W przypadku Czarnego Romana, czyli Jana Polkowskiego, zawsze więcej było znaków zapytania niż jasnych odpowiedzi. Słynną ksywkę zawdzięczał temu, że przez lata ubierał się na czarno, choć w ostatnim czasie można go było również spotkać m.in. w różowym jednoczęściowym kostiumie przypominającym futerko lub ortalionowych dresach. Nie był bezdomnym, podobno miał własne mieszkanie, podobno był nawet dość zamożny, podobno dorobił się na spekulacji walutami jeszcze w czasach PRL. Na tym wszystkie tropy się kończyły.
Reszty obrazu dopełniała już tylko jego tajemnicza postać, która pojawiała się na ulicach warszawskiego Śródmieścia, zaczepiając ludzi. Budził skrajne emocje, przez jednych był lubiany, inni się go bali, bo był nieprzewidywalny, choć nie agresywny. Jednak przez swój charakterystyczny wygląd i osobowość stał się swego rodzaju ikoną i trafił do popkultury. Przechodnie robili sobie z nim zdjęcia, które trafiały na portale społecznościowe; firmy odzieżowe fotografowały go ze swoimi produktami, ktoś nawet pokusił się o nagranie krótkiego filmu dokumentalnego na jego temat.
Śmierć Czarnego Romana od razu wywołała dyskusję na temat tego, gdzie można upamiętnić jego osobę. Najpierw warszawski fotograf i artysta plastyk Paweł Czarnecki zgłosił pomysł stworzenia muralu. Potem pojawiły się głosy, że Romanowi wypadałoby nawet poświęcić… pomnik.
Pomysł upamiętnienia osoby, która z pewnością nie stanowi wzoru do naśladowania, z natury rzeczy musi budzić kontrowersje. Jednak postacie takie jak Czarny Roman często są ważnym elementem spajającym daną społeczność. Analogicznym przykładem był praski pomnik Pana Gumy, przedstawiający znanego wszystkim mieszkańca z okolic ulic Stalowej, Czynszowej oraz Wileńskiej, którego „Gazeta Wyborcza” opisała jako „lokalnego praskiego menela”. Pomnik, odsłonięty przed kilkoma laty, został stworzony przez Pawła Althamera na zaproszenie Andrzeja Orłowskiego z Grupy Pedagogiki i Animacji Społecznej Praga-Północ. Althamer pracował wspólnie z czwórką 15-letnich chłopaków z okolicy, w której bywał Pan Guma. Co ciekawe, chłopcy sami wskazali tę postać do upamiętnienia, ponieważ brakowało im na podwórku jego obecności. W tym kontekście Czarny Roman stanowi bliżej nieokreślonego rezydenta ulicy Chmielnej i okolic, zaś społecznością upamiętniającą byłaby po prostu społeczność mieszkańców Warszawy, którzy regularnie bywali w centrum lub tu mieszkali.
Kwestia trwałego upamiętnienia takiej postaci wydaje się mimo wszystko dyskusyjna. Nawet inicjatywa stworzenia muralu spotkała się z krytycznymi głosami i to zarówno ze względu na postać, którą mural miał przedstawiać, jak i formę upamiętnienia. Wskazywano na fakt, że Roman był w ciągłym ruchu, a takie „zamrożenie” go w jednej lokalizacji odbierze jego postaci najważniejszą cechę charakterystyczną. Ile trwać będą rozmowy na temat wskazania właściwego miejsca i czy mural ostatecznie powstanie – trudno powiedzieć.
Może więc warto wybrać inną formę? Tydzień po pogrzebie Romana przy ulicy Chmielnej pojawiło się zdjęcie przedstawiające go, idącego wzdłuż tej ulicy, umieszczone dokładnie w miejscu, w którym zostało zrobione. Ten plakat, naklejony „na dziko” na ścianę kamienicy, niesie w sobie wielki ładunek symboliczny związany z tą postacią i przywraca ją ulicy, na której chyba najczęściej bywał. Jednocześnie nie ma w sobie powagi właściwej pomnikom.
Swoich dziwaków Warszawa miała od zawsze i z pewnością pamięć o nich będzie przechowywana w filmach, obrazach, tekstach piosenek. Jeśli jednak zgodzimy się, że Romana warto upamiętnić także w inny sposób, ta forma zdjęcia/plakatu wydaje mi się najlepsza. Nie jest ingerencją w przestrzeń, nie jest kolejnym meblem zagracającym chodnik, jest efemeryczna i związana z tym konkretnym miejscem – trochę taka, jak Czarny Roman.