Michał Witkowski miewa niesamowite wyczucie koniunktury, dlatego zawsze z wielką ciekawością zaglądam do każdej kolejnej jego propozycji. Są to książki, które – jak to zwykle w gawędzie – atrakcyjnym i wartkim językiem opowiadają o fenomenie życia przydrożnego, ale i wielkomiejskiego, kontrkulturowego, ale i celebryckiego, środowiskowego (stricte zatem literackiego), ale i podwórkowego, burdelowego, parkingowego, dworcowego, barowego, kiblowego, sklepowego. Teraz także leśnego. Od dawna bowiem wiadomo, że Witkowski udatnie opisuje nie-miejsca, czyli miejsca kontrolne, graniczne, transferowe – takie zatem, w których coś z czymś się styka, spotyka, zderza, ulega wymianie. I bez względu na to, czy są to przestrzenie publiczne (tak chętnie nazywane przez niektórych z nas „przestrzenią wspólną”), czy tranzytowe, Witkowski opisuje je na tyle sugestywnie, że bezpowrotnie tracą cechy uniwersalne i neutralne na rzecz własnej pojedynczości, szczególności i niezwykłości (a nawet fantasmagoryczności). A dzieje się to za sprawą bohaterów, których autor „Lubiewa” ustanawia liderami przestrzeni opisywanych jako nie-miejsca. To bowiem, co w miejscach (dom, zagroda, osiedle, wieś, parafia, miejscowość) wyglądałoby na przerysowane i nierzeczywiste, w nie-miejscach funkcjonuje jako arcybarwne i wyraziste, intensywne i budzące ciekawość, słowem – kampowe. Byty w swej istocie kampowe znacznie lepiej oswajają nie-miejsca, bo, po pierwsze, posiadają specyficzną nadwyżkę energetyczno-estetyczną (intensywnością własną neutralizują sztuczność i konwencjonalność nie-miejsca), a po drugie – nie boją się łatki „obcy”, „inny”, „dziwny”. Przeciwnie – z niecodzienności i nieoczywistości czynią swój najważniejszy atut.
Królowa lokalnego biznesu
W powieści „Wymazane”, której akcja toczy się na północ od Suwałk, tuż pod litewską granicą, w miejscowości Wymazane, kampowa jest przede wszystkim Alexis – lokalna bizneswoman, która kapitał na rozkręcenie pierwszych interesów zgromadziła w połowie lat 50. XX w. w Warszawie. W stolicy skrojonej – trzeba to dodać – na modłę Tyrmanda. Witkowski wyprowadza jednak Alexis z Warszawy i prowadzi ją do Wymazanego, by móc opowieść o jej losach przekuć w narrację o polskich fantazmatach na temat życia na tak zwanym Zachodzie. W Alexis bowiem krzyżują się tropy amerykańskie, imperialne, popkulturowe ze stricte polskimi realizacjami american dream (patrz: emitowany przez dekadę w TVP1 i gromadzący wielomilionową publiczność serial „Ranczo”, choć przydomek bohaterki „Wymazanego” odsyła, rzecz jasna, do kulturowego serialu „Dynastia”, którego remake, nawiasem mówiąc, właśnie powstaje, a świadom tego autor dopisuje się powieścią „Wymazane” do podgrzewanych aktualnie przez media nostalgii i oczekiwań).
Alexis jest królową lokalnego biznesu, a więc tego, co przydrożne i leśne. Innymi słowy, rodzime, ale i tranzytowe, a w tym przypadku także przygraniczne. Jej interes kręci się całkiem nieźle i to wbrew zdrowemu rozsądkowi, światowym trendom oraz normom unijnym. Alexis dorobiła się na szklarniach, pieczarkach, listach, śmieciach, ściekach, lisach, parkingach i naturalnie – burdelach. W rezultacie jest nie tylko fenomenem w Wymazanem, ale i sankcjonuje fenomen Wymazanego, bo z jednej strony jest równie oczywista i niezbywalna dla kolorytu lokalnego jak sklep mięsny o nazwie „Sklep mięsny” i dyskoteka o nazwie „Dyskoteka”, z drugiej zaś – nieodległy kres jej imperium oznacza upadek miejscowości takiej, jaką kreśli przed nami Witkowski. Wraz z jej odejściem zmierzcha bowiem jakaś epoka.
Jak ją nazwać? Era prywaciarzy, dziki kapitalizm, postkomuna, III RP? Alexis na pierwszy rzut oka wygląda na klasyczny złóg po transformacji, w rzeczywistości jednak jest ona wykwitem zupełnie innych stosunków społeczno-ekonomicznych. Owszem, ukształtował ją PRL, lecz nie na swoje podobieństwo, ale na wzór tego wszystkiego, co na tle PRL-u było wyraziste (kampowe). O swojej szczególnej – anarchicznej i anachronicznej – pozycji Alexis mówi następująco: „W byle jakim budownictwie byle jacy ludzie, otoczeni byle jakimi, od razu się psującymi sprzętami ze sklejki byle jak żyli bez większych ambicji i przez okno musieli się gapić na tą debilną hałaśliwą Trasę W-Z. Ale nie u nas, nie na bazarze! Ponieważ w świecie kryminalnym nigdy nie zapanowała komuna! U nas zawsze obowiązywały surowe, kapitalistyczne prawa wymiany. U nas nic nie schodziło na psy. U nas na psach się zarabiało, szczeniaki szły jak woda, woda zamieniała się w bimber, a lada dzień miała do mnie przyjść pierwsza miłość”.
Total plastik-fantastik
Anarchiczność Alexis jest ponadczasowa – bohaterka Witkowskiego stoi ponad normami i prawami wszelkich epok, w których przyszło jej żyć. Z kolei anachroniczność Alexis najwyraziściej wyrażana jest przez jej powierzchowność – doprawdy nie wiadomo, co w niej jest sztuczne, a co naturalne, i co w ogóle w kontekście jej osoby oznaczają kategorie „sztuczne” i „naturalne”: „Jednym zgrabnym ruchem Alexis zsunęła z pulchnych nóg czerwone pantofle na bardzo wysokim obcasie, które mogłyby nie utrzymać jej dostojnej postaci, ale tak do nasunięcia na końce stóp, kiedy leżała rozparta na łóżku, były akurat”. Krótko mówiąc, Prezesowa w dużej mierze odgrywa postać z polskich fantazmatów na temat luksusów i życia na Zachodzie, lecz jednocześnie tak daleko zrasta się z tymi wyobrażeniami, iż zaczyna na ich podobieństwo kształtować losy innych, a konkretnie – los Damiana Pięknego (narratora powieści „Wymazane”): „Właściwie to tak – nie miałem już większych ambicji, chciałem się zmarnować […]. Ale teraz, kiedy Alexis zaczęła przede mną malować te wszystkie uroki życia, które mnie tu omijają, a o których istnieniu nawet nie miałem pojęcia, te wszystkie kawiory, szampany, ostrygi, zachody słońca na Malediwach, seks w dżakuzi, cygara na Kubie, nagle strasznie zachciało mi się żyć! Jezu, żyć! Żreć kawior, lizać cyce, jeść lody, spalać się na murzynka w samym środku zimy!”.
Damian Piękny to młody chłopak z Wymazanego – taki „total plastik-fantastik”, który marzy przede wszystkim o tym, żeby wyrwać się z domu, doznać czegoś fajnego i wywrzeć na kimś (piorunujące) wrażenie. I dzięki Alexis to wszystko mu się w końcu udaje. Zostanie bowiem sowicie wynagrodzony za to, że nie odtrącił podkochującej się w nim bohaterki. Jak w bajce! Tym, co prawdziwie wyróżnia bohatera Witkowskiego, są właśnie miłość i namiętność do starszych kobiet. Więcej nawet, Damian nie tyle kocha starsze kobiety, co kocha babę (starą babę) w dojrzałych kobietach. Inaczej mówiąc, nie interesują go zakonserwowane i zbotoksowane elegantki, a tylko „babsztyle”, „raszple” i „wiedźmy”: „Podniecają mnie ciała stare, grube i porozciągane. […] Kręcą mnie złote zęby, owłosione krocza, owłosione pachy, sutki wielkie jak żołędzie. […] Potrzebuję starości, rozkładu, tego jakiegoś babskiego rozchełstania, rozkokoszenia wschodniego, słowiańskiego… […] Już w podstawówce molestowała mnie seksualnie woźna i te pierwsze doświadczenia mnie ukształtowały. Stara, gruba baba z wielką trwałą na barana i obwisłymi, wielkimi baniami, z włochatą piczką i zapachem potu spod pach – to był odtąd mój ideał”.
Jak widać, w Wymazanym mieszka jeszcze większa osobliwość niż anachroniczna i anarchiczna Alexis. Kto to bowiem widział, żeby taki współczesny „plastik-fantastik” jarał się zgnilizną, starzyzną, rozkładem? A jednak: „Jestem jak młody torcik dla Was wszystkich! Nikogo nie dyskryminuję ze względu na wiek!” – powiada główny bohater w rozdziale zatytułowanym „0”, wprowadzając nas tym samym w przestrzeń iście barokowego paradoksu i oksymoronu. Skąd ta miłość pięknego chłopca do ciał pomarszczonych, kalekich, ubranych w wielkie i nieforemne galoty? Na stronach 15 oraz 16 Witkowski odsłaniania nieco karty: „To właśnie Wy stanowicie główną klientelę bibliotek. Teraz zwracam się do Was, lubieżne babcie! Włączcie swoje aparaciki słuchowe! Wypożyczcie sobie moją powieść z najbliższej biblioteki, wraz z przepisami siostry Anastazji i książką o nadciśnieniu! […] Nałóżcie swoje tanie okulary w plastikowych oprawkach, które rencistki i emerytki tak lubią brać na receptę, na zniżkę, a na które ja tak bardzo kocham tryskać spermą! Walnijcie się z tym wszystkim do łóżka, ubrane w koszulę nocną i posmarowane kremem na noc. Zapalcie nocną lampkę, poślińcie paluch i przewróćcie stronę. Ta książka ma być dla Was, starsze panie, jak wczasy pod gruszą, jak dodatek do renty! Ma być dla Was kojącymi kropelkami na serce zawierającymi czterdzieści procent alkoholu! Będę się starał, aby wpisano ją na listę leków refundowanych, jako środek, który przywróci Wam wiarę w siebie i własną seksualność. Wasze życie jeszcze się nie skończyło! Ba – ono, mimo późnego wieku, nawet się jeszcze na dobre nie zaczęło. Żyłyście lat sześćdziesiąt, ale czy pojawił się choć raz na Waszej drodze Przystojny Brunet, tyle razy zapowiadany przez wróżące Cyganki? Czy pojawiła się zapowiadana przez nie Wielka Fortuna? A paczka z USA? A Wielka Podróż? Nic i nic. Tylko kompanie pomidorów na działce”.
Chcę Was wszystkie!
Witkowski ofiarowuje stałym bywalczyniom gminnych bibliotek szczególny prezent – Damiana Pięknego! Chłopca, który kochać się będzie właśnie w nich, który zaoferuje im coś więcej niż tylko podglądanie (w książkach oraz serialach) młodych, pięknych, bogatych. Zaoferuje im bowiem późną miłość, więcej nawet – zaoferuje im późną namiętność!
Zakładam, że autorowi „Wymazanego” chodzi o coś więcej niż tylko o dostrzeżenie i ukontentowanie dużej grupy potencjalnych czytelniczek – być może stawką jego powieści jest ustanowienie kontrpropozycji dla oferty ojca Rydzka? Brzmi kuriozalnie, absurdalnie i nierealistycznie? Ale czy przypadkiem nie tak właśnie myśleliśmy jeszcze kilka lat temu o pomyśle pań od Ojca Dyrektora o wskrzeszeniu Polski utlrakatolickiej i antyunijnej?
Witkowski oraz jego baby z „Wymazanego” i Ojciec Dyrektor z zastępami „moherowych beretów” to rzecz jasna ekstrema (inna sprawa, że w czasach silnych podziałów i polaryzacji stanowisk również pojęcie „ekstremum” przewartościowuje się całkowicie). Skoro jednak tzw. suweren uważa współcześnie za politycznie poprawną li tylko opcję toruńską, to drugiej opcji nie pozostaje nic innego, jak formułować własną (ekstremalną – bo jeśli nie taką, to jaką?) narrację. Narrację maksymalnie intensywną i wyrazistą – tak wyrazistą, tak intensywną i tak obsceniczną, jak narracja o kobietach, które mają zaświadczać o własnym bohaterstwie poprzez rodzenie dzieci bez mózgów i twarzy.
Witkowski często podkreśla, że nie wierzy w sprawczą siłę literatury – też nie wierzę, żeby jego książki mogły coś zmienić. Nie zmienią niczego. Ani nie wymarzą takich miejsc jak Wymazane, ani tym bardziej nie ocalą od wymazania „małej ojczyzny” Damiana. Ale mogą mnożyć, wzmagać albo rozkładać na czynniki pierwsze fantazmaty. Tym się właśnie zajmuje od lat autor „Lubiewa” i czyni to czasem arcydzielnie, a w „Wymazanem” – wręcz brawurowo. Niektórzy tego nie kupią. I słusznie. To nie jest opcja dla wszystkich. To li tylko fantazmat, który chciałby wyprzeć inne fantazmaty. Ja jednak kibicuję Witkowskiemu i jego narratorowi, który ma dla kobiet odchodzących w niebyt arcykonkretną ofertę: „Chcę Was wszystkie! Chcę być dla Was niczym łagodny lekarz, chce Wam mierzyć ciśnienie, chcę Was badać stetoskopem, chcę Wam dawać długie, długie zwolnienia i wypisywać przyjemne, łagodzące stres benzodiazepiny! Chciałbym z każdą z Was wziąć ślub, doglądać Was, a jak już, po najdłuższym i najsłodszym życiu ze mną, odejdziecie z tego świata do wiecznego sanatorium, wtedy będę chciał Was pożegnać, pięknie ubrać i umalować do trumny, pochować i odziedziczyć Wasz majątek, wraz z działką pełną pysznych i słodkich pomidorów!”. W gruncie rzeczy to, co proponują starym kobietom Damian Piękny i Ojciec Dyrektor, to awers i rewers tej samej monety. Obaj oferują sens i spełnienie na końcowym etapie życia, w zamian oczekując tylko tego, czego one i tak nie zabiorą ze sobą w ostatnią podróż.
Książka:
Michał Witkowski, „Wymazane”, wyd. Znak, Kraków 2017.