0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > [Sawczuk w poniedziałek]...

[Sawczuk w poniedziałek] Czy libki istnieją?

Tomasz Sawczuk

Z czym się kojarzą libki? Być może z opisanym w „Gazecie Wyborczej” dramatem dyrektora w korporacji IT, który wspólnie z żoną zarabia 25 tysięcy złotych miesięcznie na rękę i wcześniej co roku spędzał wakacje na Seszelach, a teraz z powodu inflacji stać go jedynie na Turcję. Ale czy libki istnieją jako grupa społeczna?

Czy libki istnieją? Z pewnością jako etykieta na Twitterze. A czy istnieją naprawdę? W niedawnym tekście w Oko.press Anna Mierzyńska przekonuje, że nie istnieją w statystyce, a tym samym w rzeczywistości.

Autorka wymienia kilka charakterystycznych cech libków, które pojawiają się w dyskusjach internetowych. Na przykład: dużo zarabiają, gardzą biednymi, mieszkają na grodzonych osiedlach, głosują na PO, wydają pieniądze na przyjemności, wakacje spędzają na Malediwach albo jeżdżą wypasionymi samochodami, takimi jak Ferrari. A następnie stwierdza, że nie istnieje grupa społeczna, która spełniałaby wszystkie te cechy łącznie.

Cóż, wydaje się, że takie ujęcie trochę za bardzo upraszcza sprawę. Rzecz jasna, libki to nie jest ścisła kategoria socjologiczna. Ale nie udawajmy też, że nie istnieją warstwy społeczne albo kody kulturowe. Jest również prawdą, że wyrażeniem „libki” posługuje się przede wszystkim internetowa lewica, a więc zdarza się tak, że w jej ujęciu „libkiem” będzie wszystko, co się jej nie podoba, a jeśli akurat nie lubi szparagów, to wówczas jedzenie szparagów może się okazać libkowe.

Ale nawet jeśli nie mówimy o ścisłej kategorii socjologicznej, i jeśli w grę może wchodzić pewna doza politycznej złośliwości, to nie jest powiedziane, że temat jest bez sensu. Już samo uchwycenie intencji związanej z pojęciem libka może mieć pewne zalety polityczne. Myślę, że ową intencję można uchwycić w dwóch punktach.

Po pierwsze: brak wyobraźni socjologicznej

Z czym się kojarzą libki? Być może z opisaną w „Gazecie Wyborczej” historią dyrektora w korporacji IT, który wspólnie z żoną zarabia 25 tysięcy złotych miesięcznie na rękę – i w jego życiu wydarzył się dramat, bo wcześniej co roku leciał na wakacje na Seszele, a teraz z powodu inflacji było go stać jedynie na Turcję. Albo z pojawiającymi się regularnie w mediach społecznościowych pytaniami o to, jak w ogóle można utrzymać się za 10 tysięcy złotych miesięcznie.

Oczywiście, to rodzi pewne kontrowersje. Ktoś zwróci uwagę, że 10 tysięcy miesięcznie zarabia tylko kilka procent Polaków – a zatem cała reszta utrzymuje się za mniej, co sugeruje, że wcale aż tyle nie potrzeba, żeby się utrzymać. Ktoś inny stwierdzi, że jak człowiek akurat tyle potrzebuje, żeby żyć na poziomie i jest wystarczająco zaradny, żeby tyle zarabiać ciężką pracą, wówczas są to jego pieniądze i jego sprawa.

Socjolog Charles Wright Mills pisał w słynnej pracy „Wyobraźnia socjologiczna”, że posiadać tę wyobraźnię oznacza rozumieć związek między własną biografią a historią społeczną. Innymi słowy, jeśli zostałem odnoszącym sukcesy prawnikiem w dużej korporacji, to statystycznie rzecz biorąc na mój życiowy sukces składa się nie tylko osobiste staranie i upór, ale i kontekst społeczny w postaci miejsca urodzenia, kapitału finansowego i społecznego rodziców, dostępnej infrastruktury publicznej, transformacji polskiej gospodarki z komunizmu do kapitalizmu, jak również szczęśliwych przypadków, o które w pewnych społeczeństwach łatwiej niż w innych.

Tymczasem libki, można by zauważyć, zwykle reagują nerwowo, gdy zwróci się uwagę na ich pozycję społeczną. Widocznie irytuje ich, że nie są wyłącznie indywidualni – że są jacyś również jako grupa społeczna. Być może latają na wakacje na Seszele, a może dekorują sobie salony w stylu boho, mniejsza o to, nie ma to aż takiego znaczenia. To rodzi bowiem dodatkowe pytania – bo jeśli libki są w ogólności współzależne z innymi ludźmi, to może mają wobec społeczeństwa pewne obowiązki albo nawet są mu coś dłużni; na przykład powinni przestrzegać prawa pracy, zatrudniając ludzi w swojej firmie.

Z tym wszystkim wiąże się realna i poważna gra statusowa – o to, jak rozumiemy status poszczególnych obywateli w demokracji. Z jednej strony, lud zwyczajowo przedstawia się jako niezaradny i nieodpowiedzialny: widocznie nie chce i nie potrafi więcej zarabiać, a jak dać mu 500 plus, to wyda na wódkę. Ale z drugiej strony jest niezaradność i nieodpowiedzialność libków, którzy w przypływie oburzenia wysyłają na Facebooka paragony grozy za drogą rybę zakupioną w restauracji nad morzem, tak jakby przed zamówieniem nie potrafili sprawdzić ceny w menu. A jeśli nie potrafią się utrzymać za 10 tysięcy ani zamawiać rzeczy, na które ich stać, być może to oni potrzebują osobistego asystenta budżetowego, żeby w ogóle prowadzić normalne życie i nie kupić przypadkiem jagodzianki za 15 złotych. Na tym tle „lud” zaczyna wyglądać na całkiem zaradny finansowo.

W tym sensie, gdyby ktoś powiedział, że jedzenie szparagów jest libkowe, to w wypowiedzi takiej niekoniecznie musiałoby chodzić konkretnie o jedzenie szparagów – a zatem twierdzenia tego nie dałoby się obalić przez wykazanie, że statystycznie libki nie jedzą więcej szparagów niż inni, tak jak to próbowała zrobić na przykładzie Ferrari Mierzyńska – lecz właśnie o symboliczne wskazanie tego, że libki również są częścią społeczeństwa, a zatem mają pewne instynkty grupowe i nie w pełni kontrolują swój los, podobnie zresztą jak wszyscy ludzie. A jako część wspólnoty politycznej może i naprawdę mają pewne obowiązki wobec innych.

Po drugie: separacja od społeczeństwa

Czy zatem libki nie potrafią wyobrazić sobie, że większość ludzi żyje inaczej niż oni, czy po prostu zadzierają nosa? Prawdopodobnie jedno i drugie. Otóż do braku świadomości społecznej dochodzi teraz próba oderwania się od społeczeństwa – a najczęściej wywyższenia się ponad masy. Jak w wyrażeniu: „ten humor nie jest dla wszystkich”; albo „ta muzyka nie jest dla wszystkich” (tak, jest to oczywiste, że nie każdy będzie w równym stopniu rozumieć Schönberga i Strawińskiego, ale nie rozmawiamy teraz o kompetencjach w dziedzinie teorii muzyki, tylko o grach statusowych – ludzie, którzy mówią: „ta muzyka nie jest dla wszystkich”, zwykle nie mają wiele pojęcia na temat teorii muzyki, tylko twierdzą, że ich gust jest lepszy; czynią tak nie dlatego, że potrafią ową wyższość gustu kompetentnie uzasadnić, lecz dlatego, że czują się kompetentni w kwestii tego, jaki gust należy mieć, aby zyskać pożądany status społeczny).

Stąd właśnie żarty, że libki robią zakupy w Lidlu, a nie w Biedronce; nie jest tu bardzo ważne, czy libki naprawdę chodzą do Lidla, w modelu tym chodzi o wyjawienie kontekstów społecznych, w których pojawia się coś na kształt libkowej dystynkcji – gdy libki próbują się odróżnić od zwykłego ludu. Libkowa próba zerwania ze zwykłym ludem okazuje się zatem podwójnie problematyczna. Już sam gest zerwania jest natury niedemokratycznej, ponieważ chodzi w nim o wykazanie swojej wyższości nad współobywatelami, a jeszcze jest nieumiejętny, ponieważ tego celu nie udaje się zrealizować. Sposób owego odróżnienia przedstawia się zaś jako zabawny i niezdarny; albo okazuje się przejawem szerszej libkowej tożsamości grupowej, albo w ogóle nie jest dystyngowany, tak jak Lidl jest po prostu kolejnym sklepem ogólnospożywczym, a nie światem innego rodzaju od tego Biedronkowego. I tak oto libek zostaje upokorzony w swojej niespodziewanej społecznej nagości – próbował się wywyższyć, a mu się nie udało i ktoś to pokazuje palcem; został ściągnięty z powrotem na ziemię.

W samym tym geście ściągania na ziemię również jest oczywiście ładunek polityczny; dręczenie biednych libków, których nagle nie stać na wakacje na Szeszelach i muszą zadowolić się Turcją, jest po prostu powiedzeniem: wcale nie jesteście lepsi od nas; wasz status nie jest wyższy niż nasz. I właśnie dlatego debata o libkach nie dotyczy wyłącznie osób najbardziej zamożnych – dotyczy każdego, kto wykazuje nieświadomość własnej pozycji społecznej, traktując własny los jako coś czysto biograficznego i własne preferencje jako w pełni naturalne, a wraz z tym dokonuje gestu społecznej separacji.

Robocza definicja libków brzmiałaby zatem następująco: jest to grupa społeczna nieświadoma istnienia struktur społecznych, której przedstawiciele reagują frustracją na próby tematyzowania ich przynależności do szerszej formacji społecznej lub kulturowej. Z tym wiąże się traktowanie własnych preferencji osobistych jako całkowicie naturalnych i uprawnionych, a nie społecznych i negocjowalnych.

Zamiast gry statusowej

Jeśli jednak mielibyśmy na chwilę wyjść poza gry statusowe, to trzeba na koniec zapytać, jaki pożytek polityczny mógłby płynąć z dyskusji na temat libków? Czy możemy się z niej czegoś nauczyć? Dobrze byłoby oddzielić w tym kontekście ziarna od plew. Moim zdaniem warto uznać, że obie wspomniane uwagi krytyczne wobec libków – brak wyobraźni socjologicznej i dążenie do separacji społecznej – wyrażają słuszne wartości demokratyczne, a jednocześnie można pomóc libkom przedstawić ich osobiste dążenia w postaci wartościowej i pozytywnej.

Układ mógłby więc wyglądać następująco. Zarzuty braku wyobraźni socjologicznej i separacji społecznej są w istocie zarzutami o brak wrażliwości (egoizm) i nielojalność wobec współobywateli. Zarzuty te są słuszne – separacja społeczna jest w demokracji szkodliwa i zresztą niemożliwa, ponieważ na gruncie demokracji wszyscy jesteśmy z definicji równymi sobie obywatelami.

W zamian możemy zarysować uzasadnione granice tych zarzutów i wyłuskać pozytywne aspekty libkowej wyobraźni. Po pierwsze, wyrobienie sobie wyobraźni socjologicznej można pogodzić z uznaniem dla ludzkiej indywidualności. Mills podkreślał przecież nie tylko znaczenie historii społecznej, lecz również ludzkiej biografii; i my również nie powinniśmy tego znaczenia pominąć. Nasze osobiste potrzeby i pragnienia mają w demokracji istotne znaczenie, również gdy są libkowe – chodzi tylko o to, żeby nie myśleć, że znaczenie mają tylko nasze potrzeby i pragnienia, natomiast życie innych ludzi staje się jakby obojętne.

Po drugie, możemy odrzucić separację społeczną na rzecz lojalności obywateli wobec siebie nawzajem, a jednocześnie przyjąć, że we wspólnocie politycznej możliwy jest rodzaj wyjątkowości, który nie jest wyższościowy – chodzi na przykład o uznanie dla profesjonalizmu. Nikt nie zaprzeczy, że można być wybitnym lekarzem, urzędnikiem, przedsiębiorcą, nauczycielem, menedżerem, artystą czy działaczem społecznym – takim osobom należy się uznanie, o ile ich działalność przyczynia się do społecznego dobra, bo przecież uznanie takie nie należy się wybitnym oszustom.

Tym sposobem możemy przywrócić libków społeczeństwu, a jednocześnie odpowiedzieć na ważne libkowe potrzeby indywidualności, sprawczości i sukcesu – jeśli, w każdym razie, libki pójdą na ten układ.

 

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 708

(32/2022)
8 sierpnia 2022

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj