Mamy najgorzej!

Chińscy jedynacy – wychuchani, wykształceni, wkurzeni. Pokolenie lat 80., zamiast delektować się swoim szczęściem i pluskać w oceanie życiowych szans, jęczy i sarka.

Teoretycznie wygrali los na loterii. Urodzeni na tyle późno, żeby nie zaznać na własnej skórze biedy i przemocy lat 60. i 70. – Chiny pustoszyła wtedy rewolucja kulturalna – i na tyle wcześnie, żeby osobiście obserwować wielkie otwarcie kraju i gigantyczne przemiany. Wychowani w dobrobycie, a w porównaniu z rodzicami wręcz w luksusach, coraz częściej z wykształceniem wyższym, wchodzili w dorosłość z pewnością siebie i energią. Dziś, jako pokolenie 30+, czują, że ich nadzieje były na wyrost, a świat wokół niekoniecznie traktuje ich tak łaskawie jak rodzice.

Jako pierwsze pokolenie idą przez życie jako jedynacy. Wprowadzoną w 1979 roku politykę kontroli urodzin poluzowano dopiero w 2015. Miało to sporo plusów w postaci niepodzielnej troski i uwagi rodziców i dziadków, inwestycji w wykształcenie czy braku rywalizacji z rodzeństwem o dobra materialne czy niematerialne. Plusy dodatnie z czasem jednak zmieniły się w plusy ujemne. Jako jedyni potomkowie dźwigają samotnie na barkach obowiązki związane z pomocą rodzicom i dziadkom – w kulturze chińskiej opieka nad starszymi pokoleniami to jedna z najważniejszych powinności młodych. Pomijając już nawet pomoc materialną, bo emerytury w miastach może już są powszechne, ale na wsi nadal niekoniecznie – seniorzy potrzebują pomocy w codziennym życiu, załatwianiu spraw urzędowych czy przy leczeniu. Obecne przyśpieszenie technologiczne w Chinach sprawia, że bez smartfonu i dostępu do internetu nie ma dostępu do chociażby transportu publicznego, płacenia w sklepach czy odbioru paczki od kuriera. Starsi ludzie bez pomocy dzieci często nie są w stanie samodzielnie zadbać o podstawowe aspekty życia.

Zdobyte dzięki pieniądzom rodziców wyższe wykształcenie (w Chinach edukacja wyższa jest płatna) przestało być czymś wyróżniającym i nie daje już premii na rynku pracy, który nie jest w stanie oferować atrakcyjnych finansowo stanowisk dla tylu milionów absolwentów. Sny o karierze często okazały się niemożliwe do zrealizowania, a w zasięgu możliwości ostała się jedynie kiepsko płatna praca w sprzedaży czy marketingu. Za pensję, która nigdy nie pozwoli na zakup własnego mieszkania (ceny są od wielu lat niebotyczne i nie mają zamiaru spadać) – a bez mieszkania nie ma co marzyć o żonie. Założenie rodziny dla wielu trzydziestolatków stało się nieosiągalnym luksusem. Szczęśliwcy, którym się udało i nawet zdecydowali się na dziecko, przekonują się, że wychowanie potomka stało się jeszcze bardziej wymagające i absorbujące niż w czasach, gdy sami byli dziećmi. Edukacja – praktycznie od niemowlęctwa, kursy, dodatkowe lekcje języka, pianina, rysunku, wymagająca szkoła z masą zadań domowych, która normalnie daje w kość, a co dopiero w roku pandemii, przy nauce zdalnej… I władze, ustami mediów piętnujące egoistycznych dorosłych, którzy nie chcą drugiego dziecka. Moja spokojna chińska koleżanka, wychowująca z mężem ośmioletniego syna, po moim pytaniu, czy jej znajomi decydują się na kolejne dziecko, prawie eksplodowała. „Ledwo dajemy radę wychować jedno, kogo stać na drugie?!”. Ona nie planuje i w jej kręgu znajomych praktycznie nikt nie poczuł się na siłach.

4 maja 2020 roku, z okazji światowego dnia młodzieży, w chińskich mediach szeroko promowano krótki klip, w którym starszy pan, aktor He Bing, opowiadał młodszym pokoleniom nazwanym poetycko „późniejszą falą” [后浪], jak mają wspaniale, jakie mają nieograniczone możliwości, perspektywy, jak wspaniała czeka ich przyszłość. W tle migały obrazki pięknych i młodych podróżujących, bawiących się, cieszących się życiem w pięknych okolicznościach przyrody czy w nowoczesnych miastach. „Patrzę na was i wam zazdroszczę. […] Możecie poznawać różne kultury cieszyć się nowoczesnymi technologiami i bogatym miejskim życiem”. Komunikat nie pozostawiał wątpliwości: patrzcie, co dostaliście na tacy od nas, starych. Korzystacie z owoców naszej krwawicy i dzięki nam żyjecie jak pączki w maśle. Młodzi Chińczycy nie docenili jednak poświęcenia „wcześniejszej fali” [前浪], słusznie podkreślając, że w filmie pokazano jedynie pięknych, bogatych i uprzywilejowanych z wielkich miast, podczas gdy młodzi z prowincji i wsi nie dostali od losu i starszych chociażby ułamka prezentowanych jako standard możliwości i szans. Większość z nich nigdy nie pojedzie na wycieczkę zagraniczną, nie zdecyduje się na kurs nurkowania ani nie wyruszy z plecakiem w góry, bo nie stać ich nawet na utratę dniówki. Ironicznie nazywają się „szczypiorkiem” [韭菜], ponieważ można ich przycinać do woli i nigdy nie wyrosną ponad pewien poziom.

Praca, mieszkanie, małżeństwo, dzieci, starzy rodzice… Jakby tego było mało, na horyzoncie pojawiła się kolejna zgroza. W grudniu 2020 roku władze ogłosiły zarys reform planowanych na najbliższą pięciolatkę, w którym pojawił się zapis o podniesieniu wieku emerytalnego. Od ponad czterdziestu lat pozostaje on niezmieniony – 60 lat dla mężczyzn, 55 dla kobiet pracujących umysłowo i 50 dla kobiet pracujących fizycznie. Przy szybko starzejącym się społeczeństwie jest to wiek niemożliwy do utrzymania. Baby boom lat 60. ubiegłego wieku przyniósł Chinom 200 milionów obywateli, którzy w nadchodzącej dekadzie osiągną wiek emerytalny – dla budżetu państwa będzie to olbrzymi ciężar. Nic więc dziwnego, że rządzący chcą rozbroić tykającą bombę. Pokolenia 30+ i starsze zareagowały, jak na warunki chińskie, żywiołowo i w mediach społecznościowych pojawiło się multum wpisów rozłoszczonych obywateli. „Co jeszcze mamy znieść?!”, pytali wściekli i konstatowali, że są „najtragiczniejszym pokoleniem pięciu tysięcy lat Chin”.

Oczywiście, mocno przesadzają, ale gdy wokół panoszy się propaganda sukcesu, trudno znieść mizerię własnego życia.