Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

KULTURA LIBERALNA > Felietony > Autokratyczny rodowód. Recenzja...

Autokratyczny rodowód. Recenzja „Zmierzchu Wschodu” Huang Yashenga

Michał Lubina

„Zmierzch Wschodu. Jak Chiny stały się potęgą i czy grozi im upadek” [Wydawnictwo Prześwity], która w kwietniu ukazała się na polskim rynku, to jedna z tych książek, po których przeczytaniu można tylko po staropolsku wykrzyknąć: wow! Zachowuje idealną równowagę między specjalistyczną wiedzą i popularyzatorskim sposobem przekazu. Dzięki temu z miejsca staje się pozycją obowiązkową.

Huang Yasheng zrobił mnie w konia. Już wcześniej słyszałem o „Zmierzchu Wschodu” wiele dobrego – został ogłoszony książką roku przez „Foreign Affairs” – więc kiedy tylko pojawiło się polskie wydanie, natychmiast po nie sięgnąłem, oczekując przekrojowej pracy o Wschodzie. Tymczasem szybko okazało się, że tytułowy EAST to nie „Wschód”, lecz akronim od słów „egzaminy, autokracja, stabilność i technika”. Huang zastosował w tytule błyskotliwą grę słów, nieprzetłumaczalną na inne języki. 

Chiński Harvard

Jak wskazuje (angielska) nazwa, to książka o chińskim systemie i jego ponad tysiącletnim „autokratycznym rodowodzie”, o wzorcach podporządkowania dających Państwu Środka stabilność, ale i hamujących jego rozwój. 

Tym, co rozpoczęło proces ujednolicenia Chin pod dyktatorski wzór, było wprowadzenie egzaminów keju. Oferowały one każdemu (mężczyźnie) szansę na najlepszą przyszłość, monopolizując dla państwa talenty i kierując energię elit na lojalną wobec cesarstwa działalność. Egzaminy były piekielnie trudne, uczyć trzeba się było do nich pół życia. Jednocześnie były też dość uczciwe. Huang pokazuje dokładne statystyki zdawalności i porównuje je z dzisiejszymi szansami dostania się na Harvard. W epoce Ming około 4 procent kandydatów zdawało pierwszy, prowincjonalny egzamin; odsetek przyjęć na Harvard wynosi dziś około 3,5 procent. 

Zdanie egzaminu dawało przepustkę do kariery, członkostwa w sferze elit, stania się beneficjentem systemu. Dzięki temu mechanizmowi cesarz „wyłapywał naprawdę utalentowanych, którym ostatecznie udawało się zdać egzamin, a resztę związywał w nieustannej pogoni za iluzoryczną chwałą. Nikt nie miał czasu na buntownicze pomysły i działania”. 

To korzystne z punktu widzenia autokraty rozwiązanie miało wszakże swoją wadę: hamowało rozwój. 

Twórczość z chaosu, a nie z równowagi 

Za pomocą danych, Huang pokazuje, że najlepsze, najbardziej twórcze okresy w dziejach Chin przypadały na najbardziej burzliwe czasy, interregnum Han-Sui oraz okres Walczących Królestw, na dalszym miejscu plasuje się okres rządów dynastii Tang, do której zresztą przyrównuje ChRL w okresie reformatorskim (po Mao Zedongu, a przed Xi Jinpingiem). Z kolei gdy neokonfucjańska ortodoksja, która zatriumfowała pod rządami Songów („Historia jest pisana przez zwycięzców”; chińska wersja tego powiedzenia brzmi: „Historia jest pisana przez konfucjanistów”), zatrzymała rozwój Chin i w dłuższej perspektywie, doprowadziła do ich upadku. 

Stało się tak, gdyż przednowoczesne Chiny wpadły w „pułapkę równowagi na wysokim poziomie” – „w XIV wieku chińska gospodarka osiągnęła komfortowy, stabilny stan równowagi. Uznano, że poprawa sytuacji nie jest konieczna”. Cenę przyszło za to zapłacić w XIX wieku, gdy Chiny zostały rzucone na kolana przez uprzemysłowiony Zachód. 

Przyczynił się do tego oparty na egzaminach system, gdyż keju sprawdzały opanowanie (neo)konfucjańskiej ortodoksji, zupełnie nie zważając na przedmioty ścisłe. Kandydat musiał wryć na pamięć wielotomową klasykę, a następnie ją przytoczyć. Trochę tak jak u nas, kiedy na języku polskim odpytywało się z dokładnej recytacji „Pana Tadeusza” czy „Dziadów”. 

W cesarskich Chinach „nagradzano standardowe odpowiedzi przedstawione we właściwym formacie, zamiast kreatywnych odchyleń. Konformizm zapewniał sukces”. To „sparaliżowało indywidualną sprawczość” i uczyniło Chiny „państwem bez społeczeństwa. Sytuacja doskonała z punktu widzenia autokraty, gdyż „najpotężniejsze państwo to państwo bez społeczeństwa. Cesarskie Chiny – i ich następca ChRL – były i są takim państwem”. Tyle że długofalowo prowadzi to do zastoju. 

W ten oto sposób egzaminy łączyły – i wciąż łączą się (dzisiejszy system edukacyjny ChRL czerpie wzorce z keju, choć przedmioty są bardziej zróżnicowane, a nową ortodoksją jest schińszczony marksizm-leninizm) z autokracją, ta ze stabilnością, a wszystko to wpływa na technikę i rozwój. 

Długowieczne wzorce

Przedstawienie modelu EAST jest pierwszą i najmocniejszą stroną tej książki. Drugą jest umiejętne przechodzenie między historią a teraźniejszością. Huang tłumaczy jak długowieczne wzorce wpływają na dzisiejsze Chiny, ukazując, że „chińska autokracja jest trwale i głęboko zakorzeniona”. Robi to ciekawie i nieortodoksyjnie, jak chociażby podkreślając kluczową rolę dynastii Sui, a nie tylko pierwszej dynastii Qin, odmienianej przez wszystkie przypadki w każdym podręczniku do historii Państwa Środka. 

Do tego Huang, prowadzając czytelnika przez meandry dziejów Chin, potrafi utrzymać zainteresowanie, dając takie oto wstawki: „W 1993 roku chiński rząd opublikował adnotacje, które Mao umieścił w niektórych przeczytanych przez siebie książkach. Na marginesie fragmentu zawierającego opis [autorstwa] Sui Wendiego, który przedstawiał go, jako osobę niezainteresowaną książkami, podejrzliwą i często słuchającą się rad kobiet, Mao napisał: «Z tego będą problemy»”.

Kolejny atutem „Zmierzchu Wschodu” jest sprawna i elegancka polemika choćby z marksizmem: „Chińska historia wywraca do góry nogami teorie Karola Marksa. Polityczna nadbudowa położyła podwaliny pod późniejszy rozwój gospodarczy i technologiczny, a następnie go zablokowała”. Autor polemizuje także z  myślą Maxa Webera o (nie)możliwości rozwoju Azji: „Weber myli się pod względem merytorycznym, ale nie analitycznym”. Krytykuje również zachodnie kalki stosowane w odniesieniu do Chin: „Słynne są słowa Barringtona Moore’a: «Bez burżuazji, nie ma demokracji». Jednak w Chinach jest inaczej. Tam polityka kontroluje osoby zamożne, a nie odwrotnie”.

Zachodnie dyletanctwo

Huang punktuje zachodnie dyletanctwo. Przytaczając opis trudów młodości Xi Jinpinga autorstwa Evana Osnosa z „New Yorkera”, piszącego, że sponiewierany za ojca w czasach maoistowskich Xi „znosił ukąszenia pcheł, nosił nawóz, budował tamy i naprawiał drogi”, co miało niby uczynić go krytycznym wobec systemu, Huang podsumowuje: „te mało znaczące fakty są równie przydatne, jak próba dokonania prognozy na podstawie tego, że Xi jest dorosłym mężczyzną”. Istotnie, przewidywania Osnosa trafiły kulą w płot, Xi okazał się twardogłowym konserwatystą. 

Huang jest znacznie lepszym „xinologiem” niż jego zachodni koledzy. Portretuje współczesnego jednowładcę ChRL jako swoistego „chińskiego Klaudiusza” (to moje porównanie, nie Huanga).  Skrytego, niemającego zdania na żaden temat, wycofanego do tego stopnia, że wiele osób usłyszało jego głos, dopiero gdy został gensekiem: „Jego małomówność była ogłuszająca”. 

Taktyka ta okazała się znacznie lepsza niż showmański styl Bo Xilaia: „Z politycznego punktu widzenia trudno odróżnić Xi Jinpinga od Bo, ale dziś Xi rozpoczyna trzecią kadencję, a Bo siedzi w więzieniu. Xi dotarł do mety, ponieważ bardzo niewiele osób, łącznie z tymi, które go wybrało, dobrze go znało”. A potem było już za późno. Xi okazał się idealnym produktem chińskiej wersji merytokracji, czyli systemu, jak sama nazwa wskazuje opartego na zasługach [merit], tu: zasługach wobec partii. 

Nierówny (i opasły) tom

Mógłbym tak jeszcze długo wymieniać zalety tej książki. A to zachwycać się błyskotliwym aforyzmem otwierającym („Książkę dedykuję wszystkim światowym autokratom. Dzięki nim mamy o czym pisać”), a to wymownymi anegdotami, jak ta o jednym z chińskich przedsiębiorców, który po przeczytaniu artykułu o hodowli krów w partyjnej gazecie zrozumiał, że idą zmiany (wcześniej publikowano tylko cytaty z Mao i doniesienia o walce klasowej). Mógłbym wspomnieć też trafne przemyślenia, jak choćby porównanie wypraw Marco Polo i Zheng He: ten ostatni nie pozostawił po sobie opisów odwiedzonych krajów, ponieważ sinocentryczni Chińczycy nie byli ciekawi obcych krajów. 

Mocnych punktów jest dużo, jednak rolą recenzji nie jest jedynie przytaczanie fragmentów książki i chwalenie ich przenikliwości. To nie jest współczesna wersja eseju na egzaminie keju. Wystarczy powiedzieć, że dzieło Huanga potwierdza moją prywatną hipotezę, że najlepsze książki o Azji wychodzą spod piór Azjatów piszących po angielsku. 

A teraz część krytyczna, z powodu której oblałbym egzamin keju. Wymieniając wady książki, zacząć należy od objętości. Huang we wstępie ujął mnie, broniąc sensu pisania książek, a nie tylko artykułów (ten ustęp powinni przeczytać wszyscy układający ministerialne listy punktów za publikacje). Jednocześnie zaserwował tom tak opasły , że mało kto go przeczyta. 

W dodatku lektura jest nierówna: jak już pisałem, są fragmenty porywające, ale są też mielizny. Upodobanie autora do teorii organizacji, natłok danych i technikaliów, nadużywanie porównań z mechanizmami przedsiębiorstw i logiką biznesową, wyraźnie pisane pod amerykańskiego czytelnika – wszystko to męczy, nudzi i psuje harmonię tej skądinąd świetnej książki. Podobnie odrzucająca jest ideologiczna kowtow (czołobitność) wobec praw człowieka na końcu książki, przypominająca nieznośne peany na część demokracji wygłaszane w filmach hollywoodzkich. 

Największe zarzuty mam jednak do tego fragmentu: „Być może słowa Zhou Enlaiego na temat rewolucji francuskiej dobrze pasują do tej sytuacji «Jest za wcześnie, by to oceniać». Słowa chińskiego ministra spraw zagranicznych z 1972 roku zrobiły furorę, ponieważ realizowały stereotyp Państwa Środka jako kraju rządzonego przez mędrców myślących na wieki do przodu. Do dziś zresztą wielu ludzi przytacza je jako dowód długofalowego myślenia Chińczyków. Tyle tylko, że Zhou Enlai odpowiedział tak, bo myślał, że pyta się go o studencką rewoltę w Paryżu w 1968, w maoistowskim żargonie nazywaną rewolucją francuską (faguo geming), a nie o wielką rewolucję francuską z 1789 roku (faguo da geming). Od autora tej klasy co Huang należałoby jednak wymagać, by nie powielał szkodliwych mitów.

Mimo swoich niedociągnięć, książka zachowuje równowagę między specjalistyczną wiedzą a popularyzacją i dlatego jest pozycją dla każdego zainteresowanego Chinami. A dla tych, którzy mają z nimi jakikolwiek kontakt, pozycją absolutnie obowiązkową.


Źródło ikony wpisu: Wikimedia Commons

 

Na kogo warto zagłosować ...

... w najbliższych wyborach do europarlamentu? Żyjemy w dobie baniek medialnych i polaryzacji debaty publicznej. Zbliżające się wybory do parlamentu europejskiego są kluczowe dla przyszłości Polski i Europy, a prowadzona przez przeciwne strony polityczne kampania często odbiega od kluczowych dla wyborców tematów związanych z bezpieczeństwem, infrastrukturą krytyczną, solidarnością społeczną i zmianami klimatycznymi.

Każdy i każda z nas ma prawo do obiektywnych mediów i rzetelnych informacji, pozwalających podjąć odpowiedzialną decyzję wyborczą. Rzeczowe analizy pomagające nam wszystkim decydować o swoich prawach i obowiązkach warto wesprzeć nawet drobną kwotą. Choć nie pobieramy opłat za teksty, nasza praca ma swoją wartość. Nawet 50 złotych miesięcznie pozwala nam stale docierać do nowych osób poszukujących refleksyjnego, niezależnego dziennikarstwa. Wspólnie z naszymi Darczyńcami i Patronami zapewniamy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 808

(27/2024)
2 lipca 2024

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj