0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Słowacki. Up to...

Słowacki. Up to date

Paweł Majewski

Słowacki. Up to date

W swoim dzienniku Maria Dąbrowska wymieniając w kilku miejscach nazwisko Juliusza Kleinera, określa go jako „nieutalentowanego szperacza” i „mistrza banału”. Takie potraktowanie jednego z gigantów polskiego literaturoznawstwa może się wydawać niesprawiedliwe, ale tylko dopóty, dopóki nie zajrzy się do opus vitae Kleinera – liczącego prawie dwa tysiące stron dzieła o Słowackim. Kleiner połączył tam metodę późnego pozytywizmu z metodą wczesnego formalizmu, co jest być może najgorszym dającym się pomyśleć połączeniem w metodologii badań literackich. Esej Głowińskiego na temat tego tytanicznego (i śmiertelnie dziś nudnego) opracowania zwalnia współczesnego czytelnika z obowiązku przedzierania się przez wywody samego Kleinera, zaś Rymkiewicz w poświęconym temu uczonemu haśle „Słowackiego. Encyklopedii” podsumował je z właściwym sobie sarkazmem. Ale właściwie kto przedstawił nam pełny obraz życia i dzieła poety?

Po rozejrzeniu się w bibliografii czeka nas lekki szok – nikt. Prosty inteligent jest pewny, że o narodowych wieszczach napisano już absolutnie wszystko. Okazuje się jednak, że nie istnieje monografia Słowackiego, która spełniałaby standardy współczesnej humanistyki. Nikt nie przebadał jego twórczości nawet przez pryzmat strukturalizmu, nie mówiąc już o antropologii czy kategorii gender. Co jest do dyspozycji? Jest grupa najstarszych, jeszcze XIX-wiecznych opracowań, której zwieńczenie to właśnie czterotomowe dzieło Kleinera. Są biografie Sudolskiego i Kowalczykowej, solidne, lecz poprzestające na suchych faktach. Jest pewna liczba esejów, często nie trzymających się zasadniczego tematu. Są wreszcie książki Rymkiewicza, chyba najbardziej „up to date”, ale ich treść z założenia nie stanowi zwartej całości. Oczywiście poza tym jest kilkanaście tysięcy przyczynków, a wśród nich z pewnością wiele perełek. Nie zmienia to jednak ogólnego wniosku: w temacie „Słowacki” jest jeszcze naprawdę dużo do zrobienia. Czy ktokolwiek zastanowił się nad możliwym kształtem świadomości tego człowieka? Nie nad obrazem „duszy poety”, bo dziś to pojęcie nic nie znaczy, ale nad możliwością odtworzenia jego życia wewnętrznego. Co właściwie czytał, co widział, czego doświadczył, jak wpływało to na jego umysł, co rządziło tym umysłem, co nim poruszało, jakie miał perseweracje, jakie twórcze obsesje? Dlaczego w jego dramatach jest tak wiele scen makabrycznych, pełnych brutalnej przemocy?

Na te pytania nikt aż do dziś nie udzielił rozwiniętej odpowiedzi, ponieważ polscy wieszczowie zostali w literaturoznawstwie zmumifikowani jako istoty nie mające żadnych śladów życia wewnętrznego. Historycy i krytycy obserwowali ich wyłącznie od zewnątrz, tak jak się patrzy na nadzwyczajnie cenne okazy egzotycznych zwierząt albo na bożych szaleńców. Może w XXI wieku warto byłoby zmienić ten stan rzeczy. Tylko czy będzie to jeszcze komukolwiek potrzebne? I czy ktoś oprócz Jarosława Marka Rymkiewicza będzie miał siłę, by przekonać publiczność, że Słowacki napisał coś więcej poza „Kordianem” i „Ojcem zadżumionych”, i że to jest sto razy bardziej interesujące. Dramaty Słowackiego, jeżeli w ich lekturze wyjdzie się poza szkolny schemat „interpretacji patriotycznej”, ujawniają sporo całkowicie współczesnych, aktualnych problemów. Czy nie można byłoby przeczytać „Lilli Wenedy” według klucza postkolonialnego? „Snu srebrnego Salomei” w kontekście współczesnych debat narodowościowych? „Księdza Marka” przez pryzmat poharatanej pamięci historycznej Polaków i Ukraińców? „Fantazego” jako ironicznej destrukcji mitów nie tylko polskiego romantyzmu? Powiada się, chyba nie bez racji, że każda generacja czytelników domaga się odrębnej lektury dzieł, osobnego stylu odbioru, własnej interpretacji. Po odrzuceniu pojęcia „kanonu” właściwie nie można czytać inaczej. Często wydaje się nam, że brak kanonu oznacza brak impulsu skłaniającego do lektury dzieł, które go tworzyły. Książki te jednak ciągle mogą nam coś powiedzieć o nas samych. Może nawet, uwolnione od krępującej kanoniczności, mogą powiedzieć więcej niż kiedyś.

* Paweł Majewski,
doktor nauk humanistycznych.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(6/2009)
23 lutego 2009

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj