0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Kardynalna opowieść marginalna....

Kardynalna opowieść marginalna. Recenzja książki „Do raju” Hanyi Yanagihary

Paweł Majewski

W dwóch poprzednich powieściach Yanagihary widoczne było coś nieoczywistego, co decydowało o ich wartości. W „Do raju” – olbrzymiej political fiction rozpiętej pomiędzy wiekami XIX a XXI – króluje instagramowa ckliwość i obsesja seksu. Autorka, zmuszając swoich homoseksualnych bohaterów do desperackiego poszukiwania miłości, czyni z nich postacie z opery mydlanej. To zaskakujący zabieg jak na pisarkę o tak dobrym warsztacie.

Hanya Yanagihara wciąż zachowuje umiejętność opowiadania. Jej trzecia, zeszłoroczna powieść, „Do raju”, ma siedemset pięćdziesiąt stron dużego formatu i nie widać w niej ani jednego źle wykonanego szwu. Nie ma tam w ogóle przestojów, akapitów na jałowym biegu, mielizn fabularnych, puszczonych luzem wątków, waty narracyjnej – robota, rzec można, perfekcyjna. Nie znaczy to jednak, że nie można jej niczego zarzucić.

To za chwilę. Zacznę od cechy, która równie dobrze może być zaletą, jak wadą – zależnie od gustów czytelniczych. Yanagihara bardzo przypomina Marguerite Yourcenar, chociaż tylko pod jednym względem – będąc kobietą, opisuje w swoich utworach niemal wyłącznie mężczyzn. Postacie kobiece pojawiają się u niej zazwyczaj na drugim planie i rzadko mają wyrazisty modelunek. Obie pisarki wyraźnie unikają wchodzenia w psychikę kobiecą i wolą konstruować psychikę męską, z tym, że na ogół jest to psychika mężczyzn nieheteronormatywnych. To spostrzeżenie można podrzucić szukającemu tematu magistrantowi literaturoznawstwa, może nawet doktorantowi. A teraz ad rem. W tym przypadku trzeba bowiem streścić utwór, aby coś o nim powiedzieć.

Homonorma w dziewiętnastowiecznej Ameryce

Pierwsza część „Do raju” to modelowa historical fiction. Jesteśmy w Nowym Jorku w roku 1893. Stany Zjednoczone rozpadły się już znacznie wcześniej na kilka odrębnych państw utrzymujących poprawne, lecz chłodne relacje. Wolne Stany, do których należy Nowy Jork, wprowadziły małżeństwa jednopłciowe, pragnąc dać wszystkim swoim obywatelom możliwość nieskrępowanej samorealizacji. Głównym bohaterem jest tu młodzieniec ze znakomitej, bajecznie bogatej i zasłużonej historycznie rodziny, który cierpi na bliżej nieokreślone problemy psychiczne podobne do depresji i uważa swoje życie za pozbawione sensu. Opiekujący się nim dziadek-gej chce go wyswatać ze znacznie starszym od niego, rozsądnym i troskliwym misiowatym biznesmenem, tymczasem jednak bohater poznaje uroczego muzyka-szaławiłę, z którym nawiązuje płomienny romans (uprawiając też od czasu do czasu seks z kandydatem na męża). Dylemat młodzieńca polega na konieczności wyboru między misiowatym przedsiębiorcą, z którym będzie wiódł życie spokojne i dostatnie, ale śmiertelnie nudne (jego zalotnik to wypisz wymaluj gejowska wersja Karola Bovary), a cudownie rozwichrzonym, pełnym wdzięku artystą, który obiecuje mu życie wprawdzie niepewne, za to pełne wspaniałych wrażeń.

Spoilować się tu nie będzie, wypada natomiast zauważyć, że ta historia do złudzenia przypomina tysiące innych historii opowiadanych w literaturze ostatnich dwóch stuleci (a trochę krócej również w kinie) – z tą tylko różnicą, że do niedawna zamiast młodzieńca osobą centralną była w nich młódka, która albo godziła się z planami starszych (zachowując jednak przynajmniej teoretycznie cnotę aż do dnia ślubu), albo wybierała bunt i odchodziła z ukochanym wbrew wszystkiemu. Nie pierwszy to przypadek, w którym wywrotowa translacja kategorii heteroświata na świat jednopłciowy prowadzi do precyzyjnej reprodukcji starego świata w nowym, a problem emancypacji staje się zarazem kardynalny i marginalny, ponieważ porzucając heteronormę, przechodzi się ostatecznie do homonormy niemal z nią identycznej. (Dodajmy, że w zbudowanym przez Yanagiharę alternatywnym świecie Ameryki z końca XIX wieku pary jednopłciowe mają pełne prawa do adopcji dzieci.)

Ta część powieści jest wyrazistym pastiszem prozy Henry Jamesa, a gdyby ktoś miał co do tego wątpliwości, jej tytuł brzmi „Plac Waszyngtona”, co jest odesłaniem do tytułu jednej z pomniejszych powieści Jamesa. Yanagihara postawiła sobie prawdopodobnie zadanie napisania tej partii powieści tak, jak mógłby to zrobić James, gdyby całe jego życie nie przypadło na okres wyjątkowo silnej opresji obyczajowej.

Hawaje w cieniu epidemii AIDS

Druga część, której akcja dzieje się w 1993 roku, jest z kolei pastiszem prozy Michaela Cunninghama, choć tylko w pierwszej połowie. Tym razem oglądamy związek dojrzałego, świetnie sytuowanego prawnika z młodym praktykantem pochodzącym z Hawajów. W tej epoce mężczyźni żyjący z mężczyznami żyją jednocześnie w cieniu epidemii AIDS. Temat ten nie jest wysunięty na pierwszy plan, niemniej jego obecność jest bardzo wyraźna. Drugą połowę tej części wypełnia ogromny list przesłany do młodego bohatera przez jego ojca, którym jest hawajski królewicz cierpiący na zupełny brak woli działania i życia. List jest rodzajem gorzkiej autobiografii zawierającej opis zmarnowanego życia człowieka, który nie był w stanie pokierować samodzielnie własnym losem.

Tutaj warto zaznaczyć, że trzy części „Do raju” są zasadniczo odrębnymi utworami, a nici, które mają je łączyć, są bardzo cienkie, sprowadzają się głównie do tego, że w każdej części powtarzają się te same imiona i nazwiska bohaterów oraz zamieszkują oni ten sam luksusowy budynek przy nowojorskim Washington Square Park. Sugeruje się też, bardzo niewyraźnie, że postacie z kolejnych epok są ze sobą w jakiś sposób spokrewnione. Gdyby ktoś uparł się krytykować warsztat Yanagihary, mógłby poprowadzić ostrzał właśnie na tym odcinku frontu. Podobnie było z ostatnią powieścią Roberto Bolaño, chilijskiego pisarza, na którego moda w Polsce chyba już minęła – powieść ta, „2666”, również składała się z kilku części, których wzajemny związek zależał głównie od dobrej woli czytających. Yanagihara zadbała natomiast o to, by części „Do raju” pozostawały do siebie w proporcjach 1:1:2 wyliczonych z dokładnością niemal co do strony. Część trzecia, dziejąca się w roku 2093 z retrospekcjami do poprzednich pięciu dekad, ma więc taką objętość, jak pierwsza i druga razem wzięte; zajmuje drugą połowę książki. Każda z nich mogłaby zostać opublikowana jako odrębny utwór, chociaż łączy je poza wspomnianymi detalami także pewna nić przewodnia. Jest nią przenikające wszystkie postacie pragnienie miłości – nieironiczne, niezapośredniczone – po prostu pragnienie kochania i bycia kochanym. Do tej ważkiej sprawy jeszcze powrócę.

Dystopia tuż za rogiem

Część trzecia jednotomowej trylogii, jak wynika z daty, osadzona jest w konwencji science fiction, ale bez epatowania gadżetami – ta część jest zdaniem niżej podpisanego literacko najlepsza. Po dwóch historiach kipiących męsko-męskimi namiętnościami przechodzimy do świata znacznie spokojniejszego pod względem emocjonalnym, choć heteryków nadal jak na lekarstwo, przemykają gdzieś na skraju kadru („Do raju” jako całość to ich świat widziany w lustrzanym odbiciu). Tutaj źródłem pastiszu (cała powieść jest rozbudowanym pastiszem cudzych stylów) była prawdopodobnie postapokaliptyczna trylogia Margaret Atwood, w skład której wchodzą „Oryks i derkacz”, „Rok potopu” oraz „Maddaddam”.

Przenosimy się więc do drugiej połowy XXI wieku. Ludzkość nękana jest nieustającymi, coraz groźniejszymi pandemiami, które powodują znaczny regres społeczny, ubożenie nawet najbogatszych krajów, postępującą reglamentację dóbr i segregację społeczną pod względem dostępu do nich, wreszcie – erozję więzi międzyludzkich. Ocieplony klimat coraz bardziej utrudnia codzienną egzystencję. Rząd USA, aby podtrzymać rozpadające się, zdziesiątkowane społeczeństwo, przybiera formę totalitarną. W tych niewesołych okolicznościach poznajemy kolejną postać, jedyną pierwszoplanową postać kobiecą w tej powieści. Jednak jest to kobieta, której zdrowie fizyczne i psychiczne zostało zrujnowane przebytą w dzieciństwie chorobą (była ofiarą jednej z cięższych pandemii drugiej połowy XXI wieku), wydana przez kochającego dziadka-geja za troskliwego młodego geja, który nie wchodzi z nią w ogóle w kontakt fizyczny i prowadzi utajone drugie życie (USA wracają tu do norm z XX wieku). Trudno więc uznać ją za kobietę reprezentatywną lub spełnioną życiowo.

Ckliwość i seks

Głównym mankamentem tej ogromnej, świetnie, pewną ręką napisanej i doskonale się czytającej powieści jest ckliwość (jest na to dobrze brzmiące słowo w języku oryginału: mawkishness). Emocje – zwłaszcza w części pierwszej i drugiej – są tu jakby żywcem wzięte z groszowego romansu, a scenerie wyglądają tak, jakby je odpisano ze skryptów „Dynastii” i dopasowano do warunków historycznych obu tych części, jako że ich akcja dzieje się wśród ludzi bardzo majętnych i umiejących korzystać ze swoich majątków. Stawką życiowych dążeń bohaterów „Do raju” jest przeżycie miłości przez ogromne M, takiej, która polega chyba na totalnym, nadnaturalnym zjednoczeniu dusz i ciał, umysłów i istnień, takiej, którą ucieleśnili mitycznie Tristan i Izolda albo Romeo i Julia (oraz Hadrian i Antinous, Edward II i Gaveston, Wilde i Douglas – przynajmniej w zmitologizowanej późniejszej pamięci o ich realnych historycznie związkach). Nikt nie zaprzeczy, że to śliczna idea. Mało kto będzie poważnie twierdził, że realna. Jak to zwięźle i trafnie ujął już prawie czterysta lat temu La Rochefoucauld – „z prawdziwą miłością jest jak z duchami: wszyscy o nich mówią, ale nikt ich nie widział”. Yanagihara, zmuszając swoich bohaterów do jej desperackiego poszukiwania, czyni z nich postacie z opery mydlanej, co w zestawieniu z maestrią jej warsztatu literackiego może przyprawić czytających o lekki dysonans poznawczy.

Drugi mankament to wyczuwalny niemal na każdej stronie pierwszych dwóch części prymat seksu. Pada wiele pięknych, mocnych słów o miłości (czym ona jest, patrz wyżej), przyjaźni, trosce, wzajemnym szacunku, godności i innych wartościowych ideach, którym wszyscy powinniśmy hołdować – lecz nie trzeba nawet być źle nastawionym do bohaterów, żeby spostrzec, że słowa słowami, ale tym, co ich w praktyce najbardziej interesuje przez większość czasu, jest seks. Dzięki temu „Do raju” powiela i utrwala jeden z najbardziej szkodliwych negatywnych stereotypów dotyczących osób homoseksualnych i to jest kolejna zagadka tej powieści i jej autorki.

Instagramowa powieść z banałem

Stara prawda, że opis nieszczęścia w literaturze niemal zawsze udaje się lepiej niż opis szczęścia, potwierdza się i w tym przypadku. Dzieje się tak może dlatego, że „szczęście” – jeśli ma być czymś więcej niż chwilową przyjemnością fizjologiczną – jest dla człowieka stanem tak rzadkim i tak ulotnym, że nawet najwięksi wirtuozi słowa mają problem z jego opisowym wyrażeniem. Yanagihara nie jest tu wyjątkiem. I chyba dobrze o tym wie – ponieważ jej bohaterowie nie tyle doświadczają tak rozumianego szczęścia, ile nieustannie o nim myślą. To, że powieść nazywa się „Do raju”, a nie „Raj”, jest dość znaczące, tak samo, jak fakt zakończenia wszystkich trzech jej części właśnie tymi słowami.

Główne przesłanie „Do raju” nie różni się niczym szczególnym od przesłania wielu tysięcy innych powieści obyczajowych – twój los zależy od ciebie, a jeśli chcesz osiągnąć w życiu szczęście i prawdziwą miłość (czym one są, patrz wyżej), musisz podjąć ryzyko, inaczej twoje życie niepostrzeżenie przecieknie ci przez palce. Trudno polemizować z tak oczywistym message. Niestety, trudno też nie wzruszyć ramionami, jest ono bowiem oszałamiająco plakatowe, jakby żywcem wyjęte z literatury romansowej ubiegłego wieku albo z amerykańskich seriali rodzinnych – tyle że zwekslowane na nieheteronormatywną stronę mocy, znakomicie zrelacjonowane i podkręcone na poziom Instagrama.

Zarówno w „Ludziach na drzewach”, jak i w „Małym życiu”, dwóch poprzednich powieściach Hanyi Yanagihary, widoczne było coś nieoczywistego, co decydowało o ich wartości. Bohater „Ludzi na drzewach” był postacią autentyczną nie tylko w tragizmie swojego losu, lecz również w tym sensie, że istniał naprawdę, a nie jedynie na papierze. Bohater „Małego życia” skłaniał jednych do głębokiego współczucia, innych do szyderczego rechotu – niezawodna oznaka, że również był autentyczny, choć fikcyjny. Natomiast postacie zaludniające „Do raju” wzbudzają mniej więcej takie reakcje, jak postacie widziane na ekranie filmowym podczas efektownego wizualnie, lecz mało poruszającego seansu – kiedy je widzimy, wydają się bardzo prawdziwe, niemal dotykalne, ale wkrótce po zakończeniu projekcji/lektury zapadają w nicość i trudno sobie przypomnieć nawet ich imiona czy wygląd.

Wygląda więc na to, że mamy do czynienia z produktem rynkowym, znakomicie skrojonym i wygodnym w użyciu, a jednak produktem. Można go z czystym sumieniem polecić każdej osobie lubiącej czytać, trzeba jednak zastrzec, że dla wielu z nich będzie to produkt jednorazowego użytku.

 

* Śródtytuły pochodzą od redakcji.

 

Książka:

Hanya Yanagihara, „Do raju”, przełożyła Jolanta Kozak, W.A.B., Warszawa 2023.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 769

(40/2023)
3 października 2023

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj