0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > [Birma] Zakładnicy wolności

[Birma] Zakładnicy wolności

Bartosz Kozakiewicz

Wa Lone i Kyaw Soe Oo są zakładnikami dziennikarskiej wolności i kulejącej birmańskiej transformacji. Demokracja bez wolnych mediów jest tylko fasadą, masowym doświadczeniem z zarządzania społeczeństwem. Mam nadzieję, że nie taki los spotka i tak już skrajnie wycieńczoną konfliktami Mjanmę.

12 grudnia 2017 roku na północnych przedmieściach Yangonu, dawnej stolicy Mjanmy (znanej również jako Birma), podczas rutynowej kontroli policyjnej aresztowano dwóch birmańskich dziennikarzy agencji Reuters — Wa Lona i Kyawa Soe Oo. Podstawą zatrzymania było znalezienie w posiadaniu reporterów tajnych dokumentów rządowych oraz jak przekazało birmańskie Ministerstwo Informacji, „nielegalne pozyskanie informacji z zamiarem ich udostępnienia zagranicznym mediom”. W ramach czynności przedprocesowych, od ponad 121 dni (licząc do dnia 12 kwietnia 2018 roku), Wa Lone i Kyaw Soe Oo przebywają w areszcie. Są regularnie transportowani na rozprawy prowadzone przez sędziego Ye Lwina. Na podstawie prawa z 1923 roku grozi im do czternastu lat więzienia.

Wa Lona poznałem w sierpniu 2014 roku. Był jednym z kandydatów do finansowanego przez Polską Pomoc programu stażowego, w ramach którego zapraszaliśmy młodych birmańskich dziennikarzy na miesięczne wizyty w Polsce. Stażyści mogli zapoznać się z polską przestrzenią medialną — od lokalnych gazet, po największe polskie koncerny mediowe, takie jak Polskie Radio, Agora czy TVN. Był to czas, kiedy niezależne birmańskie media dopiero rodziły się po pięćdziesięciu latach dyktatury. Chcieliśmy podzielić się polskim doświadczeniem w tym obszarze — naszymi sukcesami, ale też porażkami.

Już w trakcie pierwszego spotkania nie miałem wątpliwości, że Wa Lone na pewno wykorzysta zdobyte w Polsce doświadczenie. Inteligentny, oczytany, z radosnym, lekko zadziornym uśmiechem. Pracował wtedy głównie jako fotoreporter dla „Myanmar Times”, jednego z bardziej prestiżowych tygodników birmańskich.

Poza pracą dziennikarską angażował się też w projekty edukacyjne. Niedługo po powrocie z Polski wydał wraz z grupą znajomych serię opowiadań dla dzieci. Pamiętam, jak Wa Lone tłumaczył, że w birmańskich bajkach zawsze obecny jest czarny charakter, przysłowiowy wilk lub inna postać, na którą można zrzucić całą odpowiedzialność. Był przekonany, że świat, szczególnie dzieciom, należy pokazywać w inny sposób. Opowiadania, które publikował ze znajomymi, były inne: pokazują świat bez podziału na dobrych i złych, opowiadają o wspólnocie i uczą współdziałania nie wymuszonego zagrożeniem.

Jeśli ktoś z Państwa zastanawia się, gdzie jest birmańska laureatka pokojowej nagrody Nobla, a zarazem nieformalna przywódczyni Mjanmy, Aung San Suu Kyi, z przykrością muszę powiedzieć, że milczy, co już stało się jej znakiem firmowym.

Bartosz Kozakiewicz

Podczas pobytu Wa Lona w Polsce mieliśmy różne przygody, burzliwe dyskusje do rana, parę spięć o punktualność i kilka nieuniknionych nieporozumień na pograniczu kultur. Wiem, że Wa Lone jest osobą otwartą i bardzo zaangażowaną w swoją pracę. Głęboko wierzy w rzetelną misję dziennikarską, która w spolaryzowanym birmańskim społeczeństwie jest dziś wyjątkowo trudna. Myślę, że jego zalety dostrzegło też szefostwo Reutersa, dla którego Wa Lone zaczął pracować w 2016 roku.

Kyawa Soe Oo nie miałem przyjemności poznać osobiście. Do birmańskiego zespołu agencji Reuters dołączył we wrześniu 2017 roku. Jest Arakańczykiem ze stanu Rakhine (dawniej zwanym Arakanem), wychował się w stolicy tego stanu, czyli Sittwe. Karierę reporterską rozpoczął w Rakhine Development News, a później pracował w Root Investigative Agency. Jak mówią jego znajomi, Kyaw Soe Oo unikał angażowania się w napięcia między buddyjskimi Arakańczykami, a muzułmanami Rohingya – dwoma największymi grupami etnicznymi zamieszkującymi stan Rakhine. Narastający konflikt wpłynął na jego decyzję, by zająć się dziennikarstwem.

Dla wyjaśnienia kontekstu należy w tym miejscu w skrócie opisać tragiczny kryzys, którego uczestnikami i świadkami są mieszkańcy birmańskiego stanu Rakhine. Korzenie obecnej sytuacji sięgają XIX wieku. Mniej więcej od 1850 roku na terenach ówczesnego Arakanu zaczynają się osiedlać Rohindżowie, zajmujący się głównie rolnictwem i handlem. Są muzułmanami, lecz w wieloreligijnej Birmie nie stanowi to problemu. Islam jest zresztą obecny w tym kraju od wielu wieków i dla buddyjskiej większości, która stanowi obecnie 87 proc. społeczeństwa, nigdy nie był zagrożeniem.

Zarzewiem dzisiejszego konfliktu stała się decyzja, podjęta przez juntę generała Ne Wina na początku lat 80., o odebraniu Rohindżom birmańskiego obywatelstwa. Od tego czasu Rohingya są bezpaństwowcami, a niemal zapomniany problem powrócił wraz z początkiem birmańskiej transformacji. W październiku 2012 roku, po zamieszkach inspirowanych przez bamarskich nacjonalistów (największą grupą etniczną w Mjanmie są Bamarowie — stanowią około 67 proc. wszystkich mieszkańców kraju), ponad 100 tysięcy Rohindżów zostało zmuszonych do zamieszkania w tymczasowych obozach. Mieszkają tam do dziś, bez możliwości pracy, bez dostępu do podstawowej opieki medycznej.

Kulminacyjny punkt dramatu w Rakhine nastąpił w sierpniu 2017 roku. Po atakach niewielkiej radykalnej grupy Arakan Rohingya Salvation Army na posterunki birmańskiej policji i armii, władze Mjanmy postanowiły zdecydowanie zareagować. Do Rakhine skierowano dodatkowe siły w celu zaprowadzenia porządku i zapewnienia bezpieczeństwa. Tereny, na których działania prowadzi birmańska armia, do dziś są niedostępne dla dziennikarzy i międzynarodowych organizacji humanitarnych. W wyniku tych operacji od sierpnia 2017 do kwietnia 2018 roku do graniczącego z Mjanamą Bangladeszu uciekło około 700 tysięcy Rohindżów. Zeznania uchodźców nie pozastawiają złudzeń — birmańska armia, wspomagana przez lokalną ludność, przeprowadza systematyczny program czystek etnicznych. Raporty opracowane między innymi przez Human Rights Watch, na podstawie zdjęć satelitarnych ze stanu Rakhine, mówią wprost o systemowych działaniach prowadzących do całkowitego wymazania Rohindżów z mapy Mjanmy.

Wa Lone i Kyaw Soe Oo w momencie aresztowania pracowali nad raportem o zbiorowym mordzie dokonanym przez lokalną ludność i birmańską armię w wiosce Inn Din [1]. 12 grudnia otrzymali informację, że dwóch policjantów, którzy pracowali w stanie Rakhine, chce im przekazać dokumenty dotyczące tej sprawy.

Na spotkanie umówili się w przydrożnej restauracji w północnym dystrykcie Yangonu. Według ich zeznań zostali aresztowani zaraz po otrzymaniu dokumentów, których nie mieli możliwości zweryfikować. Byli przetrzymywani w areszcie przez dwa tygodnie, bez możliwości kontaktu z rodziną i adwokatem, choć, jak sami zaznaczyli, byli traktowani dobrze przez policjantów i przesłuchujące ich osoby.

Od 27 grudnia Wa Lone i Kyaw Soe Oo pojawiają się mniej więcej raz na dwa tygodnie w sądzie, do którego transportowani są z yangońskiego więzienia Insein. W tym samym więzieniu, wybudowanym przez brytyjskie kolonialne władze, w latach rządów junty wojskowej przetrzymywano więźniów politycznych. Wielu osadzonych nigdy nie opuściło murów tego zakładu, umierając z powodu chorób, tortur, a także, jak miało to miejsce w 2008 roku, zbiorowych egzekucji wykonanych przez strażników.

Sądowe przesłuchania przedprocesowe (pretrial) przypominają kafkowską tragifarsę. Podstawą aresztowania dziennikarzy Reutersa jest artykuł 3.1 c) Oficjalnego Prawa Tajemnic (Official Secrets Act). Prawo to zostało wprowadzone w 1923 roku przez brytyjskie władze kolonialne, między innymi po to, by przeciwdziałać birmańskim ruchom niepodległościowym. Zgodnie z tym artykułem, każdy, kto wchodzi na teren zabroniony , robi zdjęcia lub posługuje się tajnymi, oficjalnymi dokumentami, które „mogą być lub mają być, bezpośrednio lub pośrednio użyteczne dla wroga”, podlega karze do 14 lat więzienia. Problem polega na tym, że zgodnie z zeznaniami majora Mina Thanta z yangońskiej policji, informacje zawarte w dokumentach znalezionych podczas zatrzymania dziennikarzy zostały już wcześniej opublikowane w prasie.

Ponadto, by oskarżyć kogoś na podstawie powyższego artykułu, potrzebna jest zgoda prezydenta Mjanmy. Niezbędny dokument został podpisany przez wiceprezydenta U Myinta Swe, wyznaczonego na to stanowisko zgodnie z konstytucją Mjnamy przez birmańską armię. U Myint Swe jest związany z armią od 1971 roku, przed objęciem obecnego stanowiska był naczelnym ministrem Yangonu, odpowiedzialnym między innymi za krwawe stłumienie tzw. szafranowej rewolucji w 2007 roku.

Były już prezydent Mjanmy, U Htin Kyaw, namaszczony na to stanowisko przez Narodową Ligę Demokracji, 12 grudnia 2017 roku przebywał z wizytą w Japonii i zgodnie z protokołem przekazał swoje kompetencje wojskowemu wiceprezydentowi, który podpisał zgodę na rozpoczęcie czynności procesowych.

Kolejnym problemem jest miejsce aresztowania Wa Lona i Kyawa Soe Oo. Według policji, dziennikarze zostali aresztowali przez umundurowanych funkcjonariuszy podczas rutynowej kontroli, kilkaset metrów od restauracji, w której spotkali się z informatorami. Niestety policjant Myo Ko Ko, który rzekomo brał udział w zatrzymaniu, jak się okazało podczas przesłuchania w sądzie, nie zna procedur dotyczących aresztowania. Inny z policjantów zeznał, że spalił raport dotyczący tej akcji, nie potrafił jednak wytłumaczyć, dlaczego to zrobił. W lutym prokuratura sprzeciwiła się żądaniu obrony, by dziennik policyjny, w którym odnotowano zatrzymanie, został przedstawiony sądowi jako dowód. Jako powód odmowy podano fakt, że dziennik jest wciąż używany przez funkcjonariuszy i nie może opuścić posterunku policji.

Na sali sądowej pojawił się jeszcze między innymi rzekomy świadek, który, z niewyjaśnionych przyczyn, miał na dłoni zapisane imię Wa Lona i adres, pod którym miał widzieć, jak policjanci dokonali aresztowania. Przeszukanie w domu rodzinnym dziennikarza, jak zeznał jego brat, odbyło się bez nakazu rewizji.

Wa Lonowi i Kyawowi Soe Oo sąd odmówił możliwości opuszczenia aresztu za kaucją, twierdząc, że osoby oskarżone z artykułu 3 Oficjalnego Prawa Tajemnic nie mają takiej możliwości.

Podczas ostatniej rozprawy, która miała miejsce 11 kwietnia, obrona wystosowała wniosek o oddalenie całej sprawy (zgromadzone przez policję dowody są nieadekwatne, a przedstawieni przez prokuraturę świadkowie – mało wiarygodni), jednak sąd ten wniosek odrzucił.

Z informacji przekazanych przez rodzinę Kyawa Soe Oo wynika, że znacznie pogorszył się jego stan zdrowia. Sąd nie zezwolił jednak na badania poza szpitalem więziennym, a po krótkiej konsultacji z lekarzem, po jednej z ostatnich rozpraw, policjanci odebrali mu większość lekarstw.

Proces zdecydowanego ograniczania wolności prasy w Mjanmie jest już faktem. W samym 2017 roku liczba represjonowanych dziennikarzy wzrosła do jedenastu.

Bartosz Kozakiewicz

Nie ulega wątpliwości, że całe aresztowanie było zaplanowane. Celem tego działania jest zastraszenie birmańskich dziennikarzy, tak aby nie zajmowali się tematem Rohindżów i sytuacją w Rakhine. Rządowa propaganda już od dawna przekonuje mieszkańców Mjanmy, że „problem Rohindża” wymyśliły złowrogie zachodnie media. Pogląd, z którym sam się spotkałem, jakoby migracja Rohindża miała charakter wyłącznie ekonomiczny, a liczby uchodźców to tylko propaganda, bez rzetelnego birmańskiego dziennikarstwa będzie się rozprzestrzeniał na terenie całego kraju.

Sprzeciw wobec aresztowania Wa Lona i Kyawa Soe Oo oraz apel o ich uwolnienie wystosowało wielu ważnych polityków — od sekretarza generalnego ONZ, Antónia Guterresa, przez byłego już sekretarza stanuUSA, Rexa Tillersona, i Antonia Tajaniego, przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, po przedstawicieli międzynarodowych organizacji i prasy, w tym również przez Polskie Radio.

Władze Mjanamy, a na pewno ich wojskowa część, której podlega sądownictwo, będą przeciągać ten proces jak najdłużej. Czy zdecydują się ostatecznie na skazanie dziennikarzy Rautersa na wieloletnie więzienie? Mam nadzieję, że nie, choć proces zdecydowanego ograniczania wolności prasy w Mjanmie jest już faktem. W samym 2017 roku liczba represjonowanych dziennikarzy wzrosła do jedenastu.

Cytując Kyawa Phyo Tha, dziennikarza birmańskiego magazynu „The Irrawaddy”, „głośne oświadczenia rządu, że «Mjanma uznaje wolność prasy», nie mogą przesłonić faktu, że wraz z aresztowaniem tych dziennikarzy, kanarek w kopalni demokracji w Mjanmie umarł i jest to oczywiste dla wszystkich”.

Jeśli ktoś z Państwa zastanawia się, gdzie jest birmańska laureatka pokojowej nagrody Nobla, a zarazem nieformalna przywódczyni Mjanmy, Aung San Suu Kyi, z przykrością muszę powiedzieć, że milczy, co już stało się jej znakiem firmowym.

11 kwietnia 2018 roku Wa Lone obchodził w więzieniu swoje trzydzieste drugie urodziny. Życzę mu z całego serca, żeby mógł jak najszybciej wrócić do tego, co kocha, swojej rodziny i pracy dziennikarskiej.

Przypis:

[1] Raport agencji Reuters na temat masakry w Inn Din, nad którym pracowali Wa Lone i Kyaw Soe Oo.

 

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: DFID – UK Department for International Development, Wikimedia Commons, CC BY-SA 2.0.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 484

(16/2018)
23 kwietnia 2018

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj