0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > [Polska] (ob)JOW paniki

[Polska] (ob)JOW paniki

Adam Gendźwiłł

Jednoczesne wprowadzenie okręgów jednomandatowych i zakazu finansowania partii z budżetu to mieszanka wybuchowa, która znacznie podwyższa ryzyko politycznej korupcji, budowy niejasnych powiązań polityczno-biznesowych i lokalnych układów klientelistycznych.

JOW-y, czyli co?

O różnych wadach i zaletach systemu większości względnej w jednomandatowych okręgach wyborczych (czyli systemu, zgodnie z którym „zwycięzca bierze wszystko”) napisano już wiele dobrego i złego, a jeszcze więcej będzie się pisać w najbliższych dniach. Byłoby jednak fatalnie, gdyby to ten temat stał się głównym wątkiem kampanii wyborczej pomiędzy pierwszą a drugą turą wyborów prezydenckich. Dlaczego?

Po pierwsze, żaden system wyborczy nie jest sam w sobie narzędziem naprawy państwa. Rozwiązania ustrojowe to tylko pewien wycinek rzeczywistości politycznej. Kwestia metody wyboru władz wciąga jednak wiele osób, nawet zgoła mało zainteresowanych polityką, i rozpala polityczne namiętności. Tabele z symulacjami efektów działania reguł wyborczych wzbudzają więcej zainteresowania niż na przykład tabele z przewidywaną długością życia kolejnych roczników Polaków i skutkami tych kalkulacji dla naszego systemu emerytalnego, choć to one są dla przyszłości Polski o wiele ważniejsze.

Po drugie, na system wyborczy składa się wiele rozmaitych parametrów, a nie tylko liczba mandatów do obsadzenia w okręgu. A zatem przedstawienie problemu w kategoriach albo-albo, „za JOWami czy przeciwko”, nie oddaje palety wyborów, przed jakimi stoimy. Pytanie referendalne musi być proste i precyzyjne, nikt więc nie dopyta w nim o to, czy w Polsce po ewentualnej zmianie systemu ma obowiązywać reguła większości względnej (jak w krajach anglosaskich), czy reguła większości bezwzględnej z dwoma turami głosowania (jak np. we Francji, gdzie kandydat musi uzyskać ponad połowę głosów, aby zostać wybranym). Nikt nie dopyta w nim o możliwość oddania głosu alternatywnego, czyli wskazanie „drugiego wyboru”, jak np. w Australii. Nie dowiemy się także, czy Polacy woleliby może jeszcze inny system: głosu przechodniego (STV), jak np. w Irlandii, mieszany, jak np. w Niemczech, czy też może jakąś korektę obecnego systemu proporcjonalnego. Każda z tych opcji ma inne konsekwencje. Co więcej, o jakości systemu wyborczego decyduje nie tylko sam sposób wyboru, ale także m.in. to, jaki wpływ na obsadę mandatów mają partie, a jaki wyborcy, czy łatwo jest w nim zgłaszać kandydatów i kto to może robić, jak jest regulowana kampania wyborcza i jej finansowanie. Żadnego z tych pytań nikt w referendum nie postawi.

Po trzecie wreszcie, trzeba zauważyć, że znaczna część wyborców Pawła Kukiza wcale nie popiera jego sztandarowego pomysłu wprowadzenia JOW-ów. Niektórzy zagłosowali za nim przeciw obecnej elicie – są rozgniewani z różnych powodów, niekoniecznie widzą jednak w byłym muzyku swojego przywódcę politycznego. Nie muszą więc wcale zagłosować w II turze tak, jak podpowie im Paweł Kukiz (jeśli w ogóle zdecyduje się podpowiedzieć), a być może w ogóle nie pójdą do wyborów.

Antypartyjny populizm

Kiedy doradca prezydenta, Tomasz Nałęcz, mówi: „Widać, że miliony Polaków nie mieszczą się w gorsecie partyjnym, a prezydent deklaruje się jako sojusznik tych, których gorset partyjnych uwiera”, to mam wrażenie, że w chwili trwogi ucieka się on do tabloidowej antypartyjnej retoryki, żeby ustawić się po właściwej stronie barykady, razem z większością Polaków, którzy sam fakt istnienia partii politycznych uważają za fundamentalny problem polskiej polityki. Zgodnie z tym poglądem najlepiej wszystko „odpartyjnić”, bo za dużo jest „upartyjnienia”, i przekazać w ręce „bezpartyjnych fachowców”.

Komorowski wraca do korzeni Platformy Obywatelskiej, która w 2001 r. powstawała jako „ruch obywatelski” i posługiwała się wyraźnie antypartyjną retoryką. Początkowo PO nie rejestrowała się jako partia polityczna, nie pobierała nawet subwencji budżetowych – właśnie dlatego, że programowo dążyła do ich likwidacji.

To właśnie na tej nośnej, ale naiwnej retoryce jest zbudowany pomysł zniesienia finansowania partii politycznych z budżetu państwa. Ale jednoczesne wprowadzenie okręgów jednomandatowych i zakazu finansowania partii z budżetu to mieszanka wybuchowa, która znacznie podwyższa ryzyko politycznej korupcji, budowy niejasnych powiązań polityczno-biznesowych i lokalnych układów klientelistycznych. Jest na to wiele przykładów z zagranicy, a i w kraju mieliśmy ich niemało przed rokiem 2001, kiedy wprowadzono obecnie obowiązujący system.

Partie pozbawione finansowania ze środków publicznych będą finansowały swoją działalność z dobrowolnego „opodatkowania” swoich członków oraz klientów zajmujących urzędy, a także ze środków prywatnych, które – jak wiadomo – nie są w społeczeństwie rozłożone równomiernie. Taki system daje więc potencjalnie ogromne wpływy polityczne najzamożniejszym Polakom i wąskim grupom interesu.

Po zniesieniu subwencji budżetowych partie nie przestaną istnieć, ale będą znacznie słabsze organizacyjnie, mniej stabilne, a ich finanse – mniej przejrzyste.

Partie są potrzebne, żeby istniała pluralistyczna, w miarę stabilna i zorganizowana scena polityczna. Problemem jest nie tyle wspieranie partii politycznych środkami z budżetu, co właściwa kontrola wydatkowania tych pieniędzy. Raport Instytutu Spraw Publicznych z 2008 r., przedstawił cały szereg sposobów na poprawienie obywatelskiej kontroli nad środkami przekazywanymi partiom. Były wśród nich m.in. wzmocnienie kontrolnej funkcji Państwowej Komisji Wyborczej i Najwyższej Izby Kontroli, ujawnianie wszystkich wydatków ponoszonych przez partie w internecie, bardziej restrykcyjne zasady korzystania z funduszu eksperckiego. Ostatecznie żadne (!) z tych rozwiązań nie zostało wprowadzone.

Pomysł prezydenta Komorowskiego na zmianę Konstytucji i na pytania referendalne, który zapewne dojrzał w jego sztabie w kilka godzin po wyborach, to strzał na oślep. Noc wyborcza powinna służyć do liczenia głosów, a nie do wymyślania Polski na nowo.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 331

(19/2015)
13 maja 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE

NAJPOPULARNIEJSZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj