0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Mniemany porno-grafo-man albo...

Mniemany porno-grafo-man albo pisanie samego siebie. O „Panu Mikołaju czyli sercu ludzkim odsłonionym” Rétifa de la Bretonne

Paweł Majewski

Ryszard Engelking zaczął pracę nad tłumaczeniem „Pana Mikołaja” Rétifa de la Bretonne ćwierć wieku temu. Dziś ten przykład literatury oświeconego libertynizmu możemy czytać w obszernym wyborze. Naszpikowany autobiograficznymi detalami, jest on próbą opisu życia w sposób totalny. Aż dziw bierze, że za dzieła Rétifa na potrzeby serialu kostiumowego nie zabrali się jeszcze scenarzyści Netflixa.

Pierwszy zwiastun polskiego tłumaczenia „Pana Mikołaja”, dzieła życia Rétifa, pojawił się w „Literaturze na świecie” wiosną roku 1997; była to dziewięćdziesięciostronicowa próbka. Ćwierć wieku później tłumacz przedstawił sześćset gęsto zadrukowanych stron dużego formatu. Jednak jest to wciąż nie więcej niż trzecia część oryginału. Staje się jasne, że Rétif osiągnął swój cel – przeszło dwieście lat po jego śmierci są na świecie ludzie, którzy poświęcają długie lata własnego życia, aby zagłębiać się w jego życie.

Jeśli ktoś podjąłby się ułożenia literatury nowożytnej i nowoczesnej na osi, której punktami skrajnymi byłyby „najściślejsza precyzja w doborze materiału słownego” i „całkowita swoboda w doborze materiału słownego”, to na pierwszym krańcu z pewnością znaleźliby się między innymi Gustaw Flaubert w kategorii prozy i Paul Celan w kategorii poezji. Natomiast skrajna pozycja na drugim końcu tej osi mogłaby z dużą dozą prawdopodobieństwa przypaść w udziale Nicolasowi Edme Rétifowi de la Bretonne (1734–1806). O szczególności tej „całkowitej swobody” coś tu się jeszcze powie. Na razie jednak, ponieważ nazwisko Rétifa niekoniecznie mówi cokolwiek nawet ambitnej publiczności, proponuję kilka słów objaśnienia.

Był to pisarz francuski zaliczany do nurtu oświeceniowego libertynizmu – tak można by tę postać najzwięźlej określić. Jego pisarstwo ma jednak co najmniej kilka cech szczególnych. Po pierwsze – jak przystało na libertyna, poświęca w nim nieprzeciętnie dużo uwagi sprawom erotyki, seksu i płci, tak dużo, że przez długi czas postrzegano go w świecie literatury i jej koneserów głównie lub wyłącznie jako pornografa. Niektórzy twierdzili nawet, że to właśnie on ukuł termin „pornografia”, ale to nieprawda – tysiąc pięćset lat wcześniej użył tego słowa w podobnym do nowoczesnego znaczeniu antyczny erudyta Atenajos w „Uczcie mędrców” (XIII 567 b). Rétif zresztą całkiem dobrze orientował się w spuściźnie klasycznej i już choćby to odróżnia jego twórczość od potocznie pojętej pornografii. Po drugie – jest to pisarstwo niewiarygodnie obfite. Korpus dzieł autora „Nocy paryskich” obejmuje przeszło dwieście tomów. Mało kto poza naszym Kraszewskim (odnotowanym w Księdze Rekordów Guinnessa jako najpłodniejszy pisarz w dziejach) przewyższa go pod względem produktywności.

Zatem pornograf i grafoman. Tyle wystarczyło, aby umieścić go na długi czas w odległych od centrum rejonach światowej Biblioteki. Doceniali go wprawdzie Nerval i Baudelaire, niemniej do panteonu trafił, podobnie jak jego współczesny, markiz de Sade (z którym podobno wzajemnie się nie znosili) dopiero w XX wieku, kiedy nad jego erotomanią można już było przejść do porządku, a w zamian można było zająć się uważnie mechaniką jego twórczości. Był bowiem Rétif rasowym zwierzęciem piszącym. Skojarzenia z grafomanią są o tyle trafne, że, jak twierdzą znawcy, którzy przedarli się przez cały korpus jego dzieł, wiele z nich to bezwartościowa gadanina. Na jej tle tym jaśniej lśnią takie utwory, jak „Noce paryskie”, „Ostatnia przygoda czterdziestopięcioletniego mężczyzny”, „Pan Mikołaj” oraz nietłumaczony dotychczas na polski „Le Paysan perverti”.

„Pana Mikołaja czyli serce ludzkie odsłonione” można z braku lepszych określeń nazwać autobiografią. Jednak różni się on od większości utworów zaliczanych do tego gatunku. Ludzie piszący autobiografie zazwyczaj przedstawiają się tak, jak bywalcy Instagrama – w pozach, w których wyglądają najkorzystniej dla oczu patrzących. Rétif nie tyle autobiografizuje się, ile raczej wyznaje siebie światu. Ale i to pojęcie nie oddaje mu sprawiedliwości, ponieważ choćby wyznania świętego Augustyna i Jana Jakuba Rousseau (które przywołuje na samym początku „Pana Mikołaja”) również były wynikiem pewnego upozowania swoich autorów; ich ostentacyjną szczerość należy traktować chłodno, chociaż to właśnie dzięki jej niejednoznaczności przeszli do historii. Ambicją Rétifa było natomiast opisanie własnego życia w sposób totalny. Jego tekst nie jest dziełem sztuki słowa – jest zapisem sztuki życia. Dlatego autor ten nigdy nie stał się popularny ani w kręgach smakoszy literackich, ani wśród zwyczajnych czytaczy.

