Znajoma publicystka chciałaby zadać publicznie te i inne pytania na temat zjawiska widocznego wzrostu liczby młodych osób transpłciowych i niebinarnych. Ale, jak mi napisała, boi się, że zostanie z tego powodu zaliczona do grona terfek i scancelowana. Nieznośne jest dla niej to, że powstrzymuje się przed wyrażaniem wątpliwości wobec zjawiska nowego i domagającego się mądrej diagnozy – dla dobra młodych ludzi. Moja znajoma nie kwestionuje cierpienia związanego dysforią, czyli tym, że można czuć się źle z płcią przypisaną przy urodzeniu. Zastanawia się jednocześnie nad skalą tego zjawiska w ostatnich latach.

Może potęgują ją dodatkowe czynniki? Czy jest efektem samotności i pragnienia przynależności do wspólnoty? Lub głodu prawdziwych relacji w czasach przepracowanych rodziców? A może to efekt typowego dla nastolatków poszukiwania tożsamości, potrzeby wyróżniania się, w sytuacji wyjątkowo wysoko zawieszonej poprzeczki? Zjawisko może też być skrajną próbą ucieczki od pozbawiających wolności stereotypowych ról kobiecych i męskich.

Boję się „sceptyków”

Śledzę to zjawisko, bo wraz z Joanną Sokolińską napisałyśmy książkę „Mów o mnie ono” na temat poszukiwania tożsamości płciowej przez współczesne nastolatki. Przyznam, że widziałam w mediach społecznościowych ostre reakcje na aktywność tych osób, które nazwę tu „sceptykami”. Widziałam łatwość, z jaką nadawana jest etykieta „transfob”. Jednak nie nazwałabym tego atakiem. Widzę w tym raczej obronę.

Natomiast napastliwość, forsowanie własnych poglądów za cenę krzywdzenia innych, manipulowanie informacjami i plemienność widzę po stronie „sceptyków”. Doświadczyłyśmy tego z Joanną osobiście z powodu tego, o czym piszemy w książce. To ataki w najczulsze punkty. Związane między innymi z macierzyństwem, dlatego że jedna z nas pisze o swoich doświadczeniach matki osoby niebinarnej.

Na jednym z naszych spotkań autorskich podeszła do nas osoba, która zaproponowała – wejdźcie z tymi „sceptykami” w dialog, urządźcie debatę. Odmówiłyśmy kategorycznie. Nie da się rozmawiać z osobami, którym sprawianie bólu daje najwyraźniej satysfakcję. To jest zbyt wymagające emocjonalnie, a z powodu manipulacji informacjami do niczego nie doprowadzi.

Nie widzę więc w Polsce zagrożenia ze strony cancel culture. Widzę, kto w tym sporze uderza mocniej. To, co spotyka „sceptyków”, to nie jest wykluczenie, tylko echa naszej wyniszczającej kłótni.

Nie boję się transpłciowych aktywistów

Podzielam potrzebę mojej znajomej, by spokojnie rozmawiać o wyzwaniach, jakie niesie zjawisko odchodzenia nastolatków od przydzielonej płci lub binarnego podziału. Jednak gdzie indziej niż ona widzę zagrożenie dla takiej dyskusji. Nie boję się, że transpłciowi aktywiści nazwą mnie transfobką, bo widzę, że tego nie robią. Boję się, że ktoś uzna, że zasiliłam argumentację „sceptyków”, którą uważam a szkodliwą.

Odpowiedzi na to nowe zjawisko nie są tak proste, jak hasła „moda” czy „obłęd woke”. Trzeba dać spokojnie wybrzmieć wątpliwościom, a nie wykorzystywać je jako publicystyczny miecz.

Pokolenie młodych stało się ofiarą walki światopoglądowej dorosłych. Dlatego uważam, że powinnyśmy, ja i moja znajoma, chociaż kierują nami dwa inne rodzaje lęku, odważyć się na spokojną i rzeczową publiczną dyskusję. Dla dobra naszych dzieci.

Wszystkie lęki w jednym filmie

O tym, że publiczne wyrażanie wątpliwości z jednoczesnym zachowaniem szacunku do osób transpłciowych jest możliwe, przekonałam się niedawno, oglądając na kanale ARTE.tv niemiecki dokument pod tytułem „Obcy we własnym ciele” o osobach, które dokonały korekty płci. Jeden z jego bohaterów to 19-letni transmężczyzna (mężczyzna z przypisaną przy urodzeniu płcią żeńską), którego poznajemy w drodze do szpitala na operację usunięcia macicy i jajników. Tuż przed 17. rokiem życia zaczął brać męskie hormony, ma niski głos, zarost, a kamera towarzyszy mu w przygotowaniach do operacji, przebiegu i czasie tuż po niej. Danilo wie, że zmiany będą nieodwracalne, że nie będzie mógł mieć dzieci, mimo to idzie do szpitala z przekonaniem, że tego właśnie potrzebuje. Operacja jest dla niego jak ratowanie życia – zanim zaczął tranzycję (zmianę, by żyć zgodne z odczuwalną płcią) cierpiał, chorował na depresję.

Inna osoba to transkobieta (oznaczona przy urodzeniu jako mężczyzna), która asystuje przy operacji. Sama przeszła korektę płci, od tej pory minęło już sześć lat, wykonała ją wieku 39 lat, zdążyła więc dojrzale ocenić, czy, zmieniając swoje ciało, postąpiła słusznie. I wie, że tak, jest szczęśliwa. Jej żona, która przez dwadzieścia lat żyła z mężem, a od 11 lat wie, że z kobietą, mówi, że kocha ją wciąż tak samo, liczy się człowiek, a to jest ta sama osoba.

Kolejna bohaterka to 25-latka, która myślała, że jest transmężczyzną. Przez trzy lata przyjmowała hormony, przeszła amputację piersi i żyła jak mężczyzna. A teraz znowu żyje jak kobieta, jednak w jej ciele zaszły nieodwracalne zmiany – nie ma już piersi, ma za to jabłko Adama, niski głos. Żałuje decyzji o korekcie, uważa, że była pochopna i ma żal do lekarzy, że na nią pozwolili. Mówi, że była niestabilna psychicznie, młoda, a odczuwała dysforię, bo odkryła, że pociągają ją kobiety, i wstydziła się, że nie jest hetero. Jednak to wie dopiero teraz. Kiedy miała 19 lat odkryła w internecie historie transpłciowych osób i poczuła, że musi przejść tranzycie, tak jak oni.

W tym dokumencie są historie, które w debacie zazwyczaj nie występują razem. Te historie dostarczają argumentów zarówno za tym, że korekta płci ratuje życie, jak i za tym, że może mieć dramatyczne konsekwencje.

Konflikt pokoleniowy

Europejskie i amerykańskie kliniki korekty płci odnotowują lawinowy wzrost liczby młodych pacjentów. Zachodzi też wielka kulturowa zmiana polegająca na tym, że młodzi ludzie odchodzą od binarnego podziału płci. Odnajdują się w szerokim spektrum tożsamości między kobiecą a męską. To zjawisko dostrzegają nauczyciele, rodzice, psycholodzy, branża modowa, Tik-Tok i modni intelektualiści, jak Paul B. Preciado.

Filozof, pisarz i transmężczyzna hiszpańskiego pochodzenia postuluje zerwanie z binarnym podziałem na płci. Wcześniej przeszedł samodzielną terapię hormonalną, wcierając sobie w ramach eksperymentu żel z testosteronem w ramiona i obserwując, jak zmienia się nie tylko jego ciało, ale i osobowość. Doświadczenia te opisał w książce „Testo ćpun”. W Polsce ukazała się właśnie jego kolejna książka „Mieszkanie na Uranie”.

Tę zmianę bez wahania można nazwać rewolucją pokoleniową. A skoro tak, jedni podążają za nią, a inni chcą ją zatrzymać. Stąd awantura, która utrudnia znalezienie najlepszej odpowiedzi na potrzeby nastolatków.

Pozwólmy sobie na mówienie o lęku

A to bardzo źle, bo jest o czym rozmawiać. Są młodzi ludzie, którzy bardzo potrzebują tranzycji, bo bez niej zagrożone jest ich życie. To nie przesada – współczynnik samobójstw wśród osób trans jest wysoki także z tego powodu, że w Polsce nie mogą żyć w zgodzie ze swoją tożsamością. Przepisy dotyczące uzgodnienia płci w dokumentach są anachroniczne i utrudniają postępowanie. Procedury bardzo często zależą od poglądów lekarzy. A oni różnią się między sobą – podobnie jak rodzice dzieci zgłaszających dysforię, nauczyciele, publicyści i komentariat z mediów społecznościowych. Jedni są zwolennikami szybkich interwencji, inni na podstawie badań starają się odpowiedzieć na pytanie o to, jak pilna jest interwencja, a jeszcze inni uważają, że interwencja jest z zasady zła.

Publiczny spór tylko usztywnia tych, którzy powinni służyć pomocą. Utrudnia indywidualną ocenę każdej sytuacji. Ogranicza dostęp do pomocy osobom, które bardzo jej potrzebują. Krótko mówiąc, lekarze również się radykalizują. Podobny mechanizm widać na przykład wśród ginekologów, którzy walczą z aborcją. Lekarskie gwiazdy twierdzą, że chronią płody przed śmiercią, a kobiety przed syndromem aborcyjnym. Kiedy pojawia się nowe zjawisko, lekarze powinni mieć możliwość szukania na nie odpowiedzi w spokoju, a nie atmosferze wiecu czy szantażu emocjonalnego.

Brakuje też jednorodnych procedur, które pomogłyby uspokoić wątpliwości osób obawiających się, że z powodu mody czy chęci zwrócenia na siebie uwagi nastolatki są gotowe nawet na skomplikowane procedury medyczne. Tym osobom trzeba dać spokojne odpowiedzi, zamiast pielęgnować ich lęki albo zagłuszać pytania.

Szwecja zakazała medycznej tranzycji, w tym także podawania testosteronu osobom niepełnoletnim. O czym świadczy ta wiadomość? Według „sceptyków” o tym, że nawet poprawni do bólu Szwedzi przejrzeli na oczy i widzą, że wzrost liczby tranzycji to społeczne zagrożenie. A przecież równie dobrze można interpretować to jako dowód na to, że lekarze i psycholodzy nie ulegają presji, tylko że podchodzą do tematu z ostrożnością.

Porozmawiajmy bez przemocy

Nie będę rozmawiać z narodowcem, który bije imigranta. Ale narodowca, który chce mi wytłumaczyć, dlaczego boi się imigrantów, wysłucham. Może przestanie się bać, kiedy przedstawię swoje argumenty?

Nie będę rozmawiać z osobą, która manipulując faktami i szydząc, krzywdzi osoby transpłciowe i wspierających ich rodziców. Ale wysłucham tej, która zechce mi spokojnie powiedzieć, czego się boi. Sama też chętnie opowiem o swoich lękach. Dlatego odważyłam się – zaczęłam ten tekst od przedstawienia wątpliwości mojej znajomej publicystki. Niech wybrzmią.