Całkiem niedawno zostałem zaproszony przez moich przyjaciół do ich odnowionego wiejskiego domu na północnym Mazowszu. Po obostrzeniach związanych z pandemią oraz burzach i upałach, które musiałem znosić w mieście, pobyt na wsi był jak łyk orzeźwiającej wody. Wieczorem spacer i długie rozmowy z moimi gospodarzami. Rano – kwintesencja sielskości: promienie słońca przeciskające się pomiędzy liśćmi drzew ocieniających ganek, świergot ptaków i świeżość zieleni. Całe to idylliczne decorum idealnie uzupełniały porykiwania krów przepędzanych akurat w pobliżu. „Wsi spokojna, wsi wesoła”, pomyślałem – i właśnie w tym momencie dobiegł mnie zza płotu chropawy głos sąsiada, który instruował jedną z krów: „Ty, k… j…na!”.

Czar prysł. Nagie życie z całym impetem wkroczyło w świat moich wielkomiejskich fantazji na temat wiejskiej prowincji i kazało całkiem inaczej spojrzeć na to miejsce. Od razu stanął mi przed oczami pijany chłop, który jeszcze przed południem kupował tanie, wysokoprocentowe piwo na mijanej przeze mnie stacji benzynowej, i odrapany szyld sklepu w pobliskiej miejscowości, a w uszach zadźwięczały narzekania mojego przyjaciela, że lokalsi słuchają głównie disco polo. Wieś, owszem, piękna rzecz, mruknąłem sam do siebie, ale w obrębie własnego podwórka.

Fot. Jacenty Dędek (Portretprowincji.pl)

To nagłe przejście od euforii do niechęci przypomniało mi się przy okazji przeglądania albumu Jacentego Dędka pod wymownym tytułem „Portretprowincji.pl”. Czy nie jest bowiem tak, że my, wielkomiejscy egzegeci polskiego życia, mówiąc o prowincji, zazwyczaj lubimy poruszać się między skrajnościami? Na poziomie estetycznym Polska przydrożna, jak przestrzeń małych miejscowości nazwał niedawno Piotr Marecki, jawi nam się albo jako agroturystyka w stylu glamour, albo zabity dechami pipidówek z dziurawą drogą i rozpadającym się GS-em. Na poziomie etycznym jest ona albo rezerwuarem prawdziwie polskich wartości, albo ojczyzną wszelkiego ciemnogrodu. Prawda, jak zwykle, leży pewnie gdzieś pośrodku. Ba, tylko jak ten środek znaleźć?

Podsumowaniem poszukiwań Jacentego Dędka jest wspomniany już album. I od razu należy zastrzec, że jest to o wiele solidniejsza robota niż mój zbiór socjologicznych spostrzeżeń zebranych w ciągu weekendu. Dędek wraz z żoną Katarzyną od 2011 roku przez ponad sześć lat jeździł po Polsce i odwiedzał miejscowości z liczbą ludności nie większą niż trzydzieści tysięcy mieszkańców. Na miejscu oboje rozmawiali z ludźmi, słuchali ich historii, dopytywali. Dędek fotografował, jego żona – notowała. O ogromie tej pracy mówią same liczby. Dędkowie odwiedzili ponad sześćset wsi i miasteczek we wszystkich województwach. W 421 z nich wykonali około dziewięciu tysięcy czarno-białych wielkoformatowych zdjęć, z których w albumie znalazło się nieco ponad 150. Dędkowie nie wybierali swoich modeli i rozmówców. „Zaczynaliśmy różnie, naprawdę – mówił fotograf w niedawnym wywiadzie dla «Przekroju». – Nie ma żadnej reguły, jak poznawać ludzi czy miejsca. Kiedy nauczyliśmy się tego tematu, mówiliśmy sobie, że ludzie, miejsca, sytuacje po prostu nam się przydarzają”.

Fot. Jacenty Dędek (Portretprowincji.pl)

Co zatem „przydarzyło się” Dędkom na polskiej prowincji? Album to przede wszystkim fotografie, warto więc rozpocząć od nich. Pierwsze wrażenie to poczucie podróży w czasie. Zdjęcie, na którym młody mieszkaniec Rylowej w województwie małopolskim stoi obok dwóch wysłużonych maluchów, jest jak powidok lat 90. Podobnie jest z innymi fotografiami. Bazarek we Włoszczowie przypomina ten z pewnego powiatowego miasta na północy Polski, gdzie moi rodzice trzydzieści lat temu kupowali chińskie ciuchy i rosyjskie zegarki. Na fotografiach widać wciąż ten sam prowincjonalny sztafaż sprzed lat: wysłużone poczekalnie, zasprejowane wiaty autobusowe, odrapane fasady domów i stare szyldy, których nie dotknęła ręka designera. Są też zdjęcia, na których czas, jak się wydaje, stanął w miejscu jeszcze wcześniej. Obora, w której do zdjęcia pozuje rolnik z Tuchlina Stacji w województwie warmińsko-mazurskim, mogłaby robić za plan zdjęciowy do „Samych swoich”.

[promobox_wydarzenie link=”https://patronite.pl/KL” txt1=”Właśnie ukazał się 600. numer Kultury Liberalnej. Co planujemy dalej?” txt2=”Zajrzyjcie na patronite.pl/KL i dołączcie do grona naszych Patronów!” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2020/07/600_crosslink2-550×549.png”]

Po początkowym zdziwieniu tą niespodziewaną powtórką z historii przychodzi kolejne uczucie – smutek pomieszany z melancholią. Na fotografiach Dędka toczy się zwykłe – codzienne i odświętne – życie. Mężczyzna zagania konia do przyczepy, kulturyści prężą muskuły na lokalnym festynie, młode dziewczyny pozują w strojach bikini w czasie wyborów miss, staruszki spieszą do kościoła, ekspedientki stoją za sklepową ladą i czekają na klientów. Jednak niemal nikt się nie uśmiecha. Z kart albumu patrzą na nas poważne, niekiedy zasępione twarze. Zdjęcia są czarno-białe, ale można odnieść wrażenie, że nawet gdyby Dędek zdecydował się na kolor, główną paletą i tak pozostałyby różne odcienie szarości. Pierwsza myśl? To miejsca bez przyszłości. Druga? Poczucie ulgi, że nie przyszło mi żyć w fotografowanych miejscowościach.

Fot. Jacenty Dędek (Portretprowincji.pl)

Zresztą to drugie uczucie wzmacniają również teksty zamieszczone w tomie, zredagowane przez Katarzynę Dędek. W większości są to zapisy wypowiedzi fotografowanych przez Jacentego Dędka osób. Z rzadka można w nich znaleźć krótkie odredaktorskie opisy miejsc i sylwetek rozmówców.

Wbrew pierwszemu wrażeniu, teksty są tu czymś więcej niż tylko komentarzem do fotografii. Pojawiają się w nich konkretne życiorysy, rzucone niekiedy na szersze historyczne tło. Starsi, którzy trafili na tak zwane ziemie odzyskane, wspominają trudne tuż powojenne początki. Ci, którzy pamiętają PRL, wzdychają do czasów, kiedy miejscowe kopalnie, fabryki lub zakłady dawały pracę. O bezrobociu mówią wszyscy bez względu na wiek. Do tego jeźdźca prowincjonalnej apokalipsy dochodzą jeszcze trzej kolejni: alkoholizm, przemoc domowa i wyludnienie. Ucieczką od tego wszystkiego na miejscu staje się albo kościół, albo rzadziej – hobby. „Jedyne, co zostaje – mówi Kamil z małej miejscowości w województwie świętokrzyskim – to tylko gołębie i ryby”. Pomaga też specyficzna filozofia życiowa: przyjąć to, co przynosi los. „Co będzie to będzie”, podsumowuje Rafał. „Życie się bierze, jakie jest”, stwierdza Krzysztof. „Trzeba żyć z dnia na dzień”, radzi Łukasz. „Jedno wiem – mówi Irena – że los jest przeznaczony”. Fatalizm ma się dobrze. Rzadko pojawiają się głosy zadowolenia i spełnienia. Jak choćby ten Wiesława z województwa opolskiego, operatora w miejscowym kinie: „Prowincja, to jest coś małego, ale pięknego”.

Fot. Jacenty Dędek (Portretprowincji.pl)

Czym jest zatem świat małych miejscowości sportretowany przez Dędków? Czy z tego portretu koniec końców nie wygląda do nas wspomniany przez mnie na początku pipidówek, którym po cichu pogardzamy i który instynktownie omijamy szerokim łukiem? Wielką zaletą Jacentego i Katarzyny Dędków jest to, że w swojej pracy powstrzymują się przed pochopną oceną. Dędkowie nie kryją wad polskiej prowincji, ale też nie starają się szukać winnych (robi to za nich Włodzimierz Nowak w posłowiu). Jak wszyscy artyści siłą rzeczy kreują swoje dzieło, ale starają się przy tym, by nie było ani moralitetem, ani łatwą estetyzacją biedy. I przede wszystkim zmuszają do pytań.

Tym, które jeszcze długo po pierwszym kontakcie z tą książką dźwięczało mi w głowie, była kwestia przyszłości. Autorzy sami napisali w przedmowie, że „prowincja jest w dziwnym zawieszeniu” między starym a nowym. Dzięki ich dziełu wiemy, czym jest to, co stare i czym jest owe zawieszenie. Pozostaje pytanie, czym ma być to, co nowe? Innymi słowy, jak polska prowincja powinna wyglądać na zdjęciach Dędka zrobionych za dwadzieścia lat? Czy ma przypominać ekologiczne gospodarstwa agroturystyczne z portalu Slow Hop? Czy ma być podobna do bawarskich sterylnych miasteczek? A może po Stasiukowemu powinna zachować trochę swojego prowincjonalnego bałaganu, wycyzelować go i wycackać, uszlachetnić i z tego zrobić swój znak rozpoznawczy?

Nie mam na to dobrej odpowiedzi, jednak po lekturze albumu Dędków wiem jedno – nie może pozostać taka sama.

 

Książka:

„Protretprowincji.pl”, fotografie: Jacenty Dędek, teksty: Katarzyna Dędek, Wydawca: Jacenty Dędek, Częstochowa 2020.


Serdecznie zapraszamy do Big Book Cafe na spotkanie z autorem albumu „Portretprowincji.pl” Jacentym Dędkiem oraz Remigiuszem Okraską z „Nowego Obywatela”, które odbędzie się 9 lipca o godz. 19.00. Spotkanie poprowadzi Paulina Wilk. Podczas wieczoru zaprezentowane zostaną zdjęcia z albumu. Wybrane teksty Katarzyny Dędek przeczyta aktorka Aleksandra Justa.

Spotkanie będzie także transmitowane na żywo w kanałach Facebook i You Tube.

Liczba miejsc ograniczona, prosimy o potwierdzenie obecności do 8 lipca do 10.00.