0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > BRZOZOWSKI: Nolan/Zagajewski, czyli...

BRZOZOWSKI: Nolan/Zagajewski, czyli podświadomość strzela ślepakami. „Incepcja” Christophera Nolana [ZA!]

Grzegorz Brzozowski

Jest taka chwila kiedy nie ma nic
Ani wiary ani miłości
I świat rozłączyłby się rozszedłby się
Jak dwoje ludzi którzy tracą siły
Gdyby nie twój głęboki sen

Adam Zagajewski Koniec świata

Nolan/Zagajewski, czyli podświadomość strzela ślepakami

Wiersz Zagajewskiego z tomu „Sklepy mięsne” z 1975 roztacza wizję płynnej rzeczywistości reżimu, który przechodzi regularne, ukryte metamorfozy. Nocne przemiany postaci na portretach czy odwracanie znaczenia słów – to chwyty kojarzące się z polityką nowomowy w antyutopiach Orwella czy Huxleya. Przedstawiciele Nowej Fali diagnozowali swą współczesność jako system nieustannie podważający autonomię jednostki. Ostatecznie, w czasach regularnie nawracających końców świata „nadzieja nie ma na swoją obroną / ani jednego słowa / i nie umie wskazać ani jednego człowieka”.

Zbrodnicze reżimy napotykają jednak czasem na opór jednostek: ich trwanie w historii może zostać przerwane, chociażby przez zryw na miarę pokolenia ’68. Co jednak, jeśli upadek jest tylko pozorny, w rzeczywistości pozwala reżimom ponownie zmienić postać – na coraz bardziej ukrytą? Film Nolana zdaje się odsłaniać kolejną arenę ich przeobrażeń, nową przestrzeń płynności – tym razem nieograniczonej, bo sprowadzającej się do naszych umysłów.

„Incepcja” to znacznie więcej niż film akcji – strzelanina szajki złodziei grasujących po czyjejś głowie. To film śmiało gwałcący prawa sezonu ogórkowego. Obficie okraszony strzelaniną, wymaga w rzeczywistości od widza o wiele więcej niż standardowe letnie potyczki obcych, x-menów czy predatorów. Nie tylko zmusza do myślenia nad rozsupłaniem wyrafinowanego scenariusza, ale może zaszczepiać w widzach osobliwy niepokój, od którego dosłownie trudno uwolnić głowę. Niepokój tym bardziej zwodniczy, że ukryty po pozorem peanu na cześć jednostkowej kreatywności.

Film Nolana można bowiem odczytywać przede wszystkim jako świadectwo potęgi umysłu (dokładnie: podświadomości) człowieka zachodu. Każdy z nas może mieć w sobie metropolie, wznosić je i burzyć, spędzając w nich równoległe życia. Każdy z nas nosi swój mały matrix, dziedzinę nieskrępowanej twórczej wolności. W naszych umysłach mogą rozegrać się wszelkie zachodnie superprodukcje: znajdzie się tu miejsce na scenę porachunku z ojcem w scenerii nasuwającej skojarzenia z „Gwiezdnymi Wojnami” czy górskie strzelaniny na miarę przygód Jamesa Bonda. Rozmach i płynność wyobrażonych konstrukcji świetnie oddają – uzasadnione tu jak rzadko kiedy – spektakularne efekty specjalne.

Monumentalności tej wizji dodaje fakt, że wszechświaty naszych umysłów są zindywidualizowane. To już nie tylko umysł szaleńca, jak w filmie „Cela” Tarsem Singla, może być przestrzenią urzeczywistnienia wizji jak z Dalego (wyrzucania galeonów na pustynie czy szlachtowania koni, przez które atrakcyjna pani psycholog przedziera się do dziecka zamkniętego w umyśle psychopaty). W filmie Nolana każdy z nas nosi w sobie własne wywrotne Paryże, z których możemy wyprawiać się w nieskończoną ilość równoległych snów. Cel ataku szajki złodziei, na przykład spadkobierca zachodniej korporacji, ma w głowie, jak się okazuje, same metropolie, hotelowe restauracje i górskie kurorty. Monumentalność mentalnych krajobrazów prezentowanych przez Nolana jest zatem także radykalną pochwałą jednostkowej wyjątkowości.

Pochwałą zachodniej jednostki jest także kunszt zdobywców podświadomości. Skonstruowanie wytrychu do ukrytego imperium jest wszak nie lada wyzwaniem – sprostać mu mogą jedynie mistrzowie w swym fachu, zdolni do sprawnego poruszania się po umyśle przypominającym kolejne poziomy gry komputerowej. Potrzebna jest zatem drużyna wyjątkowych talentów, niczym „Ocean’s 11” Stevena Soderbergha – tylko występek tym razem jest śmielszy i poważniejszy w skutkach.

Stąpanie po podświadomości obfituje bowiem w zagrożenia. Nie jest to kraina łagodności. Grozi nam zastęp projekcji atakowanej jednostki – uzbrojonych po zęby obrońców, przypominających czy to gang, czy to uliczny motłoch (osobliwie: często na orientalnych ulicach). Rany odniesione we śnie mają też realne konsekwencje. Najgroźniejsze zadają oczywiście Eros i Tanatos, gładko spleceni w ciele Marillon Cotillard, ingerującej w plan dowódcy drużyny, Cobba.

Ostatecznie podświadomość daje się jednak rozbroić. Nikt nie wydaje się też zbytnio zaskoczony, gdyż broni się ona z zaciekłością pokracznych przeciwników Bonda: zdaje się strzelać ślepakami. Nie jest w stanie oprzeć się zjednoczonym siłom inżynierów i artystów, pojętnych spadkobierców pokolenia ’68, którzy do przedarcia się do podświadomości nie potrzebują już eksperymentów na miarę Timothy’ego Leary’ego. Politykę ekstazy zastąpiło ich sprawne, metodyczne działanie. Narkotyczny lot zastąpiła akcja przeprowadzona w biznes klas korporacyjnego samolotu. Niczym w scenie ćwiczenia sennej inżynierii, Paryż pokolenia ’68 rzeczywiście postawiony zostaje do góry nogami.

Podświadomość zostaje pokonana, zwycięstwo sprawnych złodziei jest pełne, ale paradoksalnie, koszt zwycięstwa jest niezmierny. Sukces misji może okazać się jej największą porażką. Dowodząc, że można pokonać wszelkie bariery zaatakowanej podświadomości, Cobb pokonuje wszak ostatnie zabezpieczenia własnej jednostkowej autonomii. Wewnętrzna przestrzeń nieskończonej kreatywności okazuje się złudzeniem jednostkowej emancypacji: nic nie ochroni jednostki przed inwazją sprawnej drużyny złodziei. „Rozpracowany” dziedzic fortuny decyduje się iść własną drogą – w rzeczywistości podsuniętą mu przez intruzów.

Końcowa sekwencja powrotu bohaterów do rzeczywistości sprawia wrażenie najbardziej sennej z dotychczasowych. Nie mamy pewności, jak zakończyła się misja i gdzie tak naprawdę Cobb przebywa. W każdej chwili grozi nam zatem nasz mały „koniec świata”. „Jest taka chwila […] kiedy wszystkie zwycięstwa okazują się / zwykłymi pomyłkami”

To myśl cokolwiek zakłócająca sierpniową drzemkę na działce.

Film, książka:

Incepcja reż. Christopher Nolan, USA 2010.
Koniec świata Adam Zagajewski [w:] Wiersze wybrane, Wydawnictwo a5, Kraków 2010.

* Grzegorz Brzozowski, doktorant w Instytucie Socjologii UW, student kursu dokumentalnego w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy. Stały współpracownik „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 83 (33/2010) z 10 sierpnia 2010 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 83

(33/2010)
10 sierpnia 2010

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj