0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > KRAJEWSKI: Kultura milczenia

KRAJEWSKI: Kultura milczenia

Łukasz Krajewski

Kultura milczenia

W jednym z niewielu wywiadów autobiograficznych, jakich udzielił, Michel Foucault wspomina swoją znajomość z reżyserem Danielem Schmidtem: „Kiedy mnie odwiedził, nie wiem w jakim celu, po kilku minutach zrozumieliśmy, że naprawdę nie mamy sobie nic do powiedzenia. Zostaliśmy tak mniej więcej od trzeciej po południu do północy. Piliśmy, paliliśmy haszysz, zjedliśmy obiad. Przez ten czas nie rozmawialiśmy ze sobą chyba dłużej niż dwadzieścia minut. Od tego momentu zaczęła się nasza długotrwała przyjaźń”. Chwilę później, komentując rolę mowy w kulturze europejskiej, stwierdza z patosem: „Nie mamy kultury milczenia ani też kultury samobójstwa”.

Nie widzę w tym wyznaniu pretensji outsidera albo jakiejś pokrętnej diagnozy upadku zachodniej moralności. Nie chodzi tu o zachwyt nad czarującą iluzją milczącego porozumienia; chodzi o problem filozoficzny, być może wręcz – ze względu na swą ulotną jakość – filozoficzny par excellence, choć filozofia zwykle mówi o nim tonem posępnym. Taka perspektywa jest oczywiście historycznie zrozumiała, ale myślę, że obecnie coraz częściej bywa już fałszywa i upraszczająca. Zwłaszcza, gdy pod pretekstem obiektywizacji problemu od razu otacza się go tanatyczną aurą, należącą do widowiska polityki żałobnej i chóralnych komunałów o konieczności otwarcia na Inność (dlatego nadal nie mogę się przekonać do „Pracy żałoby” Derridy, zbioru pośmiertnych esejów o przyjaciołach-intelektualistach), a przecież chodzi o coś żywiołowego, coś, co należałoby raczej przyjąć z radosnym uznaniem: o przyjaźń.

Jedną z przemilczanych przez Foucaulta inspiracji (to dla niego zresztą typowe) w jego ostatnim dziele-testamencie była japońska iki, umowny kodeks flirtu, etykieta kokieterii, rodzaj intuicji obowiązującej prostytutki i mężczyzn odwiedzających je w dzielnicach rozkoszy – to rejon kulminacyjny dla tej tradycji estetycznej, ale w rzeczywistości jej wpływ rozciąga się o wiele dalej. Mówię o intuicji, bo chociaż Kuki Shūzō na użytek europejskich czytelników przełożył ją na kategorie pojęciowe pochodzące z tradycji greckiej, to z pewnością, na przekór tytułowi jego książki „Struktura iki”, iki nie jest strukturą. A jednak ten przekład antropologiczny był konieczny, aby zrozumiano ją w kręgu kultury zachodniej, nawet jeśli fenomenologia trochę niezręcznie ujmuje tę spontaniczność egzystencji.

Chcąc zilustrować jej sens, najrozsądniej byłoby opatrzyć ją jakąś wymowną frazą. Na przykład fragmentem „Zapisków dla zabicia czasu”: „Jak to się dzieje, że wypowiedzi naszych przodków, rzucone niegdyś od niechcenia, do dziś tak cudownie brzmią?”. Jeśli ten aforyzm kojarzy się z cyklem trenów, biblijnym lamentem Koheleta albo średniowieczną vanitas, to jest to raczej skojarzenie ambiwalentne. To melancholia mniej napastliwa, integralna ze świadomością zawsze już niedostępnych ideałów (coś bliskiego choćby Derridiańskiemu toujours déjà), dlatego w jej tle świta jakiś przelotny zachwyt. Tutaj ideały jedności i wzajemnego porozumienia zastępuje wieczny potencjał spotkania, którego wartość ustanawiają estetyczne ograniczenia.

Według iki, jak powiedziałby Brodski, estetyka poprzedza etykę. W dzielnicach rozkoszy stroje są dyskretne i eleganckie, a ich barwy, przyjęte w ramach powszechnie obowiązującego gustu, stonowane i sugestywne; ten dominujący etos jest właściwie dobrze znany i przyswojony, a jednak jego przestrzeganie wciąż uchodzi za sztukę. Coś bliskiego kulturze dworskiej, gdzie dystans i duma tworzą widowiskową stronę uładzonego flirtu. Ale cała ta „zalotność dla zalotności”, mówiąc słowami Shūzō, nie ogranicza się jedynie do gestów uwodzenia.

„Powinniśmy wyrzec się poznania tych, z którymi łączy nas coś istotnego”, pisze Maurice Blanchot, a trajektorie jego imperatywu i japońskiej estetyki egzystencji przecinają się tam, gdzie chodzi o przyjaźń – serię epizodów ciągle odnawianej zażyłości. Weźmy jeszcze wcześniejszy cytat z „Zapisków dla zabicia czasu” i ustawmy go naprzeciwko Blanchota. Jeśli odsunąć na dalszy plan wzajemnie potęgujące się między nimi patos i melancholię, otrzymalibyśmy chyba – z trudem i niechętnie poddawaną dyskursywizacji – tę „esencję spotkania”, liryczne halo milczącego porozumienia. Punkt, wokół którego tutaj trochę bezradnie krążę, na przemian zbliżając się i rezygnując z opisania go. Tym lepiej: zamiast gadatliwego podniecenia, jakim zazwyczaj obdarza się pozory dialogu, warto może wcześniej skapitulować w sztuce przekładu. Zwłaszcza, że w mowie o przyjaźni to wysiłek daremny i nawet Kuki Shūzō, będąc najbliżej źródeł, daje się usidlić strukturalnym ujęciom.

Tej utopii dyskretnego porozumienia, zaprojektowanej w wywiadzie z Foucaultem, przyświeca już jego późna myśl – nie tyle chęć piśmiennego samozatarcia, co raczej miejsce na oddech i swobodę w relacji afirmującej wzajemny dystans przyjaciół, także jako (choć może zabrzmi to pretensjonalnie) czytelników. Na co byłyby wtedy wszystkie powtarzalne zabiegi dekonstrukcji, trafiające w końcu na granicę, taką jak Celanowski Szibboleth, przy której rozmowa-lektura się zatrzymuje? Zatrzymuje i zmusza do ponowienia kontaktu; ostatecznie chodzi tu przecież o twórczą konfrontację dialogujących ze sobą osób, z każdym kolejnym podejściem domagającą się „więcej życia”.


„Kultura Liberalna” nr 108 (5/2011) z 1 lutego 2011 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 108

(4/2011)
1 lutego 2011

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj