Przepływająca pod mostami rzeka, mniej już może niebezpieczna, ale wciąż mętna, upodobniła do siebie polityczną rzeczywistość, a ta wylała ogromną falą nader nieprzyjemnych faktów. O ile jednak stolicę udało się uchronić przed nieprzewidywalnym żywiołem, o tyle ta inna fala zmiotła część sceny politycznej, część pozostałą paprając śmierdzącym i lepkim mułem. Fala narastała powoli w prokuratorskich gabinetach i na politycznych salonach. Wzbierała coraz bardziej wraz z nawałnicą, która pod koniec tygodnia rozszalała się na politycznym czeskim niebie. Gdy jednak żywioł przerwał ostatnie zapory, z koalicyjnego rządu Petra Nečasa nie było co zbierać.

W nocy z 5 na 6 czerwca na wniosek prokuratury w Ostrawie policyjna Jednostka Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej dokonała szeregu aresztowań. Następnego ranka zszokowani obywatele dowiedzieli się, iż zarzuty korupcji i nadużywania władzy postawiono pięciu osobom powiązanym z najwyższą władzą państwową, między innymi Janie Nagyovej, pełniącej funkcję szefowej gabinetu premiera i byłemu szefowi wywiadu wojskowego Ondrejowi Pálenikowi. To poważne oskarżenia, obok „drobniejszych” kwestii idzie bowiem o obsadzanie stanowisk w radach nadzorczych państwowych przedsiębiorstw w zamian za… odpowiednie głosowanie, a nawet rezygnację z mandatu poselskiego, która miała umożliwić koalicji utrzymanie parlamentarnej większości. Opozycja zawrzała, domagając się natychmiastowej rezygnacji Nečasa z zajmowanego urzędu, a nawet grożąc votum nieufności wobec jego gabinetu. A choć uzyskanie wymaganej większości 120 głosów wydawało się niemal nierealne, to jego prawdopodobieństwo zwiększały niepokoje koalicjantów.

Sam premier początkowo bronił Nagyovej, zasłaniając się ogromnym zaufaniem, jakim ją darzył, jednak już w niedzielę ogłosił, iż poda się do dymisji, a także zrezygnuje z funkcji przewodniczącego Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS). Jak zapowiedział, tak zrobił, ratując tym samym osłabioną całym zamieszaniem koalicję. Ustępując ze stanowiska Petr Nečas zapewnił, że jego decyzja nie oznacza końca parlamentarnej i rządowej współpracy ODS, TOP 09 oraz Liberalnych Demokratów (LIDEM). Przeciwnie, polityka rządu ma być kontynuowana przez kolejny gabinet, stworzony przez tę samą koalicję. Rzecz jasna prezydent Czech, Miloš Zeman, przyjął rezygnację Nečasa, na dalszą polityczną drogę życząc mu „trochę ludzkiego szczęścia i dużo osobistej pogody”. Jednocześnie zdecydował, że gabinet Nečasa będzie kontynuował pracę, nie podejmując żadnych strategicznych decyzji, aż do momentu wyłonienia nowego kandydata na premiera i uformowania przezeń rządu. A choć na politycznej giełdzie pojawiają się już personalia potencjalnych następców Nečasa – wśród których najczęściej pada nazwisko Martina Kuby, ministra handlu i przemysłu, pełniącego jednocześnie funkcję wiceprzewodniczącego ODS – to na konkrety trzeba będzie chwilę poczekać.

Nawet konkrety i personalia nie uzdrowią jednak od razu sytuacji w państwie, która wydaje się nad wyraz trudna. Nie idzie bowiem tylko o to, że relacje między opozycją a koalicją zostały właśnie zaognione ani nawet o to, że temperatura wewnątrz koalicji zbliżyła się do temperatury zamarzania. Kryzys poczynił poważne szkody w zaufaniu, jakim obywatele powinni darzyć sowich polityków. I choć Nečas podał się do dymisji, a prezydent zapowiedział na nadchodzący weekend serię spotkań z przedstawicielami ugrupowań parlamentarnych, to rozmowy o politycznym kryzysie, a zatem i o przyszłości Czech, nie będą należały do najłatwiejszych. Skoro jednak po poprzedniej powodzi Czesi nauczyli się skutecznie zabezpieczać swoje miasta przed nieprzewidywalnym żywiołem, to może w końcu uda im się uregulować również nurt politycznej rzeki. Choć, jak wiadomo, usuwanie skutków klęsk żywiołowych, a nawet powrót do status quo ante nie należą do rzeczy najłatwiejszych.