0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Pytając > Zmiana największa od...

Zmiana największa od stuleci

z Agnieszką ROTHERT rozmawia Olga BYRSKA

Zmiana największa od stuleci

O Occupy Wall Street, protestach w Afryce Północnej i sieciowym spojrzeniu na zmiany polityczne z politolożką, dr hab. Agnieszką Rothert rozmawia Olga Byrska

Olga Byrska: Trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie w rzeczywistości bez nawiązywania relacji z innymi ludźmi, łączenia się w grupy. Przyzwyczajeni jesteśmy do identyfikowania się z szerszą społecznością – czy to plemienia przed tysiącami lat, czy to państwa obecnie. Czym różnią się sieci, którymi Pani zajmuje się zawodowo, od reszty zbiorowości społecznych? 

Agnieszka Rothert: Trudno powiedzieć, żeby czymkolwiek się różniły. To po prostu odmienna metoda patrzenia na rzeczywistość. Gdy zamkniemy oczy i pomyślimy o sieci, pojawi się w naszej wyobraźni sieć rybacka składająca się z małych punkcików, powiązanych ze sobą gęściej lub słabiej. Sieci stanowią konstrukcję przestrzenną i matematyczną – można pod ich kątem badać zarówno skupiska ludzkie, internet jak i owady czy geny. Dopiero potem koncepcja ta została przejęta przez socjologów jako sposób patrzenia na zbiorowości. Ważne w myśleniu o sieciach jest to, że same punkty są mniej istotne od powiązań. Zbiorowość ta może być bardzo różna – równie dobrze pojęcie sieci sprawdza się w obserwacji mrowiska. Pewne mechanizmy, niezależnie od tego jak bardzo różnią się środowiska, w których występują, są podobne. Oczywiście bywają bardziej skomplikowane w przypadku człowieka; niemniej jednak w świecie same procesy powtarzają się.

Pomówmy zatem o dzisiejszych przemianach i tym, jak można interpretować rozmaite formacje, znacznie się od siebie różniące: Occupy Wall Street, zsolidaryzowanych Hiszpanów, czyli tak zwany Ruch 15 Maja, rewolucjonistów w Afryce. Czy kryzys jest bezpośrednim powodem ich powstania, i jak to się ma do pojęcia sieci? 

Kryzys był raczej katalizatorem niż powodem wytworzenia się powyższych formacji. Sieci mają to do siebie, że – przynajmniej w ruchach, o których Pani wspomina – funkcjonują na zasadzie „przypływów”. Przez pewien czas mogą pozostawać w ukryciu. Nie mam na myśli ich ewentualnego rewolucjonizmu czy utajnienia, elitaryzmu – po prostu są to na przykład sieci kulturowe. Sieci istnieją i w momencie, gdy coś się dzieje – a kryzys jest takim momentem – mogą się bardzo szybko uruchamiać. Wtedy zaczynają działać. Tradycja ruchów społecznych jest silna – wystarczy wspomnieć alterglobalistów. Sieci nie są kompletną nowością.

Czyli sieci istniały od zawsze? 

Trudno mi mówić czy od zawsze, ponieważ nie jestem tak zakorzeniona w historii. Z całą pewnością natomiast można stwierdzić, że rozmaite ruchy istniały zawsze, a każdy ruch wynika z poprzedniej fali. Oczywiście one wszystkie różnią się od siebie i nie warto porównywać średniowiecznych ruchów chłopskich ze współczesnością, nie o to chodzi. Należy patrzeć raczej na te skuteczne ruchy, albowiem najskuteczniejsze ruchy i idee się rozwijają. Reszta umiera śmiercią naturalną.

Czym różni się sposób postrzegania rzeczywistości oraz władzy przez sieci? 

Sieciowy sposób spojrzenia na instytucje w przypadku politologii każe nam zredefiniować i zmienić nasze postrzeganie władzy. W tradycyjnej nauce przyjmuje się perspektywę hierarchiczności, piramidy władzy. Przyzwyczailiśmy się do myślenia, że zawsze istnieje jednostka, która dowodzi grupą – król, prezydent, burmistrz. To, czego nauczyła mnie analiza sieciowa i systemy złożone, którymi również się zajmuję, pokazują, że mogą się pojawiać – i pojawiają się – struktury, które funkcjonują niehierarchicznie, w rozproszeniu. Tam nie istnieje przywódca, „mózg”. Mimo to grupy te potrafią sukcesywnie wykonywać skomplikowane działania czy zadania.

Jak to się ma do ruchów takich, jak Occupy Wall Street? 

Dzisiejsze grupy to element szerszego zjawiska, które pojawiło się już kilka-, kilkanaście lat temu. Gdy weszłam w ten temat, zaczęłam analizować sieci oraz systemy złożone na przykładzie alterglobalistów. Między innymi tam funkcjonuje fenomen grupy bez przywódcy: mieszanki najróżniejszych grupek, organizacji i ruchów, potrafiących wykonywać bardzo skomplikowane i skuteczne działania…

Z drugiej strony jednak – nawet, jeżeli nie istnieje żaden przywódca, tak jak w ruchu alterglobalistycznym – ruch łączyć musi wspólna idea lub wspólny „wróg”. Czy tak samo jest w przypadku współczesnych protestów, na przykład Occupy Wall Street lub rewolucji w Afryce? Czy można je nazwać sieciami? 

Na pewno zawsze potrzebna jest pewna tożsamość i więź psychologiczna. Czy mówimy o alterglobalistach, czy o Occupy Wall Street, czy nawet o terrorystach – wspólny „wróg” łączy i pozwala na zunifikowanie tożsamości grupy. Musi istnieć coś, czego ci ludzie poszukują oraz za czym podążają. To pozwala na zbudowanie w miarę spójnych więzi i wypracowanie skutecznych działań.

Czy bardziej łączy: wspólna idea, czy wspólny wróg? 

To bardzo trudne pytanie. Może istnieć przecież więcej niż jedna wspólna idea; ważne jednak, by zaistniała wspólna tożsamość – zbiór idei, poglądów, celów do zrealizowania w ramach egzystowania danej grupy. Raczej nie funkcjonuje to jako jeden pogląd, lecz jako ich spektrum, stanowisko wobec rzeczywistości – czy to jej negacji i sprzeciwu, czy poparcia. Najklarowniejszym wyznacznikiem jest oczywiście sprzeciw wobec instytucji lub wobec władzy pieniądza. Wspólny wróg z kolei – z punktu widzenia doraźnych celów – z pewnością się przydaje. Z drugiej strony funkcjonuje on w kategoriach symbolicznych. Wracamy do problemu, który jest dla nas trudny do wyobrażenia: łatwiej wyodrębnić wyraźnego wroga niż stwierdzić, iż walczymy z siecią. W rzeczywistości to sieć walczy z siecią. My jednak ciągle nie jesteśmy w stanie myśleć w ten sposób, lecz „wróg” jest symbolem czegoś większego. Walki z instytucjonalizmem jako siecią władzy.

Czy to, czego świadkami jesteśmy dzisiaj – zarówno w Stanach Zjednoczonych, ale również w Afryce – to walka o demokrację, walka o władzę, a może walka o wytworzenie nowego systemu? Czy powoli widzimy przekształcanie się systemów w coś, czego nie znaliśmy do tej pory? 

Nie wiem, czy chodzi tu o demokrację, mam co do tego poważne wątpliwości. To, co widzimy dziś, wpisuje się w tradycję walki antysystemowej – chociaż, oczywiście, to co dane grupy uważają za system, znacznie się między sobą różni. Trzeba za to powiedzieć, że żyjemy w czasach bardzo głębokiej transformacji. Z tego też powodu nie zdajemy sobie do końca sprawy z faktu, że jest to zmiana dużo głębsza niż te po 1945 roku, czy po roku 1989. Co więcej – to zmiana, której nie przechodziliśmy od kilkuset lat.

A kiedy przechodziliśmy ją po raz ostatni? W czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej? 

Myślę, że ostatnia taka zmiana – naturalnie, rozłożona w czasie – to pokój westfalski, w wyniku którego tworzyć zaczęły się państwa narodowe. Znane nam instytucje są zakorzenione niejako właśnie w tamtym okresie. Zarówno przywódcy, jak i my sami, społeczeństwo, nie jesteśmy mentalnie przygotowani do głębokich zmian. Cały czas nasze myślenie opiera się na kategorii instytucji, tym, jak się je wytwarza, w jaki sposób one działają. Tymczasem one już są nieadekwatne i nieprzystające do rzeczywistości, a my nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie świata bez nich. I nic dziwnego – człowiekowi nie sposób wyobrazić sobie czegoś, czego nie zna, czego jeszcze nie pomyślał. Przecież nawet wizje futurologicznie tkwią w tym, co znane. Z tego też powodu ani ja, ani zapewne nikt inny, nie możemy niczego przewidzieć.

Dlaczego? 

Każdy system złożony przechodzi pewne zmiany, turbulencje i one mogą przekształcić się w całkowity chaos. To również etap rozwoju – po ciągłych zmianach następuje ten chaos, który zazwyczaj zaczyna samoistnie się porządkować. W jaki sposób uporządkują się te systemy złożone jak Occupy Wall Street, nie wiemy. System może zróżnicować się tak silnie, że kolejnym jego etapem może być nawet dyktatura. Nikt nie byłby w stanie tego wykluczyć. Scenariusze, mimo funkcjonujących mechanizmów demokracji, są różne.

Czyli sieciowość może się okazać wytrychem do nowych systemów jednostkowych lub systemem władzy samej w sobie? 

Sieciowość polega na tym, że jednostkowe wydarzenia – jak te w Stanach, w Afryce, w Madrycie – to zupełnie inne rzeczywistości, a te same zjawiska. Pewne rzeczy rozprzestrzeniają się jak choroby. I tak jak w chorobie każdy z nas „choruje” w inny sposób. Ten trend rzeczywiście istnieje i jego skala jest ważna dla prób przewidywania tego, co będzie działo się dalej. Gdy patrzymy na to całościowo, w wielkim morzu pojawiają się pewne wysepki. I te wysepki porządkują system. W tym sensie demokracja jako pewien model rządzenia może być na tyle silna, że nie pozwoli na rozpad świata jaki znamy i powstania tyranii czy też anarchii. Z tego wszystkiego może wyłonić się jakaś mieszanka.

Lub wyższy stopień demokracji…

Dokładnie – każdy system ewoluuje, dostosowując się do zmieniających się okoliczności. Dziś przecież globalizacja funkcjonuje na innym poziomie, niż nawet 10 lat temu, a co dopiero 60 lat temu! Każdy kolejny stopień rozwoju danego systemu bazuje na doświadczeniach poprzednich, zatem nawet dyktatura przejawia się (czy przejawi się) w innej formie, niż setki lat temu. Zresztą gdybyśmy zapytali o dyktaturę kogoś spod Wall Street odpowie nam, że dziś warunki dyktuje pieniądz i w jakimś sensie to racja. Pieniądz – znowu, w formie sieciowej, wirtualnej, nie namacalnej, co dobitnie pokazał nam kryzys – porządkuje świat.

Co było pierwsze: czy najpierw pojawili się gwałtownie reagujący na przemiany społeczne ludzie, czy instytucje, które nie odpowiadały ich oczekiwaniom? 

To zależy od podejścia, jakie przyjmujemy: czy patrzymy na jednostki, czy w kategoriach systemu. Ja nie patrzę na jednostki i nie uważam, by była to kwestia jednostek. Oczywiście wszystko zaczyna się od komórki, która nie może osiągać kolejnych etapów rozwoju bez współpracy. Komórki muszą ze sobą współpracować. Jednostka ma relatywnie niewielką wiedzę – gdybyśmy posiadali całościową świadomość świata, jego niebezpieczeństw i problemów, oszalelibyśmy. Jednostki łącząc się w grupy zyskują tak zwaną inteligencję roju. Inaczej mówiąc, gdy pojawia się zbiorowość połączona czymkolwiek, dopiero wtedy może się coś zadziać, można coś stworzyć. Patrząc w kategoriach sieci na całą rzeczywistość dostrzegamy, że wszystkie społeczeństwa składają się z „małych światów” – każdy z nas żyje w takim „małym świecie”. W każdym z małych światów zdarza się ktoś, kto zna kogoś z innego małego świata. To są te pomosty, poprzez które rozprzestrzeniają się nowe idee czy pomysły, zupełnie jak grypa.

A co z jednostkami wrażliwymi?

W tych „małych światach” istnieją jednostki bardziej wrażliwe od innych – one najczęściej przenoszą nowe pomysły, stają się trendsetterami. Dzięki nim możliwe są pomosty.

Jakie są największe zalety i wady sieci? Gdzie leżą zagrożenia? 

Sieci mają zalety i wady, jak wszystko. Na pewno są czymś bardzo elastycznym, otwartym, uczącym się na błędach – to zresztą cechy inteligentnych jednostek, które łączą się w grupy. Każda jednostka by przetrwać, musi być elastyczna, otwarta i skora do współpracy. To właśnie pierwsza zasada sieci: patrz na to, jak daną rzecz robi sąsiad i naśladuj go. Jeżeli chcemy przetrwać, musimy patrzeć na innych i uczyć się funkcjonowania w świecie. Zagrożenia sieci… W kategoriach władzy to: płynność, zmienność, odformalizowanie. Bez jasnej struktury hierarchicznej (znowu hierarchia!) sieć szybko może ona się rozpaść. Jest ona też wbrew pozorom bezwzględna – jeżeli funkcjonujemy w sieci, przeżywamy; jeżeli nie – nie ma szans na przetrwanie.

* Agnieszka Rothert, doktor habilitowana politologii.

„Kultura Liberalna” nr 169 (14/2012) z 3 kwietnia 2012 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(14/2012)
3 kwietnia 2012

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj