Minister edukacji Przemysław Czarnek zapowiedział reformę wykładanego w szkołach średnich przedmiotu podstawy przedsiębiorczości. Teraz przedmiot ten będzie nazywał się „biznes i zarządzanie”. Podobną przemianę przeszedł przedmiot wiedza o społeczeństwie, który od września nazywa się HiT – historia i społeczeństwo.

Sięgnięcie po temat przedsiębiorczości nie powinno dziwić kogoś, kto obserwuje nieco uważniej dyskusje poświęcone edukacji.

Rzeczpospolita Przedsiębiorcza

Tematem powracającym w dyskusji o polskim systemie szkolnictwa jest ten – do jakich życiowych wyzwań ma przygotować absolwenta proces edukacji? Krytycy zarzucają systemowej szkole między innymi nieodpowiadanie na potrzeby rynku pracy, co ma objawiać się przekazywaniem teoretycznej wiedzy, przy równoczesnym pominięciu tak zwanych kompetencji przyszłości lub kompetencji kluczowych.

Określenie to opisuje najczęściej zbiór nie do końca mierzalnych kompetencji społecznych, takich jak na przykład zdolność do współpracy, umiejętności liderskie, samoorganizacja albo umiejętność rozwiązywania złożonych problemów, a także perspektywicznych z punktu widzenia rynku pracy umiejętności twardych.

Wśród postulowanych celów edukacji przywołuje się naukę przedsiębiorczości jako należącą do katalogu najbardziej pożądanych cech przyszłego absolwenta. Kult przedsiębiorczości, przynajmniej deklaratywny, jest silną cechą rządów Prawa i Sprawiedliwości. Prezes Rady Ministrów Mateusz Morawiecki chętnie chwali się sukcesami polskiego biznesu, podkreślając w wystąpieniach innowacyjność i potencjał polskich firm. Biznes mają też wspierać spółki skarbu państwa. Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, czy utworzony w 2016 roku Polski Fundusz Rozwoju prowadzą wiele projektów pomocowych dla absolwentów tworzących start-upy i wchodzących w świat biznesu z własną ofertą.

Dostrzegając potrzebę budowania przedsiębiorczości Polaków już od najmłodszych lat, Polski Fundusz Rozwoju inicjuje także działania w edukacji. Wydany w 2020 roku raport „Kompetencje Przyszłości – Jak je kształtować w elastycznym ekosystemie edukacyjnym?”, przygotowany we współpracy PFR i DELab UW, zawiera wnioski dotyczące potrzeby dostosowania efektów edukacji do rynku pracy. Wielokrotnie przywoływana jest w nim przedsiębiorczość – uznana za jedną z najważniejszych kompetencji przyszłości.

Ubogie ograniczenie się do zysku

Dla procesu edukacji i sformułowania adekwatnych celów dydaktycznych wartościowe byłoby zdefiniowanie, czym właściwe jest przedsiębiorczość.

Słownik Języka Polskiego określa przedsiębiorczość jako „cechę kogoś wykazującego się inicjatywą i skutecznością w załatwianiu różnych spraw biznesowych; obrotność”. Ta definicja wiąże dość ściśle przedsiębiorczość z biznesem. Jest zdecydowanie bliższa przeciętnemu odbiorcy niż większość tych uznanych w naukach ekonomicznych. Amerykański ekonomista Frank Knight definiował przedsiębiorczość, spoglądając na nią z punktu widzenia efektu. Uznawał, że przedsiębiorczość to „zdolność do generowania zysku w zamian za ponoszenie ryzyka i niepewność”.

W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku ekonomiści za kryterium przedsiębiorczości przyjmowali osiąganie efektów w postaci zysku i rozwoju działalności gospodarczej. Z czasem powstawały kolejne definicje związane z postrzeganiem przedsiębiorczości jako zachodzącego procesu lub zbioru konkretnych umiejętności. Wciąż jednak spoglądamy na przedsiębiorczość jako cechę związaną z prowadzeniem firmy i zdolnością do generowania zysku.

Wątpliwa etycznie obrotność

Jeśli postrzegamy społeczeństwo jako wspólnotę inkluzywną, to trudno za obiektywnie słuszny cel uznać wykształcanie w młodych ludziach interesowności i nastawienia na zysk. Bardzo często przedsiębiorczość, obrotność, staje się eufemizmem określającym postępowanie wątpliwe etycznie i przynoszące szkodę społeczeństwu.

Czy przejawem przedsiębiorczości jest obchodzenie prawa pracy w celu ograniczenia kosztów funkcjonowania przedsiębiorstwa? A może wprowadzenie „rozliczenia hybrydowego” (część stawki na umowie, a część dogadana na gębę – w kopercie) i unikanie zgodnego z prawem opodatkowania?

Wciąż nie brakuje w Polsce osób uznających rozwój własnego kapitału za nadrzędny cel, a wszystkich czynników ograniczających tenże rozwój na rzecz solidarności społecznej za zamach na wolność gospodarczą. Jednak wizja społeczeństwa, w którym każdy kieruje się wyłącznie własnym interesem rozumianym jako bogacenie się, jest bliska dystopii.

Ludzie operatywni vs. rekiny biznesu

Wgryzienie się w etymologię samego słowa „przedsiębiorczość” pozwala jednak spojrzeć na zagadnienie z innej perspektywy. Przedsiębiorczość to dosłownie zdolność do czynienia przedsięwzięć. W tym ujęciu nie musi ona mieć jakiegokolwiek związku z zarabianiem. Złożą się na nią: umiejętność generowania rozwiązań, operacjonalizacji pomysłów, planowania i wdrażania projektów.

Osoba przedsiębiorcza to osoba inicjatywna i sprawcza. Przedsiębiorczość rozumiana w ten sposób jest pożądana nie tylko w biznesie, ale i życiu społecznym, politycznym czy kulturalnym. Jej szerokie upowszechnienie nie stanowi zagrożenia dla solidarności społecznej ani liberalnej demokracji.

Mimo to większość programów edukacyjnych nastawionych na rozwój przedsiębiorczości skupia się, niesłusznie, na aspekcie skutecznego monetyzowania własnej pracy. Jedna z instytucji edukacyjnych oferuje szkołom zajęcia warsztatowe, o których organizatorzy pisali w ofercie: „zajęcia łączą wiedzę o funkcjonowaniu e-commerce oraz przedsiębiorstw i tworzą przyszłych rekinów biznesu”.

Uniwersalnym celem edukacji nie powinno być jednak tworzenie przyszłych „rekinów biznesu”, ale przygotowanie młodych ludzi do powodzenia w życiu, co w szczegółach dla każdego może oznaczać co innego. Uznanie, że każdy powinien orientować się na zysk, w efekcie spycha na margines wszystko to, co nie jest wystarczająco dochodowe – jak dbanie o najsłabszych członków społeczeństwa.

Szlachetna idea, gorzej z wykonaniem

Podstawy przedsiębiorczości to przedmiot realizowany w większości szkół w sposób bardzo teoretyczny. Uczniowie mają szansę pozyskać podstawową wiedzę z zakresu ekonomii, poznać zarys systemu finansowego, a także do pewnego stopnia przepracować teorię prowadzenia biznesu.

Bardzo często opuszczają jednak szkołę z luką kompetencyjną na najbardziej realnym poziomie – nie znają praw przysługujących im w przyszłości jako pracownikom, brakuje im wiedzy na temat różnych rodzajów umów, które mogą zawrzeć na początku ścieżki zawodowej. Znają różnice między spółką komandytową i akcyjną, ale niekoniecznie wiedzą, jakie składki zapłacą, rozpoczynając jednoosobową działalność gospodarczą.

Idea, aby uczynić przedmiot bardziej praktycznym, jest bardzo dobra. Niestety, istnieje mała szansa, by zrobić krok w tył od kształtowania rekinów biznesu, jeśli „przedsiębiorczość” zastąpić mamy „biznesem”.

Brakuje woli, ale i pomysłu na to, jak systemowo i powszechnie wykształcać u uczniów przedsiębiorczość bez pośredniego wpajania im, że nadrzędną aspiracją powinno być dla nich dorobienie się.

Może rozwiązaniem byłoby położenie większego nacisku na tworzenie i prowadzenie projektów społecznych w cyklu edukacji? Może poluzowanie rygoru narzuconych godzin dydaktycznych na rzecz stworzenia przestrzeni dla inicjatyw uczniowskich? Z pewnością samodzielna organizacja na przykład koncertu w szkole jest wielokroć bardziej wartościowa dla rozwoju uczniowskiej przedsiębiorczości niż lekcje o inwestowaniu i tworzenie papierowych biznesplanów. Nie trzeba tu też wyważać otwartych drzwi. Od lat podobny kierunek promuje między innymi Fundacja Zwolnieni z Teorii.

Przed pedagogami stoi duże wyzwanie, by w dyskusji o powiązaniach edukacji z rynkiem pracy połączyć troskę o ucznia jako jednostkę, która wybierze w dorosłości różne ścieżki kariery, z troską o społeczeństwo jako całość. Wciąż powinniśmy poszukiwać rozwiązań, które mogą wzbogacić systemowo proces edukacji o okazje do rozwijania przedsiębiorczości nieutożsamianej li tylko ze smykałką biznesową.