O tym, że książka poświęcona gwałtom jest ważna, nikogo nie trzeba chyba przekonywać. A już szczególnie nie w czasie, gdy na fali skandalu wokół Harveya Weinsteina i wskutek działań ruchu #MeToo wybuchła publiczna dyskusja nie tylko o samym zjawisku, ale i o jego skali. Także w grupie uprzywilejowanych – w niektórych przypadkach pozornie – kobiet sukcesu. W książce „Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku uniwersyteckim” Krakauer koncentruje się na szczególnym rodzaju gwałtu – tak zwanym „gwałcie towarzyskim”, którego angielska nazwa date rape, gwałt popełniany na randce, z pewnością lepiej niż polska oddaje to, z czym mamy do czynienia. I ona ma jednak swoje ograniczenia – większość opisywanych przez Krakauera przypadków to nie gwałty dokonywane po kolacjach we dwoje, romantycznych wieczorach czy wyjściach do kina, ale także te, do których dochodzi na imprezach, popełniane niekiedy zbiorowo, czasem na dziewczynach będących pod wpływem alkoholu, a w jednym przypadku na… koleżance z dzieciństwa.
Tak było w przypadku Allison Huguet, wieloletniej przyjaciółki Beau Donaldsona, gracza futbolowej drużyny Grizzlies z Uniwersytetu Montany. Po jednej z imprez na kampusie, kiedy Huguet zasnęła s a m o t n i e na kanapie – co potwierdziła towarzysząca jej wówczas przyjaciółka – obudziła się ze spodniami ściągniętymi do połowy nóg, gwałcona przez chłopaka, którego – jak sama twierdzi – przez wiele lat traktowała jak brata. W swoich opisach tego i innych gwałtów Krakauer nie oszczędza czytelnikowi szczegółów. Celowo przeplata przy tym zimny, quasi-naukowy język wzięty prosto z dokumentów sądowych z dramatycznymi zeznaniami samych ofiar i świadków:
„Allison przebudziła się jakieś dwie godziny później. Było jeszcze ciemno. Leżała z twarzą przyciśniętą do kanapy, nie miała na sobie dżinsów ani majtek. […] Donaldson znajdował się nad nią i od tyłu penetrował penisem jej pochwę. […] Mimo przerażenia zacisnęła mocno powieki i zmusiła się, by przeczekać aż Beau skończy. […] Założyła, że skoro postanowił ją zgwałcić, gdy spała, to nie zawaha się skrzywdzić jej na poważnie, gdyby zaczęła stawiać opór lub wzywać pomocy.
– Mógł mi skręcić kark jak kociakowi – mówiła w rozmowie ze mną Allison. – Więc po prostu leżałam i udawałam, że śpię.
Donaldson kontynuował penetrację przez kolejnych pięć minut, po czym wytrysnął wewnątrz Allison. Nie używał prezerwatywy.
Kiedy skończył, podsunął w górę dżinsy Allison, zarzucił na nią koc i odszedł bez słowa.” [s. 26]
Następnie Krakauer opisuje ucieczkę Huguet z domu „przyjaciela”, wykonywany w biegu telefon do matki i przerażenie, kiedy zorientowała się, że Donaldson ją goni. Potem następują kolejne sceny: przyjazd matki, wizyta w szpitalu, próby rozmowy z gwałcicielem.
Nieracjonalne zachowania
To, co jednak uderza w tym wszystkim najbardziej, to nie stopień dosłowności opisu, ale zachowanie ofiary, które z punktu widzenia postronnego obserwatora może wydać się dziwne, a czasem nawet niedorzeczne. Po pierwsze upłynął ponad rok, zanim Huguet zgłosiła przestępstwo na policję. Po drugie, do tego czasu przynajmniej z pozoru normalnie funkcjonowała – studiowała, pracowała w firmie ojca, wychodziła ze znajomymi, a także była na meczu drużyny Grizzlies. Nawet pomimo tego, że po gwałcie rozmawiała z Donaldsonem w obecności swojej matki, wymusiła na nim obietnicę poprawy oraz to, że „będzie się leczyć z uzależnienia od narkotyków i alkoholu oraz że zajmie się swoimi problemami seksualnymi” [s. 41], a ten nie zrobił nic w tym kierunku.
W „Missouli” są również opisane inne tego typu zaskakujące reakcje dziewczyn. Cecilia Washburn (nazwisko zmienione przez Krakauera), po tym jak miała zostać zgwałcona przez innego zawodnika Grizzlies Jordana Johnsona, wysłała do swojego współlokatora SMS-a o następującej treści: „O Boże, chyba zostałam zgwałcona. Nalegał na to, opierałam się, ale nie słuchał mnie. Chce mi się wyć. Boże, co mam robić?” [s. 172]. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że do gwałtu doszło w… pokoju Washburn, a jej współlokator siedział dosłownie kilka kroków dalej w innym pomieszczeniu i grał w gry na konsoli. Co więcej, choć Washburn po wyjściu z pokoju – jak zeznali świadkowie – „wyglądała na załamaną”, poszła do samochodu, a następnie odwiozła swojego oprawcę do domu! W międzyczasie SMS-owo potwierdziła też, że odbierze jednego ze swoich przyjaciół z imprezy. Czy tak zachowuje się ofiara gwałtu?
W jeszcze innym przypadku studentka Kaitlynn Kelly miała zostać zgwałcona w swoim pokoju w akademiku i to w czasie, gdy w tym samym pomieszczeniu spała jej współlokatorka z chłopakiem. Pytana w trakcie przesłuchania o to, dlaczego po prostu nie krzyknęła, odpowiedziała: „Była tam moja współlokatorka i nie chciałam jej obudzić. Chciałam tylko, żeby to się skończyło” [s. 95]. Zeznała też, że była „przerażona”, choć sprawca w żadnym momencie otwarcie jej nie groził.
Niemoc ofiar
Krakauer próbuje te z pozoru nieracjonalne zachowania cierpliwie wyjaśniać, powołując się na zeznania naukowców oraz ich prace. Przede wszystkim na analizy Davida Lisaka, którego opisuje jako psychologa klinicznego i jednego „z najważniejszych w Stanach Zjednoczonych ekspertów badających gwałty i związane z nimi traumy” [s. 415]. W swoich wystąpieniach i artykułach Lisak przekonuje, że reakcją na gwałt bywa nierzadko całkowita niemoc, a w czasie zeznań ofiary niejednokrotnie mówią: „Czułam się sparaliżowana” albo „Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam”.
To, że dana ofiara nie zrobiła nic, by powstrzymać napastnika, nawet jeśli to „coś” wydaje się nam relatywnie łatwe, a nawet oczywiste, nie oznacza jeszcze, że zgodziła się na seks. Chyba najbardziej zaskakująca opowieść, którą – z drugiej ręki – przytacza Krakauer, dotyczy kobiety zgwałconej w łóżku przez pijanego znajomego w czasie, gdy w tym samym łóżku spali jej mąż i czteroletni syn! Pytana na procesie przez prokuratorów, co pamięta z tej sytuacji, odpowiedziała: „To, że jego palce były w mojej pochwie”. Co wówczas pomyślała? „Pomyślałam «O mój Boże, żeby tylko mój mąż się nie obudził!», bo przecież zabiłby tego faceta na miejscu. A nasz czteroletni synek, leżący obok mnie, miałby traumę do końca życia, nasze życie byłoby zrujnowane. Więc pierwsze co pomyślałam, to «żeby tylko mój mąż się nie obudził!»” [s. 96].
W opisanym wyżej przypadku oskarżony został skazany, ale w wielu innych tak się nie dzieje. Mało tego, bardzo często sprawa w ogóle nie zostaje zgłoszona. I to kolejna – obok rozwiewania mitów wokół sprawców i ofiar gwałtów – wartość książki Krakauera. Przywoływane przez niego statystyki szokują nie mniej niż opisy samych gwałtów, pokazując, że głośne sprawy mające swój finał w sądzie to jedynie wierzchołek – i to niewielki – góry lodowej. Jedna z przytaczanych przez niego analiz sugeruje, że „w Stanach Zjednoczonych na policję jest zgłaszanych jedynie od pięciu do dwudziestu procent gwałtów z użyciem przemocy; jedynie 0,4–5,4 procent spraw kierowanych jest do sądu i jedynie 0,2–2,8 procent kończy się skazaniem gwałciciela na karę więzienia. Inaczej mówiąc, jeśli w Stanach Zjednoczonych ktoś zgwałci drugą osobę, to ma p o n a d d z i e w i ę ć d z i e s i ą t p r o c e n t [podkreślenie – ŁP] szans na to, że ujdzie mu to na sucho” [s. 141]. Dlaczego tak się dzieje?
Niektórym wolno więcej
Jedną z przyczyn jest to, że gwałciciel to zwykle nie zamaskowany typ, czający się na ofiarę w ciemnym zaułku, ale „zwykły” człowiek, nierzadko bliski ofierze – znajomy, przyjaciel, a nawet członek rodziny. Ofiary nie chcą zgłaszać przestępstwa ze względu na osobę gwałciciela, ale także – i to kolejna przyczyna – ze względu na udrękę, na jaką naraża je cały proces. Szczegółowe zeznania przed sądem na temat przebiegu gwałtu, wraz z intymnymi szczegółami, a następnie odpowiadanie na pytania obrony i przekonywanie ławy przysięgłych, że to był gwałt, a nie dobrowolny stosunek, to zadanie ponad siły wielu ofiar.
Wreszcie, po trzecie, nawet jeśli gwałt zostanie już zgłoszony, amerykańscy prokuratorzy niezbyt chętnie idą ze sprawą do sądu, dlatego że… zwykle trudno taką sprawę wygrać. A prokurator chce mieć dobry bilans pojedynków sądowych. Jedna z prokuratorek opisywanych przez Krakauera na swojej stronie internetowej przekonuje, że udało jej się wygrać aż 99 procent spraw przyjętych w ciągu siedemnastu lat praktyki! Ale, jak przekonuje Krakauer, „przyczyną tak wysokiego odsetka wygranych jest to, że jako prokurator przyjmowała wyłącznie te sprawy, których wygrania przed ławą przysięgłych była całkowicie lub prawie całkowicie pewna, albo też miała podstawę sądzić, że uda jej się nakłonić sprawcę do ugody” [s. 279]. Jest to tym łatwiejsze, że jako prokurator nie miała obowiązku przedstawienia żadnego specjalnego uzasadnienia decyzji o odrzuceniu danej sprawy.
Wszystko to można zaliczyć do wad systemowych wymiaru sprawiedliwości, które da się wyeliminować, ale Krakauer opisuje też inne przyczyny, dla których w Missouli dochodzenie sprawiedliwości przez ofiary gwałtu było szczególnie trudne – uwielbienie dla drużyny Grizzlies i jej zawodników, którym po prostu pozwala się na więcej. Dość powiedzieć, że mieszkańcy Missouli sami nazywają swoje miasto Grizzlyville, a każdy mecz uniwersyteckiej drużyny przyciąga dziesiątki tysięcy widzów.
Uczelnia w kostiumie Interpolu
A jednak, mimo tych wielu solidnych argumentów, pokazujących jak trudno ofiarom gwałtów dochodzić sprawiedliwości, kluczowy postulat Krakauera – by uczelnie potrafiły szybko wydalać studentów, co do których istnieje silne przekonanie, że dopuścili się gwałtu – trudno zaakceptować.
„Zamiast uchylać się od swoich obowiązków prawnych i moralnych, pozostawiając kwestię ochrony studentek organom ścigania”, pisze Krakauer, „uczelnie powinny wypracować procedury rozstrzygania skarg o napaści na tle seksualnym”. Zdaniem autora, „standardy postępowania muszą być jednolite, proste i sprawiedliwe wobec wszystkich stron”. Mają też „szybko identyfikować studentów sprawców i zapobiegać popełnieniu przez nich kolejnych przestępstw”. I choć wypracowanie takich standardów nie będzie łatwe, to przecież „nie jest to fizyka jądrowa” [s. 406].
Trudno oceniać porównania uczelnianych regulacji do fizyki jądrowej, ale już z samej książki Krakauera czytelnik może się dowiedzieć, jak trudne do rozstrzygnięcia bywają to kwestie – choćby dlatego, że niekiedy sprawa opiera się jedynie na sprzecznych zeznaniach ofiary i oskarżyciela, albo dlatego, że ofiara lub ofiara i sprawca byli pod wpływem alkoholu, albo że ofiara zwlekała ze zgłoszeniem sprawy, przez co kurczy się ilość materiału dowodowego itd.
Ściganie przestępstw nie należy do zadań statutowych uczelni, a w związku z tym jej możliwości analizy materiału dowodowego, czy nawet profesjonalnego przepytania świadków są ograniczone. Poza tym, jeśli takie procedury mają obowiązywać na uczelniach, dlaczego nie powinny obowiązywać także w zakładach pracy, szkołach czy innych instytucjach, jak szpitale czy posterunki policji? Oczywiście nie są one tak duże, jak największe amerykańskie uczelnie, ale dlaczego osoby pracujące w mniejszych instytucjach mają być chronione gorzej? W ten łatwy sposób postulaty Krakauera można sprowadzić do absurdu.
A to nie wszystko. Zostaje bowiem pytanie, dlaczego to akurat oskarżenia o gwałty mają prowokować śledztwa ze strony uczelni, a inne przestępstwa nie – na przykład morderstwa dokonane na terenie kampusu, kradzieże czy pobicia? W tym miejscu pojawia się argument, że gwałt jest przestępstwem zagrażającym przede wszystkim ogromnej, choć szczególnej grupie studentów – kobietom. A poza tym jest przestępstwem wyjątkowym, którego ściganie nierzadko wiąże się – o czym już wspomnieliśmy – z ponownym przeżywaniem traumy, tym razem przed przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości.
Naprawić wymiar sprawiedliwości
Wbrew temu, co twierdzi Krakauer, receptą nie jest jednak zwiększenie liczby instytucji, które mogą nałożyć na oskarżonego jakąś karę, ale realna poprawa działania wymiaru sprawiedliwości. Porad dotyczących tego, jak to zrobić, dostarcza zresztą sam autor – szkolenia policjantów i prokuratorów rozbijające najważniejsze mity wokół sprawców gwałtów oraz ich ofiar, poprawa warunków przesłuchań dla osób zgłaszających się jako ofiary gwałtów, pomoc psychologiczna dla takich osób, wymaganie od prokuratury dokładnego uzasadniania decyzji o odmowie podjęcia sprawy itd.
Te wszystkie zmiany mogą w pewnym stopniu poprawić sytuację ofiar – z pewnością w sposób niewystarczający, ale wymiar sprawiedliwości to najlepsze narzędzie, jakim możemy się posługiwać. Uczelnie powinny z nim ściśle współpracować, ale nie mogą go zastąpić, nawet jeżeli sankcją z ich strony byłoby „tylko” wydalenie z uczelni. Fakt, że Krakauer nie chce tego podziału ról zrozumieć, to największy zawód po lekturze tej – skądinąd godnej polecenia – książki.
Książka:
Jon Krakauer „Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku uniwersyteckim”, przeł. Stanisław Tekieli, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2018.