Andrzej Lam

Kuczoka spiski i podchody

Tytuł „Spiski” objaśnia autor w ślad za Jackiem Kolbuszewskim jako teksty spisane, które „były przedziwnym konglomeratem praktycznych wskazówek, dotyczących poruszania się w terenie górskim, oraz fantastycznych opisów i tekstów magicznych” – i stosownie do tego tak prowadzi swoją tatrzańską opowieść, aby gawędziarski realizm niepostrzeżenie przechodził w groteskę o zabarwieniu na przemian satyrycznym i baśniowym. Kryje się tu również wskazówka topograficzna, odsyłająca do Wierchu Spiskiego w Bukowinie Tatrzańskiej, gdzie rozgrywa się akcja głównego wątku powieści. I nie byłby autor sobą, gdyby nie sugerował tytułem znaczenia metaforycznego, niemało tu bowiem podchodów, zasadzek i mylnych tropów.

Akcja ma strukturę skokową, zaczyna się w 1982 roku i w kolejnych rozdziałach przenosi się o parę lat naprzód, aż do przełomu tysiącleci. Obie Polski obdzielił autor mniej więcej sprawiedliwie, ale zadaniem uświadomienia granicy między nimi obarczył głównie ojca, nad którym w dalszym ciągu się znęca, choć już nie tak radykalnie, jak w „Gnoju”. Ojciec jest porządnym Ślązakiem, który chciałby, aby wszystko było akuratne, a ponieważ świat rzadko może temu sprostać, bez ustanku zrzędzi i prostuje ścieżki w sposób dla syna nieznośny. Akuratna powinna być również Polska, która po wprowadzeniu stanu wojennego stała mu się obca, zabrania więc synowi uczestniczenia w szkolnych akademiach, sięga po szablę górniczą dziadka i śrutowy pistolet, wyrzuca telewizor razem z Tumanowiczem, i cała rodzina jedzie wysłużonym fiatem w Tatry. Kiedy dawny repertuar narzekań staje się nagle nieaktualny, rychło wynajduje sobie nowe powody do niezadowolenia i wszystko wraca do normy.

Tymczasem dla syna-narratora zaczyna się prawdziwa życiowa edukacja, od żałosnego stanu ojczyzny niezależna, najpierw przez wspólne z góralskimi rówieśnikami przeżywanie sukcesów i porażek Polski w mundialu, potem przez wplątanie się w różne miejscowe intrygi. Kiedyś Tatry i góralszczyzna urzekły Stanisława Witkiewicza – i podobnie jak w jego opowieści „Na przełęczy”, miejscem granicznym staje się dla Kuczoka Chabówka. Dalszy ciąg jest przekorny wobec tamtego zachwytu: chłopcy w improwizowanych drużynach piłkarskich tłuką się do krwi, dorośli piją na umór i kaleczą się ciupagami, zabijają świstaki na sadło, a po odzyskaniu lasów bezlitośnie je wycinają. Zbyt prosta byłaby jednak wykładnia, że ojciec przeżywa świat ideologicznie, przez pryzmat zasad, a syn wprost, w surowych jakościach i z demaskatorskim zamysłem. Tatry i świat górali wciągają narratora nie tylko przedziwnym urokiem gwary, znakomicie przyswojonej i naśladowanej, także nieoczekiwanymi odlotami: w misterium mgły, podczas którego odbywa się jego seksualna inicjacja, w żywiołowy erotyzm i cielesne piękno góralskiej pary, w leśne ostępy, gdzie obok niedźwiedzi kotłują się misiołaki, i wreszcie w tajemnice tatrzańskich jaskiń. Użyta w chwilach znaczących, gwara staje się sposobem widzenia świata i wręcz moralnością.

Jak to wszystko pogodzić? Kuczok potrafi bez ostentacji opowiadać Gombrowiczem, gdy synczyzna przeciwstawia się ojczyźnie i gdy narrator staje się podglądaczem, Schulzem, gdy przychodzi opisać dziwaczenie ojca, Witkiewiczem, gdy otwiera się szlak wędrówki po tatrzańskich bezdrożach, Strugiem z „Zakopanoptikonu”, gdy prosi się o to obłuda i bojowy patriotyzm proboszcza, Zegadłowiczem, gdy spełnia się marzenie o orgietce z wiejskimi chórzystkami. Wprowadza cytatowe inkrustacje i godzi różne style, panując nad nimi niespiesznym śląskim humorem. Czasem zdarza mu się jednak wpuścić czytelnika w maliny, jak w przygodzie z misiołakiem, którego oszołomił zapach panny zbyt długo trzymanej przed ślubem w zamknięciu: dramatyczna narracja niepostrzeżenie przechodzi w facecję, jako że nie wypada dziś opowiadać nazbyt poważnie.

Potem dzieje się tak coraz częściej. Spotkanie z czarownicą Jadwichą, mieszkanką jaskini, niespodziewanie służy celowi pragmatycznemu, wstrzymaniu dzikiej wycinki lasów. Dziwactwo ojca, owładniętego pasją domalowywania na obrazach nieprzyzwoitych scen, usuniętych rzekomo przez pruderyjnych właścicieli, znajduje przedłużenie w akcji zdzierania perizoniów z postaci Ukrzyżowanego, czego skutkiem staje się podział społeczeństwa na wrogie obozy. Przyjezdna polska Szwedka nie nosi biustonosza ani majtek, czym budzi zgorszenie, ale ciekawe nowinek wiejskie dziewczęta zaczynają depilować sobie miejsca intymne. Narratorowi się śni, że z Giewontu zniknął krzyż i majestat górskiego szczytu wystąpił w surowym, przewidzianym przez Stwórcę dostojeństwie. Tę inwazję nagości zwieńcza scena końcowa, kiedy narrator osiąga wymarzony cel, wędrując po kobiecym ciele jak po Tatrach, z dwudziestoma autentycznymi toponimami. I wszystko pasuje, czym autor cieszy się jak gimnazjalista, który wyzwolony spod władzy ojca, nareszcie osiąga dojrzałość.

Wątki fabularne są bowiem jak z serialu, jakby dla udowodnienia, że z prostych historii też można wydobyć nieoczywiste znaczenia. Rodzice się rozchodzą, matka szczęśliwym trafem znajduje sobie partnera, góralskie małżeństwo rozpada się po tym, jak Józuś oszalał na punkcie polsko-szwedzkiej Maliny Macajko i choć rośnie mu przyszły gazda, ginie w mgłach północy. A wtedy nic już nie stoi na przeszkodzie, aby ciągle jeszcze urodziwa Fela, pożądana przez narratora od dawna, wpuściła go do łożnicy.

Taki jest współczesny Wyspiański, takie góralskie wesele. Miłosny związek z podhalańskim ludem zapowiada się na długo. Niejedna tatrzańska jaskinia czeka na zdobywcę i narrator obiecuje, że jeszcze o nim w tej nowej roli usłyszymy.

Książka:
Wojciech Kuczok, „Spiski. Przygody tatrzańskie”. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2010.

* Andrzej Lam, historyk i krytyk literatury, tłumacz, emerytowany profesor Uniwersytetu Warszawskiego.

„Kultura Liberalna” nr 120 (17/2011) z 26 kwietnia 2011 r.