0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Temat tygodnia > Wegańskie bojówki? Nie...

Wegańskie bojówki? Nie tędy droga!

Joanna Andrusiewicz w rozmowie z Emilią Kaczmarek

„Szkoda, że o jednej akcji wegańskich bojówek będzie w mediach dużo głośniej niż o tysiącu drobnych działań, które angażują na co dzień setki aktywistów i krok po kroku poprawiają sytuację zwierząt”.

Emilia Kaczmarek: Czy weganin może zabić komara?

Joanna Andrusiewicz: Może i często z tej możliwości korzysta, szczególnie latem. A tak całkiem poważnie, weganizm to przede wszystkim świadome wykluczenie ze swojego życia – na tyle, na ile to możliwe i praktyczne – tego, co wiąże się z eksploatacją zwierząt, wykorzystywaniem ich jako surowców, przedmiotów. To sedno definicji ukutej przez brytyjskie Vegan Society. Czy warto zajmować się problemem komarów, gdy każdego roku miliardy krów, świń czy kur giną w rzeźniach?

A czy to nie będzie dyskryminacja komarów?

Traktowanie wszystkich gatunków zwierząt tak samo – mimo że bardzo różnią się między sobą stopniem samoświadomości, zdolnością do nawiązywania relacji czy odczuwania bólu – byłoby absurdalne. Tom Regan – filozof praw zwierząt, którego stanowisko jest mi najbliższe – wprowadził złożone kryterium podziału między poszczególnymi gatunkami zwierząt i skoncentrował się na tych, które zaliczał do tak zwanych „podmiotów życia”: zwierząt, które z racji pewnych cech i zdolności mają swoje życie, które jest dla nich ważne i powinno być prawnie chronione.

Czy możemy jednak przypisać zwierzętom prawo do życia, jeśli same nie są w stanie go respektować i zjadają się nawzajem?

A czy możemy przypisać prawa niemowlętom, które nie są w stanie zrozumieć ich znaczenia? Zarówno małe dzieci, jak i osoby z poważną niepełnosprawnością intelektualną mają swoje prawa, mimo że nie mają obowiązków. Zwolennicy praw zwierząt nie postulują uznania, że krowy są w stanie odróżniać dobro od zła, ani przyznania indykom praw wyborczych. Chcą zaliczenia ich do grona obiektów moralnej troski, które mają prawa, choć nie mają obowiązków – ani wobec nas, ani wobec siebie wzajemnie.

Ilustracja: Grzegorz Myćka

Gdzie przebiegają granice tej moralnej troski – czy zwierzęta, podobnie jak niemowlęta, nigdy nie powinny być czyjąś własnością?

Zdaniem abolicjonistów, na przykład Gary’ego L. Francione’a, nie ma możliwości pogodzenia legalności posiadania zwierząt i prawdziwego uznania ich praw. Dopóki zwierzęta będą własnością, każdy konflikt interesów między człowiekiem a zwierzęciem pozaludzkim rozstrzygnięty zostanie na korzyść właściciela. Dlatego Francione postuluje pełną abolicję zwierząt – zniesienie możliwości posiadania ich na własność. Ja przychylam się raczej do stanowiska wspomnianego przeze mnie wcześniej Toma Regana, który uznawał, że do poszanowania praw zwierząt nie jest konieczna rezygnacja z udomowienia niektórych gatunków.

Czyli porównywanie dzisiejszej walki o prawa zwierząt do dawnej walki o zniesienie niewolnictwa nie jest uzasadnione?

Widzę wiele analogii między sytuacją zwierząt pozaludzkich a historyczną sytuacją różnych uciskanych grup – nie tylko niewolników, ale także pozbawionych praw kobiet czy dzieci. Im więcej wiemy o zwierzętach, tym bardziej konieczna wydaje się weryfikacja naszych wcześniejszych założeń na temat radykalnej różnicy między człowiekiem a innymi zwierzętami. Postawienie znaku równości między tymi dwiema sytuacjami jest jednak zbytnim uproszczeniem.

Jak ocenia pani działania wegańskich aktywistów we Francji, którzy obrzucili sklepy mięsne kamieniami i pomazali je farbą imitującą krew?

Rozumiem moralne podstawy ich poglądów i potrzebę zwrócenia uwagi opinii społecznej. Nie uważam jednak stosowania tego rodzaju działań – powiedzmy wprost: przemocy – za moralnie uzasadnione. Nie tędy droga. Jestem przekonana, że to wręcz przeciwskuteczne. Takie działania nie zachęcają do weganizmu, robią „czarny PR” samym weganom. Owszem, zwracają uwagę, ale w mniejszej mierze na problem eksploatacji zwierząt, a w większej na zagrożenie ze strony drugiego człowieka. Szkoda, że o jednej takiej akcji będzie w mediach dużo głośniej niż o tysiącu drobnych działań angażujących setki aktywistów – o ich mrówczej pracy, która krok po kroku poprawia sytuację zwierząt, rzadko usłyszymy w mediach.

Zwolennicy praw zwierząt nie postulują uznania, że krowy są w stanie odróżniać dobro od zła, ani przyznania indykom praw wyborczych. Chcą zaliczenia ich do grona obiektów moralnej troski, które mają prawa, choć nie mają obowiązków.

Joanna Andrusiewicz

Skoro już mówimy o skuteczności – czy przekonywanie ludzi do ograniczania spożycia mięsa nie zredukuje hodowli zwierząt bardziej niż promowanie weganizmu?

Przeciwnicy takiego rozwiązania porównują je do namawiania, żeby bić dzieci tylko raz w tygodniu. Moim zdaniem promowanie weganizmu nie wyklucza doceniania także mniejszych zmian. Jeśli kolega mówi mi, że prawie wykluczył z menu mięso, odpowiadam, że to świetnie i szczerze się cieszę, zamiast pytać, dlaczego nadal je jajka i nabiał, a w zeszłym miesiącu „złamał się” i zjadł sałatkę z tuńczykiem. Nie zgadzam się z linią argumentacji typu: jeśli nie dajesz z siebie wszystkiego, to nic, co robisz, się nie liczy.

Dlaczego ktokolwiek miałby jednak rezygnować z jedzenia jajek z chowu wolnowybiegowego? Czy dla milionów kur niosek hodowanych na jajka lepiej byłoby nie istnieć niż istnieć w warunkach hodowli?

Sytuacja kur żyjących w klatkach jest porównywalna z sytuacją człowieka, który musiałby całe życie spędzić w windzie, dzieląc ją z innymi, przypadkowymi pasażerami. Kury utrzymywane w ramach tak zwanego chowu ściółkowego mają nieco lepiej. Bliżej im do człowieka wracającego metrem w godzinach szczytu – czasem można w miarę wygodnie się oprzeć, nawet usiąść i poczytać książkę – ale czy ktoś chciałby spędzić tak całe życie? Te na wolnych wybiegach mają stosunkowo najlepiej – mogą realizować sporą część swoich potrzeb: swobodnie poruszać się po normalnym podłożu, grzebać w ziemi, rozpościerać skrzydła. Ale utrzymanie produkcji jaj na obecnym poziomie przy ograniczeniu się do wolnego wybiegu nie jest fizycznie możliwe. Co więcej, dla żadnej z tych grup kur nie przewidziano spokojnej starości.

Każda kura trafia do rzeźni, gdy tylko przestanie być produktywna? Czy może istnieją gdzieś hodowle w pełni „humanitarne”?

Istnieją osoby, które utrzymują kury i zapewniają im opiekę do naturalnej śmierci. Jednak w skali przemysłowej nioski rzadko dożywają drugich urodzin, choć – w przypadku niektórych ras – mogłyby żyć kilkanaście lat. Trafiają do rzeźni, kiedy ich wydajność spada. Koguty ras nieśnych giną zaraz po urodzeniu – w końcu z punktu widzenia hodowli są bezużyteczne – a brojlery hodowane na mięso żyją tylko kilka tygodni.

Dostępne w internecie nagrania, które pokazują realia przemysłowej hodowli, są radykalnie odmienne w zależności od tego, kto je nakręcił. Obrońcy praw zwierząt publikują sceny tortur , a rolnicy przekonują, że zwierzęta hodowlane mają szczęśliwe życie – podobno polskie świnie mają w zagrodach nawet zabawki…?

Świnie to bardzo inteligentne zwierzęta, których potrzeby w warunkach hodowli pozostają w dużej mierze niezaspokojone i które bardzo źle znoszą ciągłe przebywanie z innymi osobnikami, szczególnie na mniejszych powierzchniach czy w warunkach dalekich od naturalnych ze względu na podłoże, oświetlenie itd. Odpowiednie zabawki – dostosowane do nich i często zmieniane – pomagają im rozładować część stresu i zmniejszają agresję, która niejednokrotnie skutkuje kanibalizmem. Zgodnie z prawem stado, które liczy powyżej dziesięciu loch, musi mieć zabawki, prawodawca zostawił jednak dużą swobodę hodowcom. W polskich warunkach „zabawką” jest najczęściej stara opona albo puszka po piwie.

Kiedy mówi pani, że jest weganką, jakie pytanie pada najczęściej?

Czy gdybym trafiła na bezludną wyspę i mogła przeżyć tylko dzięki jedzeniu zwierząt, złamałabym swoje zasady.

I jaka jest odpowiedź?

Nikt nie może być pewny, jak zachowałby się w sytuacji ekstremalnej, dopóki się w niej nie znajdzie. Myślę, że uznałabym, że pełne wykluczenie zwierząt z diety nie jest w tych warunkach możliwe i praktyczne. Ale nawet jeśli nie potępiamy rozbitka, który przeżył, zjadając zwłoki kolegi, nie uznajemy zwykle, że kanibalizm jest moralnie akceptowalny, prawda?

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 499

(31/2018)
31 lipca 2018

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj