0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > NOWAK: Złóż sobie...

NOWAK: Złóż sobie Bobkowskiego

Marcin Nowak 

Złóż sobie Bobkowskiego

Ta książka jest jak pudełko z puzzlami. Każdy esej w wydanym przez Więź zbiorze „Buntownik. Cyklista. Kosmopolak. O Andrzeju Bobkowskim i jego twórczości” jest jak cząstka układanki, po złożeniu której oczom czytelnika ukazuje się postać jednego z ciekawszych pisarzy literatury emigracyjnej.

Okazją do wydania zbioru esejów pod redakcją Jarosława Klejnockiego i Andrzeja St. Kowalczyka była przypadająca na rok 2011 50. rocznica śmierci pisarza, który do historii literatury przeszedł głównie dzięki swoim „Szkicom piórkiem”, niezwykłemu zapisowi rowerowej wędrówki po okupowanej Francji. I chodź późniejsze jego teksty, których było sporo – jak „Punkt równowagi”, „Z notatek modelarza” czy „Ikos i Sotion” – są również interesujące, to jednak niekwestionowanym dziełem życia pisarza pozostaje jego debiutancka książka.

Wszystko zaczęło się niepozornie. W drugim numerze „Twórczości” (wrzesień 1945 roku) ukazał się fragment diarystyczny nikomu nieznanego autora zatytułowany „Szkice piórkiem”. Andrzej Bobkowski miał wówczas trzydzieści dwa lata. Nie minął rok, a w krakowskim miesięczniku pisarz ogłosił drugi fragment swego dziennika zatytułowany „Douce France”. Jego współpraca z „Kulturą” Giedroycia rozpoczęła się w połowie 1947 roku, w pierwszym rzymskim numerze pisma ukazał się wtedy dialog „Nekyja”. Fragmenty „Szkiców piórkiem” były jego pierwszym opublikowanym w kraju tekstem, potem miał je drukować także w warszawskich „Nowinach Literackich”, a przede wszystkim w „Tygodniku Powszechnym”. Dziennik został od razu dostrzeżony. Słów uznania nie szczędziła i Maria Dąbrowska, i Jarosław Iwaszkiewicz, i Jerzy Turowicz. „Szkice” ukazały się po raz pierwszy nakładem Instytutu Literackiego w roku 1957.

Wydany przez Więź zbiór esejów ma kilka atutów, z czego dwa wydają się warte podkreślenia. Po pierwsze, książka gromadzi w jednym miejscu teksty ukazujące różne aspekty osobowości pisarza. Po drugie, podczas lektury, składając sobie postać Bobkowskiego, poznajemy nie tylko samego pisarza, ale także tło, z którego wyrastał, oraz kontekst, w którym tworzył.

I tak jeden z esejów tworzących układankę ukazuje Bobkowskiego na tle krajowej diarystyki okupacyjnej, dzięki czemu możemy przypomnieć sobie kontrowersje, jakie swego czasu wzbudziły „Szkice piórkiem”. Stają się one bardziej zrozumiałe, jeżeli zestawi się opisy dnia codziennego w obozach koncentracyjnych czy okupowanej Warszawie z opisem załamywania się promieni słonecznych na murach kaplicy zagubionej gdzieś wśród lawendowych wzgórz francuskiej Prowansji. Kolejne teksty odsłaniają przed nami fascynację Bobkowskiego muzyką Chopina, jej – wbrew stereotypowemu poglądowi – antyromantyczną i rzemieślniczą kompozycją, a także szacunek pisarza dla mieszczańskiego ethosu. Zaczynamy widzieć w Bobkowskim człowieka miłującego z wyjątkową siłą wolność samostanowienia, wolność opartą na pragnieniu autentyczności. Wyrasta z niej wrodzona ostrożność i niechęć do wszelkiego rodzaju ideologii, zarówno tej zabarwionej czerwienią, jak i tej, która stroi się w patos bogoojczyźniany. Właśnie ta miłość do decydowania o sobie sprawiała, że określał samego siebie mianem „chuligana wolności”, „chuligana”, który lubił komizm, ironię i arystokratyczny dystans do otaczającej rzeczywistości.

W pudełku są jednak puzzle, które odróżniają się od reszty. Mam na myśli teksty Łukasza Mikojewskiego „Pamięć fabularyzowana” i Macieja Nowaka „Patrzę inaczej” oraz dyskusję, jaka wywiązała się pomiędzy tymi autorami. Punktem wyjścia do polemiki stał się esej opublikowany w Res Publice Nowej, w którym Łukasz Mikołajewski porównuje wydanie „Szkiców Piórkiem” z roku 1957 z rękopisami odnalezionymi w nowojorskich archiwach Polskiego Instytutu Naukowego. Okazało się, że istnieją między tymi dwoma tekstami  różnice.

W swoim tekście Mikołajewski pyta przede wszystkim, czy przy redakcji i szykowaniu notatek do publikacji w 1957 roku Bobkowski nie dostosował się do powojennego przesunięcia perspektywy politycznej. Czy zmiany, jakie pisarz dokonał w tekście, nie powodują, że na znane nam „Szkice Piórkiem” należałoby patrzeć jak na powieść historyczną, a nie autentyczny dziennik? Za tym pytaniem idą następne, na przykład o motywy dokonanych zmian. Dlaczego Bobkowski usunął z tekstu niektóre fragmenty, m.in. te mówiące o swoim niechętnym stosunku do Żydów? I co równie istotne, czy dalekowzroczność autora (za którą był tak bardzo chwalony) wynikała z uzyskanego przezeń w czasie wędrówek po drogach i bezdrożach Francji wglądu w przyszłość, czy z faktu nanoszenia głębokich poprawek przy redakcji?

Maciej Nowak zarzuca Łukaszowi Mikołajewskiemu inkwizycyjne zapędy i próbuje rozbić argumenty swojego młodszego kolegi, proponując spojrzenie na rękopis Bobkowskiego i późniejsze wydanie „Szkiców Piórkiem” jako na dwa oddzielne utwory. Nie wiem, jakie były intencje Mikołajewskiego, ale wiem, że świętym prawem badacza jest stawianie pytań – czasami niewygodnych i rozbijających ukształtowany już obraz – oraz szukanie na nie wyczerpujących odpowiedzi. Mikołajewski zrobił to gruntownie i rzetelnie. W tym kontekście reakcja Macieja Nowaka jest dla mnie niezrozumiała. Można oczywiście spojrzeć na tę polemikę przez pryzmat podobnych dyskusji, jakie toczyły się już w debacie publicznej (patrz „Non Fiction” Domosławskiego). Za każdym razem sytuacja wygląda podobnie. Ktoś ze szczerej fascynacji autorem pragnie zrozumieć obiekt własnego podziwu i w swoich poszukiwaniach odnajduje coś, co jest niewygodne, co narusza status quo. Wtedy zawsze znajdzie się inna osoba, która potraktuje jego publikację jako niedopuszczalny zamach na „świętą krowę”. Chciałoby się powiedzieć: „Panie Macieju i wszyscy podobnie myślący – miejsce krów jest na pastwisku, a nie w życiu publicznym”.

Esej Mikołajewskiego pozwolił mi zobaczyć na obrazie Bobkowskiego pewne rysy, które wcale nie psują jego wizerunku, tylko są szczelinami przez które można głębiej wniknąć pod powierzchnię jego pisarskiego „geniuszu”. Mój szacunek i uznanie dla niego wcale się nie zmniejszyło, raczej spowodowało chęć sięgnięcia na nowo po jego książki. Bo w końcu, któż tak pięknie jak on opisywał utarte zwyczaje codzienności jako drogę do pełnego szczęścia:  „dochodzę do wniosku, że uciec od banału życia, od płaskości wszystkiego, możesz tylko wtedy, gdy zaakceptujesz go, gdy przyjmiesz, że na przykład w dziedzinie szczęścia niczego innego nie wymyślono i nigdy się nie wymyśli. – Rozkosze codzienności. – Cichy wieczór, pogodny albo deszczowy, szum wiatru albo bełkot rynien płuczących gardło i plujących wodą, coś do picia, coś do jedzenia, coś do czytania… i spojrzenie oczu ukochanej kobiety, w których pali się spokojny ogień jak na kominku. – Takie proste, banalne, ograne, ckliwe i – takie trudne”. A dla mnie, zwykłego czytelnika – i tu być może odsłonię swoją ignorancję – czy on napisał te słowa gdzieś na siodełku pośród wzgórz francuskiej prowincji czy siedząc za biurkiem w Paryżu, oczywiście jest ważne, ale nie najważniejsze. To nie zmienia bowiem faktu podstawowego – kontakt z jego książkami za każdym razem działa niczym haust świeżego powietrza, które, oczyszczając nasze spojrzenie, pozwala zobaczyć w tym co zwyczajne bramę prowadzącą do tego co niezwyczajne, tajemnicze. W myśl starej zasady, że w małych rzeczach widać o wiele więcej, niż wydaje się nam przepuszczać.

Stąd rodzi się jeszcze jedna wątpliwość. Po lekturze książki można odnieść wrażenie, że polemika pomiędzy Mikołajewskim a Nowakiem jest tym, co wybija się w niej na pierwszy plan. Rodzi się pytanie, czy to nie jest krzywdzące dla innych tekstów? Czy dobrym rozwiązaniem było umieszczanie w zbiorze tego dwugłosu? Zyskała na tym być może atrakcyjność książki, ale czy było to zagranie fair wobec innych autorów? W przyjętej przez redaktorów konwencji giną jakoś pozostałe eseje, które, może w inny sposób, ale są równie ciekawe i ważne.

Książka:

„Buntownik. Cyklista. Kosmopolak. O Andrzeju Bobkowskim i jego twórczości”, (red.) Jarosław Klejnocki i Andrzej St. Kowalczyk,  Biblioteka Więzi, Warszawa 2011.

* Marcin Nowak, doktorant w Instytucie Socjologii UW, pracuje w Centrum Myśli JP2.

„Kultura Liberalna” nr 174 (19/2012) z 8 maja 2012 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 174

(18/2012)
8 maja 2012

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj