Zapraszamy do lektury komentarza Anny Laszuk do Tematu Tygodnia „LEONOWICZ, SOŁTYSIAK, KSIENIEWICZ, KOROLCZUK, KIM: Rozmnażanie Polaków” oraz lektury wszystkich tekstów tutaj.

Anna Laszuk

Konserwatywne ramy rzeczywistości

Jeśli myślimy o prawach reprodukcyjnych – nie tylko antykoncepcji i in vitro, ale i prawie do przerywania ciąży – pojawia się także kwestia związków partnerskich oraz adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Oczywiście, choć nie pojawia się w sferze oczekiwań czy akceptacji większości społeczeństwa, pary homoseksualne mają dzieci: z poprzednich związków bądź z in vitro. Negowanie tego zjawiska jest zamykaniem oczu na rzeczywistość.

Niektóre państwa europejskie do tej rzeczywistości dojrzały. W Wielkiej Brytanii i w całej Skandynawii pary homoseksualne mogą adoptować dzieci, we Francji oficjalnie nie, ale da się to na różne sposoby obejść. Jest więc sporo państw Europy Zachodniej, czy innych liberalnych demokracji, jak na przykład Kanada, w których jest to legalnie możliwe. W Polsce wydaje nam się – oczywiście jeszcze nie w tej kwestii – że jeśli skonstruujemy prawo, które coś uporządkuje i zagwarantuje, to w ten sposób zapewnimy ludziom realizację ich indywidualnych dążeń, ale to jest myślenie anty-liberalne.

Z różnych rozmów, badań, tekstów genderowych, które dotyczą Europy Środkowo-Wschodniej wynika, że wciąż należymy do bloku wschodniego, który jest przede wszystkim bardziej nacjonalistyczny i źle znosi różnorodność – liberalizm obyczajowy tu się dopiero zaczyna. Mam poczucie, że w porównaniu z innymi krajami Polska jest tak samo liberalną demokracją, jak Rosja demokracją w ogóle w porównaniu z bardziej zaawansowanymi demokracjami. Tak, jak nie można być „trochę w ciąży”, tak nie można być „trochę liberałem”. W tym sensie w naszej sferze publicznej – może prócz Magdaleny Środy – nie ma właściwie prawdziwych liberałów.

Choć czasem jest trudno się odnaleźć w tych twardych i w gruncie rzeczy już przestarzałych politycznych podziałach, w Polsce charakterystyczne jest to, że większość polityków głównego nurtu, którzy nazywali siebie liberałami wycinała cały trzon liberalizmu dotyczącego indywidualności jednostki. Ten humanistyczny, społeczny sens liberalizmu. Jeśli popatrzymy na Platformę Obywatelską, widzimy nurty liberalny i konserwatywny. Na skali konserwatyzmu obyczajowego nie można nazywać tego liberalizmem. Partia rządząca, która mieniąca się partią liberalną, w praktyce pod względem obyczajowości i spraw społecznych na pewno nią nie jest. W Polsce obowiązuje jedna moralność: narodowo-katolicka konserwatywnego nurtu, który dominuje. Nie ma prawa wyboru alternatywnego systemu wartości, od tego wszystko się zaczyna.

W porównaniu z wydaną dziesięć lat temu książką „Homofobia po polsku”, niestety bardzo niewiele się zmieniło. Oczywiście, w świetle wyroku Trybunału Europejskiego, nie nikt odmawia prawa do manifestacji, wróciła do Sejmu kwestia ustawy o związkach partnerskich. To nie jest wcale tak, że to jest czarno-białe, że wszyscy mają, a my nie i ta ustawa pojawia się po raz pierwszy – była obecna kiedy Włodzimierz Cimoszewicz był marszałkiem, a w Senacie udało się nawet zaakceptować tę ustawę. Ale potem to wszystko umarło.

Jesteśmy na etapie debaty publicznej, w której okazuje się, że Polacy – społeczeństwo: obywatele i obywatelki – mają znacznie bardziej liberalne poglądy, niż politycy. Czuję, jakbyśmy byli przygnieceni przez państwo. Co prawda jest mowa o związkach partnerskich, o in vitro, a dziesięć lat temu w ogóle nie było kwestii, nikomu nie było w głowie kłócić się o moralność i dopuszczalność in vitro ze względu na zamrożone zarodki. Coś takiego się jednak stało, że ton debacie i tworzeniu prawa nadaje umacniający się konserwatywny głos. Większości mogłoby być obojętnie, czy jesteśmy hetero czy nie, ale ramy rzeczywistości, w której żyjemy ustalane są przez konserwatystów. I dlatego moim zdaniem jest gorzej niżby się mogło wydawać.

* Anna Laszuk, dziennikarka TOK FM.

„Kultura Liberalna” nr 155 (52/2011) z 27 grudnia 2011 r.