Reżyseria w inscenizacji przygotowanej przez Giancarla del Monaco (syna Maria del Monaco) pełni podobną funkcję co kobiety w życiu Oscara Wilde’a – czysto dekoracyjną. Wielka więc szkoda, że dekoracje, wybudowane z niemałym trudem przez Carla Centolavignię, dramat poety w czasach rewolucyjnego terroru obciążają realizmem tekturowym, który straszy na niektórych nagraniach VHS z lat 80.

Realizm ustępuje surrealizmowi w ostatniej scenie, gdy Magdalena i Andrea prowadzeni są na ścięcie. U del Monaco niczym zręczne małpiszony wspinają się po fioletowej, fluorescencyjnej kracie wypełniającej całe światło sceny. Może to aluzja – ludzie w nieludzkich czasach się dehumanizują. Ale czy nie zanadto?

Jako Maddalena de Coigny z powodzeniem choć bez sensacji wystąpiła debiutantka Micaela Carosi. W partii Carla Gérarda Sergei Murzaev, który w rewolucyjnym zapale pomylił brumaire’a z październikiem i w krągłych a mocnych samogłoskach zdawał się sławić raczej lud znad Wołgi niż Sekwany. Gwiazdą wieczoru niewątpliwie był Marcelo Alvarez, chwilami może nieco zbyt stateczny jak na namiętnego poetę i przyszłego straceńca. Ale zadanie miał niełatwe, bo trzeba przyznać, że juhas na Hali Gąsienicowej ma większą szansę pokazać pełnię swego głosu niż tenor w głuchej sali Opera Bastille. Juhasowi pomoże bowiem echo, a tenor musi radzić sobie sam.

Opera:

Umberto Giordano „Andrea Chénier”
Opera National de Paris
15 grudnia 2009 r.