Granica między sztuką i wandalizmem bywa płynna. Bo jak określić sytuację, w której grupa kibicowska stworzyła estetyczne malowidło bez uzgodnienia tego z zarządcą ściany? Technicznie rzecz ujmując, jest to wyraz wandalizmu, który może być usunięty. Czy jednak w tym wypadku czysta ściana jest większą wartością?

Street art „oficjalny”, street art „nielegalny”

Wielu czołowych streetartowców działa, na wzór Banksy’ego, w sposób „partyzancki”. Z drugiej strony władze lokalne coraz częściej chcą otwierać się na sztukę ulicy i wspierają tworzenie dzieł o określonej tematyce – często odwołujące się do motywów z historii lokalnej lub narodowej. Czy zastanawiamy się jednak nad tym, czym ma być sztuka ulicy i jakie wartości ma nieść?

Niewątpliwie zjawisko malowania graffiti powinno mieć pewne ramy. Nagminna kiedyś praktyka obmalowywania pociągów niespecjalnie przyczyniała się do ich upiększenia. Są przestrzenie, które powinny być skutecznie chronione przed nielegalną interwencją artystyczną. Jak jednak powinny wyglądać relacje pomiędzy „oficjalnym” a „nielegalnym” street artem? Czy dzieła artystów mają mieć charakter nienaruszalnej świętości, czy też musimy uznać, że to, co znajduje się w sferze publicznej, podlega modyfikacjom?

Najlepszym przykładem żywotności sztuki w przestrzeni publicznej jest instalacja Julity Wójcik „Tęcza”. Gdyby nie liczne kontrowersje i podpalenia, byłaby jednym z elementów przestrzeni publicznej, jakich wiele w Warszawie. Czasami kontrowersje mogą być dla sztuki ulicznej pomocne – wszyscy znamy historię „Tęczy” czy tak zwanej „Palmy”, a z kolei kolorowe pegazy na placu Krasińskich stoją sobie, nie przykuwając specjalnej uwagi. Znaczenie kontrowersji dla odbioru sztuki w sposób dobitny, a jednocześnie ironiczny, podkreśliła mieszkająca w Warszawie szwajcarska artystka Fanny Vaucher, snując w jednej z historyjek obrazkowych z serii „Pilules polonaises” fantazję na temat umieszczenia na żoliborskim placu Wilsona instalacji z delfinami, regularnie niszczonej z bliżej nieokreślonych powodów, a jednocześnie stanowiącej obiekt pielgrzymek hipsterów.

Nauka historii

Innym przykładem zaangażowania artystycznego, które wywołało kontrowersje, jest praca wykonana z inicjatywy HejtStopu, projektu prowadzonego przez moje koleżanki i kolegów z warszawskiego lokalu Państwomiasto. Praca odwołująca się do wielokulturowego dziedzictwa Muranowa miała być w założeniu prosta i nieprzytłaczająca odbiorcy. Napisy w języku polskim, angielskim i hebrajskim namalowane na estetycznie wymalowanej ścianie zawierały w sobie pozytywne hasła – „bez nienawiści”, „tolerancja”, „Polska” itp. Niestety nie wszystkim się taka forma spodobała. Najpierw pojawiły się na muralu krzyże celtyckie. Potem swastyki.

Zanim zostały zamalowane, na facebookowej stronie Państwamiasta pojawiły się komentarze, zarzucające muralowi „lewacki charakter”. W dyskusji uaktywnili się również młodzi mieszkańcy Muranowa, zdradzając kompletny brak poszanowania dla tragicznej historii dzielnicy. W tym kontekście sztuka nie ograniczyła się do umieszczenia w konkretnym miejscu konkretnej treści – stała się również motorem do dyskusji o ważnych tematach, podczas której ujawniły się ignorancja historyczna i strach przed odmiennością. Oprócz elementów antysemickich i homofobicznych padały tam bowiem także rasistowskie uwagi odnośnie działającej w okolicy restauracji La MaMa i afrykańskiego sklepu, stanowiących jednocześnie miejsce spotkań przedstawicieli afrykańskiej społeczności. Wnioski z tej dyskusji są raczej mało optymistyczne, ale diagnozowanie takich problemów jest ważne – i, jak widać, sztuka uliczna może w tym pomóc.

Jakiej orientacji jest sztuka?

Podczas dyskusji na temat opisanego muralu jeden z jego przeciwników odwołał się do znajdującego się dwie bramy dalej malowidła upamiętniającego postać Janusza Korczaka, którego motywem przewodnim są kredki w różnych kolorach. Oczywiście, idąc logiką osób dopatrujących się w haśle „tolerancja” postulatu legalizacji małżeństw homoseksualnych, w tym muralu można by również znaleźć takie „wątpliwe” elementy, jak upamiętnianie osoby o żydowskim pochodzeniu, podważającej tradycyjne normy wychowawcze, a w różnych kolorach kredek można dopatrzeć się pochwały różnorodności kulturowej czy kwestii praw osób LGBT. Tylko o czym świadczy fakt, że niecały miesiąc później mural z Korczakiem został zdewastowany? Wyłącznie o tym, że problemem nie jest rodzaj przekazu, ale poziom kultury osób tworzących „dodatkowe” napisy na ścianach.

Co ciekawe, również niszczenie murali tworzonych przez dzieci spotyka się z pozytywnymi reakcjami. Nie wiem, jak mało empatii musi mieć w sobie człowiek, który pochwalił „zbombienie” muralu („zbombienie” to określenie używane na dewastację dzieła namalowanego w sposób legalny, co ma stanowić formę protestu przeciwko „zawłaszczaniu” street artu przez oficjalne instytucje).

Zamiast chwalić zwykły wandalizm, powinniśmy skupiać się na kreowaniu przestrzeni swobodnej ekspresji. Dobrym tego przykładem jest „Ściana Johna Lennona” w Pradze – miejsce żywe i podlegające ciągłym zmianom, a przy tym otoczone specyficzną, młodzieżową atmosferą. Warto zobaczyć jak wygląda ono aktualnie – za pół roku prawdopodobnie niewiele zostanie ze ściany w jej obecnym kształcie.

Tworzenie takich przestrzeni umożliwia swobodną działalność twórcom sztuki ulicznej. Muszą one oczywiście powstawać we współpracy i na przyjętych przez obie strony regułach. Zdecydowanie potrzebujemy kompleksowej polityki wobec street artu, która umożliwi wspieranie artystów i zdecydowaną walkę z wandalami. Granica jest tu jednak często cienka, obie strony – oficjalne instytucje i środowiska artystów ulicznych – muszą być gotowe do kompromisów. Ich przyjęcie będzie niewątpliwie korzystne dla obu stron.