[Azja w zbliżeniu] Kto daje tlen Rosji
Wschodzące mocarstwa i kraje globalnego Południa nie potępiają jednoznacznie rosyjskiej agresji i są gotowe poważnie traktować tezę, że za wojnę w Ukrainie odpowiada polityka Zachodu.
Wschodzące mocarstwa i kraje globalnego Południa nie potępiają jednoznacznie rosyjskiej agresji i są gotowe poważnie traktować tezę, że za wojnę w Ukrainie odpowiada polityka Zachodu.
Z jakiegoś powodu północ ma gorzej. Ten pech przenosi się nawet na metafory: gdy w okresie międzywojennym w Polsce mówiło się o Warszawie jako „Paryżu północy”, Francuzi odpowiadali, że Paryż nie jest, na szczęście, „Warszawą południa”.
Nagrodzony Grand Prix na festiwalu w Cannes film to przypowieść o pokusie idealizacji jednostek, a zarazem jej cieniu – cynizmie łatwego osądu, wzmacnianym przez współczesne media.
Gdy policja obyczajowa zatrzymała 22-letnią Żinę Amini na teherańskiej ulicy, od razu uderzyli jej twarzą o maskę samochodu. Jej bratu powiedzieli, że biorą ją na komisariat na „przeszkolenie” w zasadach skromności. Dwie godziny później powiedzieli mu, że dostała zawału oraz udaru mózgu. Zmarła dwa dni później w szpitalu, nie odzyskawszy przytomności. I Iran wybuchł.
Narody podzielone absurdami postkolonializmu dotąd zdawały sobie sprawę, że ład międzynarodowy nie toleruje zmian granic. Ale jeżeli zmienia je członek Rady Bezpieczeństwa – Rosja, to może być trudno przekonać Azerów, że im akurat nie wolno.
Współpraca Izraela i państw arabskich zacieśnia się, co może wzmocnić postępującą degenerację izraelskiej demokracji. To również fatalna wiadomość dla Palestyńczyków, którzy w efekcie mogą zacząć być traktowani tak, jak na Bliskim Wschodzie traktuje się mniejszości: Kurdów w Syrii, Azerów w Iranie czy szyitów w Arabii Saudyjskiej.
„Wdowy, psy, koty i rupiecie nie są mile widziane” – mówi w jednej ze scen mężczyzna w teherańskim biurze pośrednictwa mieszkaniowego. O karze śmierci oraz jej wpływie na irańskie społeczeństwo – a zwłaszcza los kobiet – rozmawia Łukasz Kanafa z reżyserami filmu, Behtashem Sanaeehą oraz Maryam Moghaddam.
Gorączka międzynarodowych wydarzeń ostatnich kilku tygodni nie ominęła również Polski. Tradycyjne napięcia na linii Warszawa–Tel Awiw–Moskwa wywołały do tablicy polską klasę polityczną. Z marnym skutkiem – zarówno po stronie rządowej, jak i opozycji.
„Polityka wewnętrzna Putina znalazła się w ślepym zaułku. Gospodarka jest stanie zastoju, nie ma pozytywnych pomysłów na politykę regionalną, narastają problemy z infrastrukturą, środowiskiem… Być może z tego powodu prezydent i jego doradcy uznali, że należy wrócić do rozważań na temat wielkości Związku Radzieckiego i międzynarodowych sukcesów Rosji”.
„Uroczystości w Auschwitz są oficjalnymi uroczystościami. Powinny być respektowane przez cały świat, a przynajmniej ten świat, który chce chronić pamięć o Holocauście” – mówi europoseł PiS-u Witold Waszczykowski.
„Dla Kremla jesteśmy bardzo przewidywalnym państwem – wystarczyło przekłamać historię i powiedzieć, że ambasador Józef Lipski był antysemitą, aby wywołać odpowiednią reakcję ze strony Warszawy”, mówi specjalistka do spraw stosunków międzynarodowych.
Amerykański atak rakietowy w Bagdadzie, w którym zginął irański generał Kasem Sulejmani, to – wbrew twierdzeniom amerykańskiej administracji – oznaka nie siły, ale słabości Amerykanów w regionie. I kolejny dowód na bezsens wojny prowadzonej od kilkunastu lat.
Andrzej Duda spotkał się z Donaldem Trumpem w środku kolejnego skandalu wokół jego prezydentury. Media donoszą, że Trump miał skłaniać ukraińskiego prezydenta do poszukiwania kompromitujących informacji przeciwko synowi byłego wiceprezydenta Joe Bidena. Ta informacja ma gigantyczne znaczenie dla polskich dyplomatów. Dlaczego?
Cieśninę Ormuz zwykło uważać się za najważniejszą arterię handlu ropą na świecie. Nie ma już ona jednak takiego statusu dla kluczowego gracza, czyli Stanów Zjednoczonych. Dlatego Donald Trump pozwolił, aby przejął ją Iran.
Polska na życzenie Stanów Zjednoczonych zorganizowała międzynarodową konferencję dotyczącą bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie. Wydaję się, że w naszej miłości do USA tym razem posunęliśmy się za daleko.