0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Krajobraz ze sztafażem....

Krajobraz ze sztafażem. Recenzja książki „Nieuzasadnione poczucie szczęścia” Tomasza Tyczyńskiego [Debiuty i po-debiuty]

Piotr Kieżun

„Nieuzasadnione poczucie szczęścia” to debiut dojrzały. Nie tylko dlatego, że dojrzały jest jego autor. Tomasz Tyczyński opublikował tę książkę mając ponad sześćdziesiąt lat i widać tu bagaż życiowego doświadczenia. Dojrzały jest również język, dobrze skrojone zdania. Sposób, w jaki Tyczyński opisuje rzeczywistość, ma jednak swoje słabości i pułapki.

Obecne czasy sprzyjają pesymizmowi. Kryzysy wybuchają już nie tylko lokalnie, ale dotyczą całej planety. Nie jest ich mało: ocieplenie klimatyczne, które mnoży klęski żywiołowe; gwałtowny i nieprzewidywalny rozwój cyfrowego świata, który zamiast łączyć, polaryzuje, a do tego zaczyna spychać ludzkość do narożnika; ponadto globalny wzrost nierówności, umasowienie, atomizacja społeczna, ujednolicenie gustów… i tak dalej, i tak dalej. Nieobjęta ziemia nagle zmniejszyła nam się do rozmiarów piłeczki pingpongowej, co wcale nie skłania do śmiechu. Robi się ciasno i duszno. W sensie dosłownym i przenośnym.

Niezwykle łatwo stać się więc dziś pesymistą. Wcale nie trzeba do tego jednak widma ogólnoświatowej apokalipsy. Czasem wystarczy niewiele. Ot, choćby zdać sobie sprawę z ludzkiej przemijalności. I z tego, że nie tylko wielkie procesy, ale zupełnie drobne wydarzenia wkoło nas są tej przemijalności najlepszym przykładem.

Pesymizm zrodzony z takiego doświadczenia jest trochę odmienny niż apokaliptyczne drżenie i trwoga. Nie paraliżuje. Raczej wyostrza spojrzenie, niż je ogranicza. Uczy pokory i dystansu do siebie. Blisko spokrewniony jest z melancholią. Czerpie niewysłowioną rozkosz z kontemplowania drobnych okruchów przemijającego piękna, które tu i ówdzie, ku naszemu zaskoczeniu, napotykamy. Ma więc swoje chwile szczęścia.

Powidoki i cienie

Takim właśnie melancholijnym pesymizmem tchnie debiutancka proza Tomasza Tyczyńskiego. Jego piętnaście krótkich opowiadań zebranych w tomie „Nieuzasadnione poczucie szczęścia” to miniatury z niewymienionego z nazwy Radomia i okolicznych miejscowości, z którymi związany jest narrator – dojrzały mężczyzna, będący uważnym obserwatorem prowincjonalnego życia i jednocześnie niestrudzonym wędrowcem po meandrach pamięci.

Ta ostatnia jest u Tyczyńskiego kluczowa. Spełnia ona oczywiście swoją podstawową rolę źródła wszelkich wspomnień, ale ma również o wiele ważniejsze, epistemologiczne, można by rzec, zadanie: unaocznia powszechnie obowiązujące prawo entropii – proces rozpadania się, starzenia, znikania świata ludzi i przedmiotów.

Opowiadania Tyczyńskiego pełne są przykładów tego nieuchronnego osuwania się w niebyt. W otwierającym tom „Truskawkowym polu” tytułowe miejsce zarasta – porzucone nie wiedzieć czemu przez swego gospodarza – chwastami, by potem zostać zamienione w cmentarz. W „Cieniach” wraz z narratorem obserwujemy przygarbione sylwetki starych mieszkańców pewnego osiedla, które zmienia się gwałtownie po transformacji. Młodzi wyjeżdżają, starzy po kolei umierają, przybywa pustostanów. „Między blokami gęstnieje pustka” [s. 20]. „Rzeka” jest opowieścią o nadbrzeżnej letniskowej miejscowości Ś., do której po latach ponownie przyjeżdża para małżonków. To jednak już nie to samo miejsce. W czasach rodzącego się kapitalizmu rzekę uregulowano, a w pobliżu wybudowano elektrownię, której kominy do dziś górują nad okolicą. Potem ośrodek wczasowy podupadł, zaś rzeka upomniała się o swoje prawa, zabierając ze swoim nurtem betonowe umocnienia. W opowiadaniu „Taka okolica” zaglądamy do miejskiego zaułka, w którym straszy zasnuta pajęczynami witryna nieczynnego już punktu naprawy lalek i parasoli. „Umarł wraz z właścicielem”, podsumowuje narrator.

Śmierć, znikanie, rozpad. Czy pamięć, tak jak u Prousta, jest w stanie nas przed nimi ocalić? Jaki jest ontologiczny status wspominanych przez nas ludzi i zdarzeń? W „Rzece” Tyczyński odpowiada na to pytanie wprost, wkładając w usta narratora takie podsumowanie nostalgicznej wyprawy starego małżeństwa do miejsca ich podróży poślubnej: „Tamte czasy, tamte miejsca i oni tamci istnieli już wyłącznie jako wspomnienia, więc nie istnieli” [s. 21–22]. Przeszłość pojawia się więc w naszym teraźniejszym świecie jako powidok, majak, cień, albo – jeśli zostawi ona jakiś namacalny ślad – jako skorodowana, koślawa materia, która dawno przestała pełnić swoją pierwotną funkcję. Przeszłości nie da się również wskrzesić przez powtórzenie – użycie tych samych gestów, pokonanie tych samych tras, spotkanie tych samych ludzi. Utracony czas jest nie do odzyskania.

Ćwiczenia z metafory

Cóż więc pozostaje? By nie pogrążyć się w smutku i nie zasilić szeregu wydrążonych ludzi, zasiedlających coraz bardziej wyjałowioną Ziemię, trzeba skupić się na detalu, drobiazgu zanurzonym w teraz. Niekiedy pozwala to ujrzeć – niczym w Gombrowiczowskim „Kosmosie” – ciąg dziwnych koincydencji, które nadają światu jeszcze nie do końca rozszyfrowany sens. Tak dzieje się choćby w „Listopadowej pszczole”, gdzie narrator przygląda się przez szybę autobusu różnym banalnym scenkom, które łączy jednak tajemnicze podobieństwo. „Nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego, jednak ten dzień rymował się aż nazbyt łatwo” [s. 41].

Innym razem kontemplacja detali spycha gdzieś na bok świadomość nieuchronnego uwiądu i odsłania przed nami wieloznaczne piękno rzeczy. Świat staje się choć na chwilę wiązką niesamowitych metafor, co skłania narratora do używania co chwila gęstych, zmysłowych porównań, które w opowiadaniach Tyczyńskiego są podstawowym środkiem stylistycznym. W tej prozie „słońce przypomina szarą renetę”, staruszka karmiąca gołębie to „stara czarodziejka sypiąca kosmiczny pył na brudny chodnik”, a śmietnik „rozpycha się jak brzuch faceta, którego wreszcie stać na czeskie piwo”.

To przykłady z opowiadania „Cienie”, ale można takie zdania znaleźć niemal wszędzie. Opowiadanie „Po sezonie” wygląda nawet miejscami jak ćwiczenia stylistyczne z użycia porównania, metafory. Stara kobieta uprawiająca nordic walking to „pokręcona, gruzłowata jabłonka z przedwojennego sadu, już bez jabłek, ale wciąż jeszcze silniejsza od wiatru i słońca”. Tułów joginki ćwiczącej na dworze gnie się „jak egzotyczna roślina śmiertelnie oplatająca niewidzialne drzewo”. Świat staje się tu „klarowny jak pilzner”, zaś „księżyc chudeusz próbuje przemienić zatokę w cynową paterę”. Nieskutecznie, bo „woda marszczy się drobnymi falami udającymi arabskie pismo”. Rano narratora budzą dzwonki, brzmiące „jak małe gongi mszalne, którymi ministranci ostrzegają wiernych przed przemienieniem”, a lecące kormorany przypominają mu „odwrócone krzyże”.

Dodatek do krajobrazu

Melancholijny, zdystansowany, czasami poetycki ogląd rzeczywistości to siła i jednocześnie słabość prozy Tyczyńskiego. Siła, bo przez zagęszczenie metafor, porównań i enumeracji (ulubiony środek stylistyczny melancholików) pozwala zbudować wyjątkowy nastrój, będący głównym lepiszczem jego utworów. Słabość, bo opisując przemijający świat rzeczy, Tyczyński opowiada nam podobnie o ludziach. I nie chodzi tu o uprzedmiotowianie tych ostatnich. Autorowi „Nieuzasadnionego poczucia szczęścia” daleko do takich gestów. Można nawet powiedzieć o pewnej czułości, z jaką narrator kreśli sylwetki innych bohaterów. Tyle tylko, że poznajemy ich jedynie z zewnątrz. Ich motywacje, emocje, cała warstwa psychologiczna skrywają się za grubą zasłoną niewiedzy. Ludzie są u Tyczyńskiego jak gołębie, które w „Cieniach” karmi uparcie starsza kobieta i które zza okiennej szyby ogląda z daleka główny bohater.

To wrażenie patrzenia na ludzi z oddali, jakby przez szkła odwróconej lornetki, bierze się być może stąd, że prawie nie słyszymy ich rozmów, wypowiedzi. Dialogów w opowiadaniach Tyczyńskiego jest jak na lekarstwo, co oczywiście samo w sobie nie jest pisarskim grzechem. Problem polega na tym, że w oszczędnym, ale nie pozbawionym liryzmu opisie otaczającej narratora rzeczywistości ludzie zdają się pełnić funkcję zaledwie sztafażu – nawet wówczas, gdy jak w opowiadaniu „Echo ciszy” to właśnie konkretna postać starego pijaka Wuji jest głównym tematem.

Tę szkicowość, ba, można by nawet rzec, wycinankowość bohaterów, którzy w większości opowiadań są raczej dodatkiem do krajobrazu lub pewnej większej kompozycji, widać szczególnie, gdy porówna się teksty, gdzie fabuła skupia się na osobistych dramatach narratora lub na jego historiach rodzinnych, a więc gdzie postacie nabierają głębi, z pozostałymi opowiadaniami. Zdecydowanie najbardziej wyróżniającym się utworem jest „Pornografia śmierci” – telegraficzny, pospieszny opis szpitalnych przeżyć narratora, który miał zawał i otarł się o śmierć. Wszystko jest tu plastyczne, pełne emocji, wyciągnięte na wierzch. Ta proza wciąga i nie pozwala się od siebie oderwać. I nie chodzi tu tylko o tempo, krótką kadencję zdań, dramatyzm. Mamy tu poczucie, że ktoś zaprasza nas nie tylko na melancholijną przejażdżkę po swojej małej ojczyźnie, ale i odsłania meandry wewnętrznego życia. Podobnie jest zresztą w przypadku opowieści o ojcu i matce.

Mit złotych czasów i pułapka stylu

„Nieuzasadnione poczucie szczęścia” to debiut dojrzały. Nie tylko dlatego, że dojrzały jest jego autor. Tomasz Tyczyński opublikował tę książkę mając ponad sześćdziesiąt lat i widać tu bagaż życiowego doświadczenia. Dojrzały jest również język, dobrze skrojone zdania, balansowanie pomiędzy lakonicznością a liryzmem, choć może czasami denerwować zbyt częste i natarczywe używanie metafor.

Dojrzałość ma jednak niekiedy swoje drugie, nie zawsze jasne oblicze. Może skłaniać do rytualnych utyskiwań na teraźniejszość, która z perspektywy „starych, dobrych czasów” zawsze wydaje się gorsza. Tyczyńskiemu zdarza się to rzadko, ale się zdarza. Rzucone tu i ówdzie oceny konsumpcyjnej, zatomizowanej współczesności trącą pewną kliszą. Nowe osiedla to nic innego jak „życie na kredyt i śmierć na kredyt” [s. 40]. Młode pokolenie gdzieś się spieszy, zagłusza śmiechem smutek przemijania. Joginka ćwicząca na ławce w miejscowości wypoczynkowej na Helu jest jak obrazek z reklamy. Naiwnie wierzy w obietnicę harmonii z lifestylowych magazynów.

„Nieuzasadnione poczucie szczęścia” pokazuje jeszcze jedną pułapkę, w którą na razie nie wpadł, ale łatwo może wpaść Tyczyński. Poetyka fragmentu, nastrój jako główny budulec jego prozy sprawiają, że autor skazany jest w swoim debiucie na krótką formę, co zresztą widać wyraźnie po objętości tomu. Piętnaście opowiadań zmieściło się na stu dziesięciu stronach, a i tak Tyczyński niemal każde z nich dzieli dodatkowo na mniejsze części. Inaczej się jednak nie da przy takim wyborze środków stylistycznych. I znów – to nie grzech. Alice Munro za opowiadania dostała Nobla. Jeśli jednak Tyczyński nie zmieni, choćby lekko, sposobu budowania fabuły i postaci, skazany jest na repetycję tych samych wrażeniowych medytacji – a my, jego czytelnicy, na dyskretne ziewanie. Innymi słowy, ten sposób opisu świata, który przedstawił nam w debiucie Tyczyński, wyczerpał się na tym tomie.

Druga książka Tyczyńskiego będzie więc wielkim „sprawdzam”. Głównie jego warsztatowych umiejętności. Bo o tym, że jego namysł nad czasem i przemijaniem ma swój ciężar gatunkowy, Tyczyński potrafi przekonać już w debiucie. To proza dla tych wszystkich, którzy wiedzą, że pomimo wyszarpanych z trudem z szarej codzienności chwil szczęścia śmierć nieustannie gra z nami w oko.

 

Książka:

Tomasz Tyczyński, „Nieuzasadnione poczucie szczęścia”, wyd. Nisza, Warszawa 2023.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 754

(25/2023)
20 czerwca 2023

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj