Marinę , bohaterkę nowego filmu Sebastiána Lelio, zgodnie z tytułem rzeczywiście można nazwać „fantastyczną kobietą”. Przede wszystkim jest utalentowana – śpiewa, chociaż daleko jej do rozpoznawalności gwiazdy, twardo stąpa po ziemi i nie wymaga od życia wiele więcej niż po prostu spokoju. Dla swojego partnera jest czuła, ma świetny kontakt z przyjaciółmi i współpracownikami. Mówiąc krótko – jest ucieleśnieniem wszystkich cech, jakimi można zdefiniować spełnioną i wyważoną osobę.
Obserwując jej życie, nawyki czy sposób kontaktu z innymi, trudno znaleźć jakiekolwiek wyjaśnienie dla okrutnych reakcji otoczenia, z którymi się nieustannie spotyka. Lelio pokazuje, że podstawę doświadczanej przez Marinę dyskryminacji stanowi wyłącznie transpłciowość. To właśnie z tego powodu była żona partnera Mariny nazwie ją wyłącznie obiektem westchnień fetyszystów, a jego rodzina porwie ją z ulicy, zaklei twarz taśmą klejącą i wyrzuci z samochodu w zaułku. Marina nie może liczyć na przychylność nikogo: ani lekarza, ani policjantki zajmującej się od lat sprawami osób transpłciowych, ponieważ nie mieści się w jasnym rozgraniczeniu: męskie/żeńskie. Równocześnie Lelio nie stara się przedstawić Mariny jako ofiary systemu społecznego, który marginalizuje osoby trans. Czy „Fantastyczna kobieta” otwiera w ten sposób nową perspektywę na ukazanie bohaterów transpłciowych w kinie?
Człowiek to serce, a nie płeć
Bohaterka Lelio traktuje każdą ciężką sytuację z godnością i siłą, nie załamuje się. Zapewne lata podobnych doświadczeń sprawiły, że stała się silna i niezależna oraz, co kluczowe, dumna ze swojej tożsamości, którą nieustannie ktoś stara się zanegować. Siła Mariny płynie także z doświadczeń życiowych aktorki, która się w nią wciela. Daniela Vega, która przeszła operację korekty płci w wieku 13 lat, przyznaje w wywiadach, że jej wspomnienia z dzieciństwa odegrały dużą rolę przy pracy nad filmem. Podsumowuje swoją postawę życiową, idealnie pasującą zresztą do postaci, którą odgrywa, jednym mocnym zdaniem: „Nie mam macicy, ale mam serce, jak każdy człowiek, i z czasem doszłam do tego, że to właśnie serce jest motorem napędowym człowieka, a nie jego genitalia”.
Dla Mariny transpłciowość jest powodem kłopotów, ale nie jest kłopotem sama w sobie. | Mateusz Góra
Moc „Fantastycznej kobiety” tkwi w przełamaniu definiowania postaci transpłciowych jedynie w aspekcie ich odstawania od przyjętych przez społeczeństwo reguł. W przypadku innych filmów o podobnych bohaterkach – „Dziewczyny z portretu”, ale w dużej mierze też „Śniadania na Plutonie” – były one pokazane tylko przez pryzmat swojej tożsamości płciowej. Dla Mariny jest ona powodem kłopotów, ale nie jest kłopotem sama w sobie – cierpi po stracie, stara się ułożyć życie zawodowe, walczy ze stereotypami dotykającymi dużą część młodych kobiet, których partnerzy są starsi. Nie zastanawia się jednak codziennie, kim jest, bo to wie doskonale. Jej wielowymiarowa sylwetka najlepiej obala stereotyp, według którego człowieka można sprowadzić wyłącznie do jednej cechy.
Jedyne, w czym nie do końca odnajduje się Lelio, to symboliczne, surrealistyczne sceny, którymi chce złagodzić w pewien sposób swoją kompromitującą społeczeństwo wizję relacji władzy i dyskryminacji. Odejście od chłodnej, niemal dokumentalnej estetyki być może jest próbą uniknięcia przez chilijskiego reżysera zarzutu o podejmowanie trudnego tematu wyłącznie po to, żeby szokować i zwracać na siebie uwagę. Jednak scena „spaceru” bohaterki, która musi zmierzyć się ze ścianą silnego wiatru, lub wizyta w klubie, podczas której w cudowny sposób Marina przemienia się w królową parkietu, wydają się zupełnie nie pasować do reszty historii. Sceny te biorą w nawias potencjał „Fantastycznej kobiety” do sprowokowania dyskusji o prawach mniejszości, która wciąż pozostaje niemal nieobecna nie tylko w sztuce, ale przede wszystkim w debacie społecznej i politycznej.
Wyjście z zaklętego kręgu
O „Fantastycznej kobiecie” warto rozmawiać także w kontekście kultury LGBTQ, mającej swój wąski krąg producentów i odbiorców. W przypadku filmów, w których pojawiają się pierwszoplanowe postaci nieheteronormatywne, zazwyczaj droga ich dotarcia do widzów powiela prosty schemat: powstają w małych, „tęczowych” wytwórniach, są pokazywane na niszowych queerowych festiwalach i za sprawą dystrybutorów o specjalnym profilu (w polskich warunkach jest to Tongariro Releasing) trafiają do bardzo wąskiej publiczności – głównie osób LGBTQ.
Rzadko udaje im się przebić do szerszej dystrybucji i heteroseksualnych odbiorców. W efekcie tworzy się wokół nich kulturowe getto; trudno sobie wyobrazić, żeby przekaz ograniczony wyłącznie do grupy mniejszościowej na każdym etapie produkcji i dystrybucji przedostał się dalej, stając się naprawdę opiniotwórczym.
Dodatkowo niskobudżetowe (o wiele skromniejsze zazwyczaj niż w przypadku „Fantastycznej kobiety” czy „Życia Adeli – rozdział 1 i 2”) produkcje często nie mają dużej wartości artystycznej, nie interesują więc selekcjonerów większych, prestiżowych imprez. Natomiast mainstreamowe produkcje o tematyce LGBTQ, takie jak m.in. „Gra tajemnic” czy „Dziewczyna z portretu”, bywają pełne uproszczeń; ich postaci są tak przerysowane, że trudno o jakiekolwiek poczucie autentyczności. Na dodatek ich twórcy intensywnie podkreślają „niezwykły” i „nienaturalny” status bohaterów, czym paradoksalnie bardziej przyczyniają się do utrwalania niż zwalczania stereotypów.
Szczęśliwie zdarzają się jednak filmy takie jak „Fantastyczna kobieta” – wystarczająco interesujące, żeby pojawić się na wielu festiwalach, w tym na wrocławskich T-Mobile Nowych Horyzontach (zresztą podczas tej edycji był to jeden z najchętniej oglądanych filmów). Z kolei do polskich kin nowy projekt chilijskiego reżysera został wprowadzony przez Gutek Film – dystrybutora kina niezależnego, a nie wyspecjalizowanego co do zasady w produkcjach LGBTQ. Film Leilo ma więc szansę dotrzeć do odrobinę szerszego grona odbiorców.
Gdzie podziało się T?
Uniwersalny charakter historii Mariny być może nie tylko pozwoli wyzwolić się „Fantastycznej kobiecie” z zaklętego kręgu kultury LGBTQ, ale też będzie kolejnym krokiem do debaty o prawach osób trans. Takich produkcji nadal jest bardzo mało, a jeszcze mniej jest tak udanych artystycznie i niespłycających tematu jak film Lelio czy chociażby „Mandarynka” Seana Bakera. Pojawianie się sporadycznie w polskiej dystrybucji takich tytułów jest z kolei szczególnie ważne dlatego, że w naszym kinie do niedawna w ogóle nie mogliśmy znaleźć punktu zaczepienia. Dopiero „Mów mi Marianna” Karoliny Bielawskiej z zeszłego roku, pierwszy polski pełnometrażowy dokument o transpłciowej kobiecie, otworzył, miejmy nadzieję, drzwi kolejnym filmom podejmującym ten temat.
Filmom o tematyce LGBTQ rzadko udaje się przebić do szerszej dystrybucji i heteroseksualnych odbiorców. W efekcie tworzy się wokół nich kulturowe getto; trudno sobie wyobrazić, żeby przekaz ograniczony wyłącznie do grupy mniejszościowej na każdym etapie produkcji i dystrybucji przedostał się dalej, stając się naprawdę opiniotwórczym. | Mateusz Góra
Nawet w ramach kultury LGBTQ (lesbijki, geje, osoby biseksualne, osoby transpłciowe i osoby queer), która często jest tak naprawdę kulturą GL, a najczęściej jedynie G, ze względu na zdecydowanie większą społeczną widoczność gejów w konserwatywnych społeczeństwach, „Fantastyczna kobieta” może przyczynić się do szerszej dyskusji nad tematem pomijanym albo zamiatanym pod dywan. Jak słusznie zauważyła Daniela Vega, nie powinno się uciekać od rozmowy o politycznym znaczeniu filmów, za to Jill Soloway namawiała nawet do politycznych interpretacji przy okazji „Transparent”, stworzonego przez nią dla Amazona serialu z pierwszoplanową transpłciową bohaterką. Zdaniem aktorki z „Fantastycznej kobiety” sztuka może mieć przełożenie na sposób myślenia i działania społeczności, a w efekcie na politykę: „Każde dzieło sztuki – film, obraz, spektakl, fotografia – niesie ze sobą przekaz i empatię, dlatego ma mocny związek z polityką. Artyści podejmują pewne tematy, które zaczynają krążyć w społeczeństwie, a dopiero później biorą się za nie politycy”. Dodała jednak, że to dopiero od zmian politycznych, a nie od powstania jakiegokolwiek dzieła, zależy realna poprawa jakości życia mniejszości.
Postulat pozostaje wciąż ten sam, ekstremalnie prosty, lecz tak trudny do osiągnięcia: pozwólmy żyć każdemu, niezależnie od tożsamości płciowej czy orientacji seksualnej, w taki sposób, jak tego chce. O tym chyba najbardziej marzy Marina, która nie załamuje się nawet wtedy, kiedy staje się ofiarą coraz bardziej brutalnych aktów przemocy.