0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Które pocztówki lepsze?...

Które pocztówki lepsze? O albumie „Pozdrowienia z Auschwitz” Pawła Szypulskiego

Wojciech Albiński

Jak można było palić ludzi w piecach, jak można robić z tego kartki, jak można robić album z kartek z palonymi ludźmi? Ponieważ wydarzenia dzieli czas, jakościowa różnica między nimi znika.

fot_1_Paweł Szypulski

Napisałem drugi raz tę recenzję, choć być może nie powinienem tego robić w ogóle. Nie stać mnie specjalnie na szczere uczucia przy okazji tego albumu. Otóż odkąd sam stałem się autorem książeczki poświęconej pamięci wojny i trochę Zagłady, zostałem też zakładnikiem sprawy i uważam, że pewne rzeczy, jeśli chodzi o pamięć o Holokauście, mają większy sens, inne mniejszy. Oczywiście album ma sens mniejszy. Co więcej, aby tego dowieść, poniżej zakpiłem trochę z autora albumu, niejako przedrzeźniając obiekt jego fascynacji i sam zacząłem zbierać powojenne pocztówki z Oświęcimia. Ale najpierw o samym albumie.

„Pozdrowienia z Auschwitz” wydane przez Fundację Sztuk Wizualnych i szwajcarskie wydawnictwo Patrick Frey Editions tworzy zbiór widokówek z oświęcimskiego obozu. Motorem powstania albumu była fascynacja Pawła Szypulskiego faktem druku tych obiektów i zwyczajowego sposobu z nich korzystania – rytualnych pozdrowień na odwrocie fotografii z torami, rampami i krematoriami. W przesyłanych przez nadawców tekstach nie ma nic wartego zapamiętania, raz może jest „zimno”, a raz ktoś był w Oświęcimiu i nie znalazł „Zosi”, co przekazuje rodzinie. W wywiadzie udzielonym „Krytyce Politycznej” Szypulski przedstawia fakt istnienia tych kartek jako skandal i niemożliwość. Wszystko jest na największym możliwym diapazonie przeżycia i to właśnie nastroiło mnie do całości przeciwko.

Skąd ta wrażliwość?

Aby tę wzniosłą tezę autora jeszcze bardziej podbić, a jednocześnie zmierzyć z jej końcem, zacząłem sam kupować zapisane pocztówki z Oświęcimia, ale nie obozu, tylko z miasta i tak stałem się autorem kolekcji błahych informacji życiowych: o której ktoś wyjdzie na PKS i zebraniu kuponów na konkurs. Na odwrocie tych wiadomości są zdjęcia oświęcimskiego rynku, rzeki, kościoła i przedszkola. Czy jest w tym coś jeszcze? No właśnie – to delikatnie mgnienie katastrofy tuż obok…

Czy pocztówki te mają w sobie aurę, grozę miejsca, czy jest w tym skandal jak u Szypulskiego? Śmiem twierdzić, że tak. Kiedyś, gdy napisałem na forum znajomych, że mam dwa miejsca w samochodzie do Oświęcimia, śmiano się.

fot_2_Paweł Szypulski

Co do albumu, poza faktem powstania i podchwycenia w fakcie kartek z miejsca zbrodni jeszcze raz tej samej wiedzy o ludzkości, nie ma w nim nic, co wyrywałoby mnie z rytuału patrzenia na katastrofę. Jest ładnie wydany, ręka przyjemnie gładzi tekturę okładki oklejoną brązowym płótnem, ale to, co w środku, nie budzi refleksji. Jak można było palić ludzi w piecach, jak można robić z tego kartki, jak można robić album z kartek z palonymi ludźmi? Ponieważ wydarzenia dzieli czas, jakościowa różnica między nimi znika.

Dlatego, w obronie tych ludzi i samego czasu, przychodzi myśl, że – a właśnie można. Można było! Bo jest ogromna różnica między paleniem człowieka, a pisaniem do człowieka 20 lat potem „pozdrawiam”, nawet na kartce, która takie palenie obrazuje. I druga istotna rzecz, obozowy Disneyland z jego pocztówkami, albumami Bujaka i ikonografią zrytualizowaną do maksimum powstał, aby historii jednak nie zapomnieć, i trudno nie dostrzec, że kartki mają intencję alarmującą, nawet jeśli po czasie przypominają tapetę.

W tym sensie męczy mnie ten album, bo argumenty powyżej bronią go zarazem. Jest błahy, ale słuszny. To zresztą myśl z poprzedniej recenzji: zarzucano swojego czasu Martinowi Amisowi, że napisał powieść o Oświęcimiu, a przecież tam nie był – jak śmie. No właśnie dobrze, że śmie. To powinien być obowiązkowy temat wypracowań w pierwszej gimnazjum, a artysta bez „Oświęcimia” w portfolio nie powinien być traktowany poważnie. Dlatego dobrze, że powstał album. Powstał artysta.

Co do „mojego albumu”(!) z pocztówkami z Oświęcimia, szukam wydawcy albo galerii, aby to wystawić. I też oczywiście jestem zszokowany, że to życie tak mimowolnie się toczy. To w ogóle szok.

Książka:

Paweł Szypulski, „Pozdrowienia z Auschwitz”, Fundacja Sztuk Wizualnych & Edition Patrick Frey, Kraków–Zürich 2015.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 366

(2/2016)
12 stycznia 2016

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj