Krzymowski_Kaczynski_okladka

Plusy dodatnie

Zacznijmy jednak od pozytywów. Książka „Jarosław. Tajemnice Kaczyńskiego” jest napisana dobrym i przystępnym językiem. Czyta się przyjemnie i szybko, choć rytm zaburzają zbyt liczne literówki, które w tak szumnie zapowiadanej pozycji po prostu nie powinny się zdarzyć.

Plus drugi sprowadza się do tego, że Krzymowski naprawdę stara się zrozumieć swojego bohatera, a jego książka nie jest ani bezkrytyczną laurką, jakich nie brakuje w prawicowej prasie (ostatnio taki tekst pod skromnym tytułem „Niezniszczalny” napisał Piotr Semka w tygodniku „Do Rzeczy” , ani też prostą krytyką, która Kaczyńskiego widzi przez jednowymiarowe okulary, jako osobę od kilkudziesięciu lat ogarniętą żądzą władzy i wywracania państwa na nice. Dla Krzymowskiego celem było pokazanie mniej znanej twarzy człowieka, który przez 25 lat polskiej wolności nie tylko nie zniknął z politycznego gwiazdozbioru, ale też jak chyba żaden inny polityk rozbudzał emocje Polaków.

Zaleta trzecia lektury „Jarosława” jest taka, że każdy, kto o rodzinie Kaczyńskich i samym bohaterze wie niewiele lub zgoła nic, wyniesie z tej książki szereg dobrze potwierdzonych informacji. Niestety, ktoś, kto o Kaczyńskim co nieco przeczytał – jak choćby znany, znakomity wywiad Teresy Torańskiej opublikowany w książce „My” lub także znaną, choć marnie zredagowaną rozmowę Michała Karnowskiego i Piotra Zaremby pt. „Alfabet braci Kaczyńskich” – ten o prezesie PiS-u wiele nowego się z książki Krzymowskiego nie dowie.

Więcej tego samego

Liczne, ważne fragmenty są zaczerpnięte wprost z dwóch wymienionych wyżej publikacji. Jednak precyzyjne ustalenie źródeł wielu zapożyczeń jest trudne, ponieważ Krzymowski nie korzysta z przypisów. Od Torańskiej autor wziął chociażby anegdotę o ambiwalentnym stosunku Jarosława do środowiska KOR-u, pokazującą także jedne z ważniejszych cech jego charakteru – potrzebę uznania, ogromne poczucie własnej wartości, pamiętliwość i mściwość (choć tych dwóch ostatnich sam Jarosław kilkakrotnie się wypierał):

„Mam taką cechę charakteru, że gdy na wstępie nie uzyskam pewnego poziomu akceptacji, to potem nie pomogą żadne zabiegi, by nawiązać ze mną porozumienie. […] W 1977 r. po raz pierwszy zaproszono mnie na duże zebranie KOR-u. Przyszedłem, usiadłem przy stole. Otwierają się drzwi i wkracza czołówka opozycji: Kuroń, Macierewicz, Jan Józef Lipski itp. Patrzę ze zdumieniem, a tu wszyscy, którzy siedzieli przy stole, wstają i przenoszą się pod ściany. Podniosłem się także, ale by ustąpić miejsce Lipskiemu, który był starszym panem, kolegą mojej mamy i człowiekiem chorym. On jednak usiadł obok, a Kuroń wykorzystując ten moment już wieszał swoją skórzaną marynarkę̨ na moim krześle. Ja jednak spokojnie na nim usiadłem i miejsca Kuroniowi nie ustąpiłem. […] Szczerze ci powiem: gdyby nie silna motywacja, że ja muszę z tym komunizmem walczyć́, a więc muszę być w opozycji, to ja bym ją w jasną cholerę rzucił, bo tego towarzystwa nie akceptowałem”.

U Torańskiej znajdziemy również, pojawiające się także u Krzymowskiego, opisy negocjacji ZSL i SD prowadzące do utworzenia rządu Tadeusza Mazowieckiego oraz podszyte niechęcią opisy Adama Michnika czy Bronisława Geremka. Z „Alfabetu braci Kaczyńskich” bierze z kolei Krzymowski między innymi opis dzieciństwa i lat młodzieńczych bliźniaków, choć jednocześnie dowodzi, że byli wychowywani znacznie surowiej, niż sami twierdzą. Na dowód przytacza rozmowy z przyjaciółkami mamy czy kolegami bliźniaków z tego czasu. Krótko mówiąc, raczej konstruuje nową argumentację z wykorzystaniem dostępnej wiedzy, niż dostarcza zupełnie nowych informacji.

Autor we wstępie informuje, że przygotowując pracę, przeprowadził 86 wywiadów, a liczba godzin spędzonych w archiwum idzie w setki. I faktycznie Krzymowski opisuje wydarzenia szerzej nieznane, z różnych etapów życia bohatera. Do tej kategorii należy chociażby opowieść o fałszywych egzemplarzach „Rzeczpospolitej”, które Jarosław kazał przygotowywać dla chorej matki tak, by nie dowiedziała się o katastrofie smoleńskiej i śmierci syna. Zgodnie z artykułami zamieszczonymi w tych wydaniach Lech Kaczyński został uziemiony przez wybuch wulkanu w Ameryce Południowej, skąd powoli wracał statkiem, składając po drodze oficjalne wizyty w kilku krajach. Całe przedsięwzięcie Jarosława było niezwykle trudne, ale też dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Nawet rzekomą autorkę „fałszywek” wybrano nieprzypadkowo – była nią Eliza Olczyk, dziennikarka ceniona przez Jadwigę Kaczyńską.

Opis bliskich relacji braci z matką zajmuje zresztą dużą część książki, a ich potwierdzenie znajduje autor u wielu swoich rozmówców. Krzymowski dociera także do ludzi, do których nikt piszący wcześniej o Kaczyńskich nie dotarł. Choćby do kuzynostwa w Odessie, gdzie bracia spędzili wakacje z mamą w roku 1967.

Niewątpliwe braki i wątpliwe interpretacje

Trudno więc autorowi odmówić, że wykonał ciężką pracę nad zbieraniem materiałów. Problem polega jednak na tym, że wnioski, jakie Krzymowski wyciąga z zebranych informacji, albo nie wykraczają poza to, co już wiemy (wielka miłość braci do matki, niechęć Jarosława do podporządkowywania się innym, trudne relacje z ojcem), albo wydają się po prostu błędne.

„Cała polityczna kariera Lecha była najpierw projektowana przez Jarosława. To on decydował, jakie kolejne funkcje będzie obejmował” – powiedział Krzymowski w jednym z wywiadów promujących książkę. To jednak daleko idące uproszczenie, bo nie wyjaśnia chociażby opozycyjnego zaangażowania Lecha w Trójmieście i jego zbliżenia z Lechem Wałęsą, którego Jarosław przez długi czas nie znał.

Jarosław długo pozostawał w cieniu brata, jeśli chodzi o opozycyjną hierarchię, i wspinał się po niej dzięki wcześniej zdobytej pozycji Lecha. Krzymowski sam to zresztą przyznaje – i w książce, i we wspomnianej wyżej rozmowie – gdy mówi: „Paradoksalnie, jedynym momentem, kiedy Lech zrobił większą karierę niż Jarosław były czasy opozycji”. Warto przypomnieć, że były to dość długie czasy.

Opis życia braci od czasu wyjazdu Lecha z Warszawy tuż po zakończeniu studiów do czasu rozpoczęcia przez niego pracy w Trójmieście budzi również inne wątpliwości. Lech Kaczyński, do tego momentu książki postać niemal równie ważna jak bohater tytułowy, nagle znika z horyzontu. O tym, jak Jarosław przeżywa rozstanie z bratem, dowiadujemy się niewiele, aczkolwiek nie ma wątpliwości, że był to dla niego bardzo trudny czas. Kiedy mieszkający już w Trójmieście Lech przyjeżdża do Warszawy ze swoją dziewczyną, Jarosław odnosi się do niej na tyle niechętnie, że – choć bliźniacy mają już grubo ponad dwadzieścia lat i otwarte przewody doktorskie – kończy się to zwykłą bójką (s. 193).

Krzymowski twierdzi, że Jarosław przyjął decyzję o wyjeździe Lecha ze spokojem, ale inny przywołany przez biografa cytat dobitnie ilustruje smutek, jaki Jarosław odczuwał po rozstaniu, a dalej – jak owo uczucie przenosił na rodzinę brata. „«Momentem, który rozstrzygnął o życiu Leszka, a i pewnie o jego śmierci, przedwczesnej, straszliwie przedwczesnej był 2 kwietnia 1971 r.» – powie w wywiadzie udzielonym w pierwszą rocznicę katastrofy. – «Gdyby wtedy został w Warszawie, to pewnie jego życie ułożyłoby się inaczej»” (s. 176). Tę dramatyczną ocenę, podobnie jak cały wątek relacji z rodziną brata, Krzymowski pozostawia jednak nierozwinięty.

Inaczej jest w przypadku rozważań o niewielkiej roli ojca w życiu braci Kaczyńskich, które zajmują znaczną część biografii. W tym jednak wypadku tłumaczenia Krzymowskiego nie są przekonujące. Sprowadza on bowiem sprawę do trzech czynników. Po pierwsze, Rajmund Kaczyński dużo pracował, w związku z czym miał mniejszy wpływ na wychowanie synów. Po drugie, nie akceptował ich poglądów, co było szczególnie widoczne już po roku 1989, kiedy to p. Rajmund był stałym czytelnikiem „Gazety Wyborczej”, nawet w czasach najbardziej zagorzałych sporów tego pisma z braćmi Kaczyńskimi. Wreszcie po trzecie, Krzymowski przytacza plotki o rzekomym romansie, w jaki ojciec braci Kaczyńskich miał się zaangażować w latach 70.

Dwa ostatnie wyjaśnienia są nieprzekonujące, ponieważ dotyczą czasów, kiedy synowie mieli już ponad dwadzieścia lat (romans) lub byli już dojrzałymi mężczyznami (sympatia do „Gazety Wyborczej”), a sam Krzymowski pisze, że ojciec w życiu braci był nieobecny dużo wcześniej. Czytamy o tym chociażby w części poświęconej dzieciństwu braci, gdzie zamieszcza tylko jedną wakacyjną fotografię rodziny w komplecie, informując, że jest to jedyne wspólne zdjęcie, do jakiego udało mu się dotrzeć (s. 63).

Pozostaje więc wyjaśnienie numer jeden – ojciec wywarł na synów niewielki wpływ ze względu na liczne obowiązki zawodowe. Ale również i to wyjaśnienie jest wyjaśnieniem niepełnym. Trudno bowiem zrozumieć, jak człowiek o tak silnej osobowości i skłonności do podporządkowywania sobie otoczenia mógł być jednocześnie tak marginalizowany w domu przez młodszą od siebie i zależną od niego żonę. Na to pytanie żaden z rozmówców Krzymowskiego ani on sam nie odpowiadają.

W tym miejscu można by powiedzieć, że stawiamy autorowi nazbyt daleko idące wymagania. Być może celowo nie chciał się on zagłębiać w tak prywatne sprawy. Byłby to zarzut niesłuszny, bo Krzymowski otwarcie przyznaje, że jego celem jest zrozumienie Jarosława Kaczyńskiego jako człowieka. Do tego zaś niezbędne jest zrozumienie panujących w domu relacji rodzinnych, którym poświęca bardzo dużo miejsca. Kiedy jednak przychodzi do pytań najtrudniejszych, nie znajdujemy na nie przekonujących odpowiedzi.

Smutek i kanapka z serkiem Almette

Za jedną z głównych zalet książki jej autor uznaje fakt, że pokazuje „ludzką twarz” prezesa PiS-u. Zamiast chłodno kalkulującej politycznej maszyny, gotowej każdemu przeciwnikowi politycznemu (a często i sojusznikowi politycznemu) rzucić się do gardła, widzimy oddanego członka rodziny gotowego do daleko idących poświęceń dla mamy i brata, kogoś pogrążonego w ogromnym bólu po stracie tych dwóch osób, wreszcie człowieka mającego niekiedy wątpliwości co do słuszności drogi, którą obrał.

O tym ostatnim wiele mówi sytuacja z czerwca 2010 r. – dwa miesiące po katastrofie smoleńskiej i kilka dni po pierwszej turze wyborów prezydenckich. Prezes otrzymuje zaproszenie do „Dzień dobry TVN”, pasma śniadaniowego tej stacji, i początkowo – namawiany przez medialnych doradców – zaproszenie przyjmuje. Dzień przed emisją zmienia jednak zdanie. Z misją przekonania go, by jednak wystąpił, ruszają do jego domu Elżbieta Jakubiak i Joanna Kluzik-Rostkowska. Przekonują go przez domofon, bo prezes nie chce wpuścić ich do mieszkania. „Dlaczego nie chcesz tam jechać? – pyta Jakubiak – Opowiedziałbyś, jakie książki czytasz, co robisz w wolnym czasie, jak wygląda twój dzień… – Ale o czym ja miałbym opowiadać? Że codziennie rano piję tę samą herbatę i jem kanapkę z serkiem Almette? Przecież tu nie ma o czym mówić. Moje życie jest smutne” (s. 452).

Takich anegdot jest w książce mnóstwo, ale czy faktycznie pozwalają lepiej zrozumieć Kaczyńskiego? Tej opowieści Krzymowski nie opatruje żadnym komentarzem, nie wiemy, czy podobne myśli często nachodzą prezesa, czy mają wpływ na jego życie zawodowe, wreszcie – czy wynikają z tęsknoty za innym życiem, czy też po prostu rodzą się ze smutku po śmierci najbliższych.

Inne rozważania dotyczące osobowości Kaczyńskiego także pozostawiają niedosyt. Na przykład, na pytanie, dlaczego w czasach Tygodnika „Solidarność” Jarosław był rzekomo bardzo „spokojnym”, „towarzyskim”, „egalitarnym” i „umiarkowanym” szefem, który „nie budzi strachu wśród podwładnych”, Krzymowski odpowiada, że „wczesny Jarosław jest po ludzku – tak po prostu – szczęśliwy” (s. 321). Po pierwsze, trudno takie wyjaśnienie uznać za przekonujące, choćby dlatego że Kaczyński szczęśliwy był także w roku 2005. Po drugie, czy zapewnienia ówczesnych współpracowników prezesa można przyjmować bezkrytycznie i czy Kaczyński faktycznie nie budził w nich negatywnych emocji? To przecież szczytowy okres wojny na górze; samo przejęcie przez Jarosława „Tygodnika Solidarność”, mówiąc delikatnie, nie przebiegało w atmosferze pokojowej, a w dodatku Kaczyński właśnie zakładał Porozumienie Centrum i gazetę wykorzystywał w celach politycznych, o co – jak przyznaje sam Krzymowski (s. 322) – część redakcji poważnie się z nim kłóciła.

Racje „przyjaciela”

Być może słabości te wynikają z nie całkiem dobrej konstrukcji, jaką wybrał autor. „Jarosław” ma być bowiem „portretem niepolitycznym”. Ale w przypadku człowieka, dla którego polityka od kilku dekad jest sensem życia, wypełniającym większość jego czasu, rozdzielenie sfery osobistej od politycznej jest po prostu niemożliwe.

Widać to zresztą doskonale w samej książce, na przykład w kończącej ją rozmowie z Tadeuszem Kopczyńskim, wieloletnim kierowcą i – jak uważa sam Kopczyński – przyjacielem Kaczyńskiego. Wieloletnią, bliską relację ze swoim szoferem i ochroniarzem Kaczyński kończy z powodów politycznych – Kopczyński wdaje się w konflikt z Wojciechem Jasińskim, prezesem jednej ze spółek związanych z Porozumieniem Centrum. Zamiast wysłuchać racji „przyjaciela”, Kaczyński stawia mu ultimatum – albo się podporządkuje, albo musi odejść. „No to wypierdalam”, miał powiedzieć Kopczyński. „To wypierdalaj” – odpowiedział prezes i na tym znajomość się zakończyła (s. 472).

Trudno tę i wiele innych sytuacji opisanych w książce zrozumieć bez politycznego kontekstu, w jakim miała miejsce. A ten Krzymowski odmalowuje w dość uproszczony sposób.

Rozmowa z Kopczyńskim jest zresztą doskonałym obrazem całej książki – mówi nam coś o Jarosławie Kaczyńskim i mówi w sposób interesujący, ale ostatecznie pozostawia poczucie zawodu. Przez moment wydaje nam się, że coś z Jarosława zrozumieliśmy, lecz po zakończeniu lektury okazuje się, że zostaliśmy jedynie z garścią anegdot. Być może wynika to z faktu, że Krzymowski wciąż krąży wokół znanych już interpretacji osobowości Kaczyńskiego. A mimo 86 wywiadów przeprowadzonych przed publikacją książki, autorowi nigdy nie udało się dotrzeć do jej głównego bohatera.

 

Książka:

Michał Krzymowski, „Jarosław. Tajemnice Kaczyńskiego”, Ringier Axel Springer Polska, Warszawa 2015.