0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Kartografia dojrzewania. Recenzja...

Kartografia dojrzewania. Recenzja książki „Dziewczynka z atramentu i gwiazd” Kiran Millwood Hargrave [KL dzieciom]

Bohaterka Kiran Millwood Hargrave rysuje mapy swojej wyspy i marzy o dalekich podróżach. „Dziewczynka z atramentu i gwiazd” to nieskomplikowana, ale jednocześnie niebanalna opowieść o przyjaźni i poświęceniu, mocno osadzona w zagadkowym, baśniowym folklorze.

„Wszyscy jesteśmy wytworem otoczenia, w którym przyszło nam żyć. Każdy z nas nosi mapę swojego życia. Mamy ją na skórze, w sposobie poruszania się, a nawet w tym, jak rośniemy i dojrzewamy” – mówi kartograf swojej córce Isabelli. To ona jest pierwszoosobową narratorką powieści „Dziewczynka z atramentu i gwiazd” pióra nagradzanej brytyjskiej pisarki Kiran Millwood Hargrave. Książkę wypuściło w kwietniu na polski rynek Wydawnictwo Literackie w przekładzie Marii Jaszczurowskiej.

Isabella i jej Ta, razem z kotem i kurą, mieszkają w Gromerze, wiosce położonej na niewielkiej wyspie. Według legendy Moya była kiedyś pływającym lądem, ale przed tysiącem lat ognisty demon Yote wyłonił się z dna morskiego, by zdobyć ją dla siebie. Przeszkodziła mu odważna Arinta, zawierając układ, który kosztował ją życie. Dzięki dziewczynie wyspa przetrwała – choć na stałe przytwierdzona przez demona do dna oceanu.

Na ratunek światu

Niektórzy mieszkańcy do dziś żyją tą opowieścią, pielęgnując wiarę w czasy, gdy Moya pełna była śpiewających ptaków, a położonych obok siebie osad nie oddzielały żadne granice. Tymczasem w Gromerze rządy sprawuje okrutny Gubernator Adori, odgradzając ją od reszty wyspy i negując doniesienia o tym, że na terenie Zapomnianych Ziem dzieje się coś niedobrego. Dopiero gdy zamordowana zostaje koleżanka z klasy jego córki, a ona sama ginie w dziwnych okolicznościach, Gubernator organizuje wyprawę poszukiwawczą i opuszcza wioskę.

W ekspedycji bierze także udział przebrana za swojego zmarłego brata bliźniaka Isabella – pomimo nienawiści do Adoriego przyjaźni się z Lupe, bierze zresztą na siebie winę za zniknięcie koleżanki i czuje się odpowiedzialna za jej odnalezienie. W przebraniu chłopca wyrusza w podróż w roli nawigatora. Przy okazji, tak jak jej rodzice przed laty, próbuje stworzyć mapę całej wyspy, bez pustych, niezbadanych miejsc. W głębi duszy Isabella marzy, żeby być jak mityczna Arinta – osiągnąć coś wielkiego, przeżyć przygodę i uratować świat.

„Dziewczynka z atramentu i gwiazd” to opowieść fantastyczna, ale oszczędnie czerpiąca z magicznych form i motywów. Opisywana kraina nie jest literacką wizją, tylko rzeczywistą Ziemią, ze znanymi nam kontynentami, choć o zmienionych bądź archaizowanych nazwach: Europą, Afrik czy Amriką. Sama Moya jest wyraźnie inspirowana Wyspami Kanaryjskimi, z ich rzeźbą terenu, fauną, florą i folklorem, a zamieszkujący to terytorium ludzie są postaciami praktycznie nieposiadającymi umiejętności magicznych. To, co sprawia, że opowieść nabiera baśniowego charakteru, to przede wszystkim wykorzystanie elementów mitycznych, pochodzących z różnych wierzeń i porządków. A także, co ciekawe, przyroda, która w subtelny sposób współgra z naszym wyobrażeniem tego, co niezwykłe. Pojawia się tu motyw przebudzonego po tysiącu lat wulkanu oraz dracena smocza, bardzo rzadkie drzewo naturalnie występujące tylko na Maderze i Wyspach Kanaryjskich, którego utleniająca się żywica ma czerwony kolor i zwana jest smoczą krwią. Choć w powieści rośliny te wspominane są rzadko i bez morfologicznych szczegółów, ich obecność, nawet dzięki samej nazwie, przyczynia się do budowania magicznej atmosfery. Draceny pełnią też zresztą istotną rolę w zakończeniu historii.

Mapa własnych marzeń i potrzeb

Ujmuje fakt, że choć w powieści bardzo wyczuwalny jest ów baśniowy klimat, to nie ma tu niepotrzebnego patosu – to, co metafizyczne, łączy się z tym, co racjonalne. Isabella często patrzy w gwiazdy i docenia ich piękno, jednak w przeciwieństwie do innych mieszkańców wioski nie próbuje wyczytać z nich przeznaczenia, lecz kierunek, wykorzystując niebo do szkicowania kolejnych map.
Oprócz równowagi między elementami niezwykłymi i prozaicznymi, dostrzec można w „Dziewczynce z atramentu i gwiazd” również dbałość o tradycję budowaną przez zbiorowość połączoną z kreowaniem własnej tożsamości. Isabella opuszcza wioskę wyposażona w mapy rodziców i opowieści o przodkach, którzy przybyli na wyspę z odległej Afrik. Wszystko to ma dla niej ogromne znaczenie zarówno emocjonalne, jak i praktyczne; a jednak w kluczowym momencie dziewczynka zmuszona jest skonfrontować się z przeszłością i oczekiwaniami wobec samej siebie – kreowanymi przez mity i historię własnej rodziny – i stworzyć własną mapę, a wraz z nią nowe marzenia i potrzeby.

Od samego początku „Dziewczynka z atramentu i gwiazd” imponująco rozpędza się fabularnie, ale też równie szybko potyka literacko. W Polsce wydawnictwo promuje książkę niejako równolegle z „Synem wiedźmy” Kelly Barnhill – i przy okazji także z recenzowaną już w „KL dzieciom” „Dziewczynką, która wypiła księżyc” tej samej autorki; w takim zestawieniu Kiran Millwood Hargrave przegrywa już na starcie. Autorka miała wiele wspaniałych, oryginalnych pomysłów, ale między poszczególnymi opisami akcji brak miejsca na oddech i budowanie świata przedstawionego. Jej powieści brakuje też stylistycznej lekkości, a dialogi nie zawsze brzmią naturalnie – przynajmniej w polskim tłumaczeniu. Mam wrażenie, że gdyby książka była nieco dłuższa, można by poświęcić więcej czasu poszczególnym bohaterom – każdy z nich jest ciekawy i złożony, daleki od schematycznych postaci z uproszczonych historii inspirowanych baśniami. A jednak opowieść prowadzona jest w taki sposób, że ostatecznie większości z nich brak głębi, zdają się spłyceni przez szybko następujące po sobie wydarzenia.

Zaskakujący finał

Nie zmienia to faktu, że powieść Millwood Hargrave pozostaje wartościową i angażującą lekturą. Oczarowuje już samą okładką – poetyckim tytułem i magiczną ilustracją – a kolejne rozdziały prowadzą do finału, który wzrusza i zaskakuje. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że wbrew czytelniczym oczekiwaniom, główna bohaterka i narratorka opowieści nie odgrywa tu kluczowej roli i to nie ona ostatecznie ratuje świat, choć jednocześnie bez jej udziału pokonanie demona oczywiście nie byłoby możliwe. Millwood Hargrave odważnie przełamuje więc schemat fantastyki dla młodzieży, w której jedno dziecko od samego początku prezentowane jest jako Wybraniec niejako skazany na zwycięstwo, a pozostałe postaci jedynie towarzyszą mu w tym trudnym zadaniu. W „Dziewczynce z atramentu i gwiazd” uwierzyć w siebie można nie tylko dzięki bezpośredniemu starciu z głównym antagonistą. Odkrycie tego, która z bohaterek jest tytułową „dziewczynką”, pozostawiam czytelnikowi.

 

Książka:

Kiran Millwood Hargrave, „Dziewczynka z atramentu i gwiazd”, przeł. Maria Jaszczurowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019.

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 547

(26/2019)
2 lipca 2019

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj