Wyobraźmy sobie konsylium lekarskie. Zwołał je ktoś, kto nie jest lekarzem, ale chce wiedzieć, czy pacjent umrze. Tego jednak szybko ustalić nie sposób: gorączkuje wprawdzie bardzo i jest nieprzytomny, niektóre narządy są powiększone – ale wyniki badań krwi będą dopiero za kilka godzin, posiewu – za kilka dni, a biopsji – za dwa tygodnie. Zwołujący kolegium chce jednak wiedzieć już, jak jest sytuacja. Jeśli konsylium orzeknie, że pacjent przeżyje, to bierze ono na siebie ciężką odpowiedzialność. W agonii wprawdzie nie jest, ale kto wie, co wykaże biopsja? W tej sytuacji konsylium wydaje tymczasowe orzeczenie, że pacjent może być istotnie w stanie terminalnym, i żąda, by do wyjaśnienia sprawy tak był traktowany.
W Gazie może dochodzić do ludobójstwa
W takiej właśnie sytuacji znalazł się Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, gdy Republika Południowej Afryki złożyła swój wniosek o uznanie, że Izrael dopuścił się w Gazie ludobójstwa. Wnioski takie bada się wnikliwie i długo: MTS nadal analizuje złożony w listopadzie 2019 roku wniosek Gambii przeciw Mjanmie o ludobójstwo Rohingów. Ale Trybunał może także wydawać orzeczenia tymczasowe oraz środki zaradcze, oparte jedynie na ocenie prawdopodobieństwa, że do zarzucanej zbrodni istotnie może dochodzić. Takie orzeczenia nakazują oskarżonemu (przez inne państwo, nie przez jakąś niezależną prokuraturę), by się powstrzymał od działań, mogących rzeczoną zbrodnię stanowić.
Można się domyślać, że gdyby na przykład RPA oskarżyła Izrael o ludobójstwo w Syrii, to MTS nie wezwałby Jerozolimy, by się tak powstrzymała – bo brak jakichkolwiek przesłanek, by sądzić, że akurat Izrael taką zbrodnię tam popełnia, choć działania zbrojne tam prowadzi; inaczej zapewne by było, gdyby takie oskarżenie postawić Rosji czy Iranowi.
Ale wniosek RPA dotyczył działań Izraela w Gazie i Trybunał uznał, że do ludobójstwa może tam dochodzić. Nakazał więc Izraelowi, by się powstrzymał od działań dających się tak określić, jak również, by karał swoich przedstawicieli za podburzającą do ludobójstwa retorykę. Na gruncie przedstawionych przez Pretorię dowodów MTS nie mógł postąpić inaczej: śmierć tysięcy cywili podczas wojny w Gazie mogłaby, gdyby była celowa, istotnie stanowić ludobójstwo, zaś przedstawione cytaty z wystąpień władz istotnie sugerują, że Izrael mógł dążyć do ich zabijania jedynie ze względu na ich narodowość.
RPA przedstawiła obszerne archiwum haniebnych wypowiedzi izraelskich przywódców politycznych i wojskowych, którzy uznawali sprawców za „bestie w ludzkiej skórze”, a Gazę „należy zrównać z ziemią” albo wręcz „użyć tam bomby atomowej”, bo „ w Gazie nie ma niewinnych”. Minister obrony Joaw Gallant miał powiedzieć: „Gaza nie powróci do tego, co było przedtem. Wszystko wyeliminujemy”.
Słowem, Trybunał znalazł się w sytuacji naszego wyobrażonego konsylium: objawy mogą, choć nie muszą, świadczyć o terminalnym stanie pacjenta. Z ostatecznym rozpoznaniem trzeba poczekać, a więc stwierdzenie, że pacjent nie jest umierający, byłoby sprzeczne z wiedzą medyczną. Stwierdzenie, że może być umierający – przeciwnie. Tyle że jeśli objawy wystąpiły po tym, jak pacjent zjadł obiad u sąsiada, to dla niego orzeczenie, iż mógł swojego gościa śmiertelnie otruć, choć logiczne uprawnione, na pewno nie pozostanie obojętne. Jest raczej prawdopodobne, że w okolicy zyska reputację truciciela.
Rzecz jasna, sąd nie mógł się kierować tym, jaki wpływ na postrzeganie Izraela może wywrzeć takie tymczasowe orzeczenie, ani też powstrzymać się od jego wydania ze względu na fakt, że Izrael jest państwem narodowym ofiar największego ludobójstwa w dziejach. Te względy są z prawnego punktu widzenia pozamerytoryczne, zaś niemal pełna jednomyślność składu orzekającego (15 głosów za – 2 przeciw) świadczy, że sędziowie nie mieli wątpliwości, że fakty przedstawione we wniosku RPA mogą świadczyć o ludobójstwie.
Pamiętajmy jednak, że Trybunał nie badał, jak dotąd, prawdziwości oskarżeń Pretorii – tymczasem na przykład przypisywane ministrowi Gallantowi stwierdzenie zostało zredagowane. W rzeczywistości generał powiedział: „Gaza nie powróci do tego, co było przedtem. Nie będzie Hamasu. Wszystko wyeliminujemy”, co jasno świadczy, że mówił o zniszczeniu wrogiej organizacji terrorystycznej, nie zaś po prostu Gazy, jak mu zarzuca akt oskarżenia.
Intencja jest fundamentalna
Co więcej, Trybunał będzie musiał uwzględnić, że znakomita większość tych cytatów pochodzi z pierwszych dni po bezprzykładnej rzezi Izraelczyków, jakiej dopuścił się Hamas, i świadczy raczej o szoku mówiących niż o jakiejś państwowej strategii zagłady – tym bardziej, że dowodów istnienia takiej strategii brak. Nie zmienia to faktu, że demokratyczni politycy odpowiadają za to, co mówią, nawet w szoku. Zwłaszcza że wypowiedzi faszystowskich ministrów w rządzie Netanjahu – Smotricza i Ben Gwira – o tym, że pożądane byłoby „pokojowe przesiedlenie” mieszkańców Gazy na przykład do Konga, szokiem nie sposób usprawiedliwić. Dlatego wniosek, by Izrael ścigał takie wypowiedzi, wydaje mi się ze wszech miar zasadny; poparł go zresztą też izraelski sędzia Aharon Barak, który głosował przeciw wezwaniu, by Izrael powstrzymał się od działań, mogących stanowić ludobójstwo.
Najważniejsze jednak jest to, że Trybunał będzie musiał teraz zmierzyć się z kwestią intencji, której ustalenie jest fundamentalne dla orzeczenia ludobójstwa. Być może niektóre działania zbrojne Izraela w Gazie stanowią zbrodnie wojenne lub przeciw ludzkości. Zdziwiłbym się, gdyby tak nie było: nie widziałem jeszcze wojny, w której takich czynów by nie popełniano.
Zapewne zresztą MTS wolałby rozpatrywać takie właśnie oskarżenie, gdzie o winie orzec dużo łatwiej – ale Trybunał działa wyłącznie na wniosek państw członkowskich, nie własny. Zresztą to, że RPA postanowiła oskarżyć Izrael o ludobójstwo właśnie, a nie na przykład o zbrodnie wojenne, jasno pokazuje, że o jak największą szkodę wizerunkową dla Jerozolimy jej chodzi, a nie o karanie ewentualnych win.
Zaś, by ustalić intencję, nie wystarczą najbardziej nawet oburzające cytaty władz: potrzebne są działania i rozkazy. Podobnie oburzająco, jak w cytowanych we wniosku Pretorii wypowiedziach Izraelczyków o Gazie, słowa mówili na przykład przedstawiciele władz azerbejdżańskich o Karabachu i Ormianach, tureckich – o Kurdach, etiopskich – o Tigrajczykach, lecz nikt ich, i słusznie, za rzekomo dokonane tym samym ludobójstwo nie ściga. Dookoła Izraela toczą się wojny dużo bardziej krwawe: Iranu i Rosji w Syrii, Arabii Saudyjskiej w Jemenie, i tam także się nie stawia takich zarzutów. Ludobójstwo ma bowiem konkretną treść: chodzi o świadome i celowe wymordowanie grupy narodowej, etnicznej, religijnej lub rasowej „jako takiej”. O to, co upamiętnia Międzynarodowy Dzień Pamięci, w przededniu którego MTS wydał swe zalecenia. O pociągi do komór gazowych Oświęcimia i Treblinki.
By móc postawić Izraelowi zarzut ludobójstwa w Gazie, trzeba by wytłumaczyć, dlaczego pod izraelską okupacją jej ludność wzrosła od 340 tysięcy w roku 1970 do półtora miliona w 35 lat później, zaś średnia oczekiwana długość życia – od 50 lat w roku 1967 do 72 w 2005 roku, kiedy okupacja się skończyła.
Być może jednak Pretoria uważa, że Izraelczycy nagle podjęli zamiar ludobójstwa w Gazie 7 października ubiegłego roku – ale wówczas też należy wytłumaczyć ostrzeżenia o atakach, publikowanie map planowanych działań zbrojnych, korytarze ewakuacyjne, pomoc humanitarną – działania, które ewentualne ludobójstwo jednak utrudniają. Zresztą, by je przeprowadzić, wystarczyłyby naloty dywanowe. Jeżeli więc Izraelczycy są ludobójcami, to wyjątkowo nieudolnymi.
RPA w swym wniosku, i krytycy Izraela w swych wypowiedziach, uważają, że są to działania pozorne, a na pewno niewystarczające. Być może mają rację – choć na przykład ostrzegania o nadchodzących atakach nie wymaga prawo wojny, i praktyki takiej nie stosuje żadna inna armia świata. Właśnie analizie zasadności takich ocen służy długi okres rozpatrywania wniosków przez MTS.
Konsekwencje orzeczenia
Tyle że przecież we wniosku RPA nie chodziło o ściganie realnie jakoby dokonującego się ludobójstwa, lecz o ściganie dobrego imienia Izraela. Taką operację już raz, i to z sukcesem przeprowadzono: Amnesty International i Human Rights Watch oskarżyły w swoich raportach Izrael o apartheid, przy czym lojalnie zastrzegły, że nie mają na myśli takiego apartheidu, jak w RPA za czasów dominacji białych, lecz sytuację, w której mieszkańcy jednego terytorium podlegają dwóm systemom prawnym: na Zachodnim Brzegu obywatele Izraela (i Arabowie, i Żydzi) podlegają izraelskiemu sądownictwu cywilnemu, Palestyńczycy zaś – wojskowemu. Choć kryterium nie jest etniczne, a tym bardziej rasowe, to istotnie sytuacja ta dyskryminuje Palestyńczyków, bo oskarżony przed sądem wojskowym ma mniej praw. Podobnie jest na przykład w Polsce, gdzie też istnieją dwa różne systemy prawne: wojskowi podlegają sądownictwu wojskowemu, a cywile – cywilnemu.
Analogia nie jest pełna, bo w Polsce obywatele sami wybierają, czy chcą, czy też nie, stać się wojskowymi, a Palestyńczycy z reguły nie mają opcji ubiegania się o obywatelstwo izraelskie (z wyjątkiem Jerozolimy wschodniej, gdzie z kolei z tej opcji z reguły nie korzystają). Ale nie chodzi o pełnię analogii, lecz o zgodność obu przypadków z kryterium, podanym za wystarczające, by uznać, ze apartheid istnieje. Polska krajem apartheidu? No nie: ta inwersja znaczeniowa wymierzona jest w Izrael jedynie.
I podobnej inwersji dokonała teraz RPA, oskarżając Izrael o ludobójstwo za czyny – z których niektóre istotnie być może podlegają ściganiu, tyle że z innych paragrafów – za które inne państwa tak ścigane nie bywają. Było do przewidzenia, że samo tymczasowe orzeczenie MTS zostanie uznane za orzeczenie o winie – choć sam Trybunał kilkakrotnie zastrzega, że nie wolno go tak interpretować. „Izrael, który przedstawia siebie jako wiecznie prześladowanego, został wiarygodnie oskarżony o popełnienie ludobójstwa na Palestyńczykach w Gazie”, pisze, na przykład, kanadyjski komentator Chris Hedges.
Ale AI i HRW przynajmniej uprzedzały, że dokonują słownej manipulacji. Dobrze by było, by Trybunał poszedł w ich ślady i oświadczył, że „nie chodzi tu o ludobójstwo w znaczeniu, jakie się odnosi do losu Żydów i Romów w III Rzeszy, Ormian w Imperium Otomańskim, Ukraińców podczas Hołodomoru, Kambodżan pod rządami Czerwonych Khmerów, Tutsich w Rwandzie czy Boszniaków w Srebrenicy. Chodzi raczej o takie ludobójstwo, jakie popełnili podczas drugiej wojny światowej alianci na Niemcach, dokonując nalotów dywanowych, czy współcześnie Saudyjczycy na Jemeńczykach”. Pozostanie wówczas jedynie ponowne wymyślenie nowej nazwy dla tej pierwszej zbrodni, która z wojną w Gazie nie ma nic wspólnego – oprócz tego, że w obu sytuacjach giną ludzie.
Tymczasowe orzeczenie Trybunału na ten, najważniejszy w końcu, aspekt sytuacji w Gazie nie wpłynie. MTS nie zażądał – inaczej niż w przypadku wniosku Ukrainy przeciw Rosji – natychmiastowego zawieszenia broni, uznając tym samym, że Izrael ma prawo, w samoobronie, tę wojnę toczyć. Nie może jej jednak toczyć w sposób dowolny, w tym naruszając prawo międzynarodowe, o ile by do tego dochodziło.
Ale cywile w Gazie giną nie dlatego, że Izrael celowo ich zabija, tylko dlatego, że Hamas chroni się za ich plecami, a zarazem – choć wywołał wojnę z Izraelem – nie przygotował dla nich żadnego schronienia. Jak powiedział rzecznik Hamasu Ghazi Hamad, ochrona cywili to „sprawa Izraela i ONZ; my ich do naszych tuneli nie wpuszczamy”. Dopóki taka będzie polityka Hamasu, cywile będą ginąć masowo – chyba że Izrael zrezygnowałby z próby zniszczenia Hamasu, który nie tylko dokonał rzezi 7 października, ale zapowiada następne.
Wszystko to, co robi w tej wojnie Hamas: rzeź izraelskich cywili, ślepy ostrzał Izraela, używanie żywych tarcz – stanowi zbrodnie wojenne. Ale Hamas nie jest państwem, więc jemu proces przed MTS nie grozi. Izrael zaś czeka na wyrok.