Jan Śpiewak

Antyplac

Plac Unii Lubelskiej jest jednym z najpiękniejszych placów w Warszawie. Chociaż moim zdaniem nie zasługuje na to, by być nazywany placem (jest jeden plac w Warszawie – Plac Zbawiciela – reszta to ronda, skrzyżowania albo wielkie skwery), wyróżnia się na tle innych placopodobnych miejsc. Wysokie przedwojenne kamienice nadają mu czaru wielkomiejskości. Dwie stare rogatki przypominają, w którym miejscu kiedyś kończyło się miasto. Tymczasem na jego północno-wschodniej pierzei ruszyła po długiej przerwie budowa. Dopiero trwają prace nad fundamentami, ale wizualizacje pozwalają zaspokoić ciekawość zagubionego przechodnia. W miejscu „Supersamu” i dużej połaci nieużytków wyrasta wieżowiec w całości wypełniający trójkątną działkę między ulicami Boya-Żeleńskiego, Waryńskiego i Puławską.

Bardzo mnie ciekawią tego typu eksperymenty na otwartym sercu miasta. Zbudować 90-metrowy wieżowiec na jednym z naprawdę nielicznych skrawków miasta, które zachowało swoją przedwojenną strukturę? Czemu nie. W latach 70. też tak budowano. Wybudować kolejne centrum wielkości „Klifa” w centrum miasta? Oczywiście. Brakuje nam na Starym Mokotowie H&M i „Starbucksa”.

Mnie jednak najbardziej interesuje, w jaki sposób deweloper stara się wytłumaczyć budowę wieżowca właśnie w tym miejscu i jakiego języka przy tym używa. Inwestorzy (a za nimi karnie nasi stołeczni dziennikarze) przypominają na dużych zdjęciach zamieszczonych na ogrodzeniu placu budowy, że już przed wojną stanąć miał w tym miejscu wieżowiec. Był to element dzielnicy im. Marszałka Józefa Piłsudskiego, dzielnicy, co tu dużo mówić, faszystowskiej, totalitarnej, mającej przypominać ówczesne realizacje architektów w Berlinie. Deweloper idzie jednak dalej. Po wojnie w 1950 roku również tu projektowano wieżowiec. Zapomina jednak, że to pomysł firmowany przez Józefa Sigalina i Bolesława Bieruta, zgodny ze stalinowskimi wytycznymi dla architektów.

Piarowcy zatrudnieni przez dewelopera nauczyli się już, że wyrażenie „Galeria Handlowa” może brzmieć źle dla niektórych i dlatego nazwali ją „Galerią Miejską”. Na czym polegać ma jej miejskość, nie tłumaczą. Nie popełniają też błędów w nomenklaturze całej inwestycji. Centrum biurowo-handlowe na Placu Unii nie nazywa się „Złota Agora” ani „Galeria Eden”, tylko po prostu „Plac Unii”.

Niestety „Plac Unii” nie jest miejski. Nie będzie budował przestrzeni publicznej. Działka zostanie zabudowana do samego krańca. Z trzech stron sąsiaduje z ruchliwymi ulicami i wątpię, by ktoś miał ochotę posiedzieć czy umówić się na wąskim pasie między drogą a wieżowcem. Pytaniem jest to, czy będzie generował ruch pieszy w okolicy, czy wysysał ludzi z ulic. Raczej to drugie. Będzie to cios dla małych sklepów. Prawdopodobnie w najbliższym sąsiedztwie wzrosną czynsze za wynajem lokali usługowych. Wyprowadzą się małe księgarnie, sklepy spożywcze. Zostaną apteki i banki, wprowadzą się sklepy dużych korporacji. W dodatku „Plac Unii” zwiększy ruch samochodowy na Puławskiej i Marszałkowskiej i zmniejszy dostępność miejsc parkingowych dla okolicznych mieszkańców. Nie jestem inżynierem ruchu, ale podejrzewam, że Marszałkowska będzie zupełnie zakorkowana na tym odcinku. I zamiast ulicy, która powinna stać się deptakiem południowego Śródmieścia, będzie kolejną nudną, rozjechaną i nieprzyjazną dla pieszych ulicą.

Tymczasem pierwszy „nowoczesny” kompleks biurowo-handlowy w tej okolicy, „Europlex”, właśnie wyrzucił ostatnie kino na Mokotowie. Zamiast kina będzie siłownia. Tym samym właściciel „Europlexu” przekreślił 60-letnią tradycję tego miejsca. Stadiony piłkarskie w centrum, siłownie w kinach i galerie miejskie zamiast miejskich placów. Witamy w Warszawie!

* Jan Śpiewak, stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.

„Kultura Liberalna” nr 112 (9/2011) z 1 marca 2011 r.