ponad rok temu na zorganizowanej przez redakcję „Kultury Liberalnej” konferencji w Warszawie. Zapis jej paneli oraz wywiady i analizy europejskich kryzysów znajdą Państwo w książce „Pękające granice, rosnące mury. Kryzys europejskiego porządku”.
Przez ten rok wiele się jednak zmieniło. Unia otrzymała potężny cios ze strony brytyjskich wyborców, których niewielka większość, ale jednak większość, zagłosowała za Brexitem. Do serii lżejszych ciosów w postaci odśrodkowych sił antyunijnego populizmu dołączyła się także Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Wielką niewiadomą jest kierunek polityki Stanów Zjednoczonych, kiedy w Gabinecie Owalnym rozgości się Donald Trump.
Przyszły rok być może przyniesie największe zmiany w Azji. Na Bliskim Wschodzie wrze, co akurat nie jest nowiną, ale regionalne mocarstwa: Turcja, Iran i Arabia Saudyjska zaczynają prowadzić coraz śmielszą i wielopoziomową politykę zagraniczną. Wyraźnie autorytarny reżim Recepa Erdoğana nie stroni od konfrontacji – z sąsiadami, Unią Europejską, Stanami Zjednoczonymi, a niekiedy także z Rosją. Pośrednie zaangażowanie militarne Saudów (dynastii panującej w Arabii Saudyjskiej) w Syrii ilustruje ich nową, nietypową globalną rolę. Wpływy Rijadu zataczają coraz szersze kręgi – Saudowie fundują meczety, wspierają organizacje muzułmańskie, grają cenami ropy naftowej. Na tym tle Iran – jeszcze niedawno uznawany za główne zagrożenie dla porządku w regionie – wydaje się oazą przewidywalności. Tak jak kilkadziesiąt lat temu, gdy region opuścili Brytyjczycy, nowe mocarstwa wyraźnie walczą o kształt nowego układu sił na Bliskim Wschodzie, gdzie pozostała widoczna próżnia po stopniowym wycofaniu się Waszyngtonu.
Dalej na wschód sytuacja jest równie niepewna. Indie tradycyjnie siłują się z Pakistanem. Indonezja – z samą sobą. Dziedzictwo otwartego, wieloreligijnego społeczeństwa, a zarazem najliczniejszego muzułmańskiego kraju na świecie, zderza się z radykalizmem islamskim. Ten ostatni – choć trudno nam może uwierzyć, kiedy obrazy z berlińskiego jarmarku bożonarodzeniowego są wciąż świeże – jest o wiele większym zagrożeniem poza Europą. Nieuchwytność, zmienność i transnarodowy charakter islamistycznego terroryzmu splatają się w nieprzewidywalny czynnik światowej polityki, katalizator kolejnych zmian, nawet jeśli tzw. Państwo Islamskie, szumny neokalifat z Mezopotamii, zdaje się chylić ku upadkowi.
A przecież jest jeszcze Azja Wschodnia – z Chinami, którym wieszczy się rolę jeśli nie nowego hegemona, to przynajmniej współtwórcy nadchodzącego porządku. Zdecydowanie zbyt mało uwagi poświęcamy temu, co dzieje się w tamtym rejonie, tak odległym od Polski, zarówno pod względem geograficznym, jak i myślowym. Tu jednak znów pojęcie geopolityki i metafora szachownicy nas zawiodą. Chiny nie przestawiają pionków, nie zdobywają pól. Interesuje je bardziej przemeblowanie systemu instytucji, które rządzą różnymi obszarami światowej polityki i gospodarki, a które wciąż pozostają albo pod ogromnym wpływem USA (Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Światowa Organizacja Handlu), albo są schedą po systemie dwubiegunowym, albo wreszcie Chiny nie mają w nich należnego sobie miejsca (G8). Patrząc na politykę władz w Pekinie, musimy więc pamiętać, że przyszłe punkty zapalne to nie zawsze miejsca na mapie – czasem struktury globalnej władzy, abstrakcyjne przepływy handlowe i kapitałowe, instytucje formalne i nieformalne.
Uwaga naszej zeszłorocznej konferencji „Pękające granice, rosnące mury”, wyrosłej z szoku po inwazji Rosji na Ukrainę i złamaniu podstawowej zasady zbudowanego w Helsinkach w 1975 r. porządku, skupiała się na planach Moskwy i osobie Władimira Putina. W perspektywie globalnej, jak podkreśla Edward Lucas w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim, Rosja to jednak nie zawodnik najcięższej kategorii – choć bardzo chce nim być. Dla Polski to niestety żadne pocieszenie, bo choć zawsze tropiący rosyjskie wpływy Lucas nie wierzy w bliskie związki Trumpa z Putinem, ostrzega, że narcyzm i krótkowzroczność tego pierwszego mogą zepchnąć Europę Środkową na rosyjską orbitę.
„Pojawienie się Donalda Trumpa w roli prezydenta Stanów Zjednoczonych oznacza, że Rosja straciła swój monopol na nieprzewidywalność”, mówi z kolei Iwan Krastew w rozmowie z Adamem Puchejdą. Zdaniem bułgarskiego politologa nowy amerykański prezydent postrzega stosunki międzynarodowe w kategoriach relacji handlowych, czyli bezpośrednich korzyści, jakie może uzyskać od tego czy innego partnera. Jeśli najlepszą ofertę złoży mu Moskwa, nie zawaha się przed porzuceniem tradycyjnych sojuszników w Europie. To z kolei oznacza, że nie jedynie Polska, ale wszystkie państwa Starego Kontynentu muszą na nowo zastanowić się, jak zapewnić sobie bezpieczeństwo.
Edward Luttwak, gorący zwolennik Trumpa, w opublikowanej na łamach „Kultury Liberalnej” rozmowie przekonywał, że nowy prezydent skupi się przede wszystkim na ograniczeniu rosnącej potęgi Chin. I temu długofalowemu celowi podporządkowuje wszystkie swoje działania. Sensu w dotychczasowych prowokacjach Trumpa wobec Pekinu dopatruje się także brytyjski dziennikarz Tim Marshall. Trump „został wybrany, bo obiecał sprowadzić miejsca pracy z powrotem do Stanów Zjednoczonych. To będzie wymagało ułożenia na nowo relacji handlowych z Chinami. Trump może więc rzucić Chinom wyzwanie i zobaczyć, jak zareagują”. I choć zdaniem Marshalla w tym konflikcie Stany Zjednoczone są niemal pewnym zwycięzcą, „będzie to trudny okres, bo wpływamy na nieznane wody”.
Iwan Krastew na spokojne 12 miesięcy zostawia nam jeszcze mniej nadziei: „Choć rok 2017 nie będzie raczej tak ekscytujący jak rok 1917, to różnica zapewne nie będzie bardzo duża”.
Zapraszam do lektury!
Kacper Szulecki
Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja „Kultury Liberalnej”.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Adam Puchejda, Kacper Szulecki, Jakub Bodziony.