To, co pisze Rétif w „Panu Mikołaju”, relacjonując z pamięci własne życie na dwóch tysiącach stron, jest interesujące nie z powodu zawiłości fabuły czy wyrafinowania środków narracyjnych ani też nie dla ponadczasowych wartości poznawczych, lecz wyłącznie dlatego, że jest właśnie takie, jakie jest. Tysiące szczegółów, drobnych sytuacji dnia codziennego, małych wydarzeń, nie układają się tutaj ani w Bildungsroman, ani w tołstojowski fresk, ani w alegorię egzystencjalną. One po prostu istnieją, a ich wartością jest tylko ich istnienie w pamięci autora wylewanej erupcyjnie na papier.

Rétif przypomina odrobinę markiza de Custine, którego sławne „Listy z Rosji” wydawane są często w wyborze i dzieje się tak nie dlatego, że wydawcy oszczędzają na papierze, lecz dlatego, że w pełnej wersji tego dzieła opis rosyjskiego samodzierżawia rozpływa się w masie nic nieznaczących detali – Custine relacjonuje bowiem wszystko: barwę tapicerki mebli, jadłospisy zajazdów, w których nocował, słowa ludzi, obok których siedział przy obiedzie, odzywki oberżystów, ataki pluskiew, swoje sny, stany pogody; poświęca kilkanaście stron na opisanie tego, co przygodnie spotkany w podróży hrabia opowiedział mu o swojej babci, która była zaufaną znajomą Marii Antoniny. Te wszystkie szczególiki nie mają nic wspólnego z tematem, z którego Custine zasłynął w dziejach piśmiennictwa, są natomiast charakterystyczne dla literatury pamiętnikarskiej. Dzieło Rétifa jest jednak czymś więcej niż pamiętnikiem, który służy jako szuflada wypełniona szpargałami z przeszłości. Wielokrotnie powtarza on czytelnikowi, aby ten nie zniechęcał się natłokiem nieistotnych szczegółów, tylko czytał dalej, aż do końca, bo dopiero na końcu ujawni się sens całości. Ale tym sensem jest tylko totalność tej całości, nie zaś jej treść lub forma. Całość nie jest tu większa od sumy swoich części – jest tylko i wyłącznie tą sumą. Istotą retifowskiego pisania autobiograficznego jest zrozumienie, że sensem życia jest ono samo i nic innego. „Patrz, oto moje życie, całe, całe, naprawdę całe, nie pominąłem niczego, niczego nie podbarwiłem ani nie ułożyłem pod efekt narracyjny, to naprawdę moje życie, patrz!” – takie jest przesłanie tego autora.

Aliści, jak twierdzą badacze, którzy nie odpuszczą żadnemu autorowi, jego pisanie – nieokiełznane, erupcyjne i otchłanne – stawało się dla niego prawdopodobnie wynagradzaniem samemu sobie życiowych rozczarowań i niepowodzeń. Trochę jak fantaści, którzy lubią zamęczać otoczenie niekończącymi się fabułami o swoich niebyłych i niemożliwych sukcesach, Rétif czuł potrzebę napisania własnej egzystencji w taki sposób, aby powetować sobie jej realną mizerię, i to nie w wielkich skalach, tylko właśnie w najdrobniejszych szczegółach. Należy on zatem do grupy osobliwych twórców literatury, których ranga wynika nie z artyzmu tego, co napisali (jego dłużyzny i mielizny bywają nie do wytrzymania nawet dla miłośników), lecz z niesamowitej konsekwencji w kompletowaniu opisu i uzupełnianiu go fantazją w taki sposób, że nikt już nigdy nie oddzieli zmyślenia od prawdy. To jest kolejny powód, dla którego pisarz ten może być fascynujący.

Kilka razy padło tu słowo „pamięć”. Po tym, co objawił światu Proust, kategoria pamięci jako czynnika sprawczego w procesie kreacji dzieła literackiego stała się jasna i wyraźna. Ale Proust nie spadł z nieba, miał wielu protoplastów. Do niektórych sam się przyznawał, innych przemilczał. Rétif należy do tych drugich. W „Panu Mikołaju” plany czasowe odległe o kilkadziesiąt lat przeplatają się niekiedy w obrębie jednego zdania, chociaż w sposób jeszcze mało wyrafinowany – autor dopisuje w nawiasie albo w przypisie, co sądzi o jakimś wydarzeniu po latach albo co się później stało z jego uczestnikami. Niemniej fraktalna struktura pamięci proustowskiej jest tu już w zalążku dobrze widoczna.

Entuzjazm, z jakim Rétif zwierza się ze swoich bogatych doświadczeń erotycznych, przypomina trochę sławne (choć tylko w wąskich kręgach) pamiętniki pisane w XIX wieku przez maniaków seksualnych. Najobszerniejszym z nich jest chyba „My Secret Life”, opublikowane w 1888 roku jako druk prywatny w jedenastu tomach, w których anonimowy autor opisuje z podziwu godną konsekwencją swoje podboje wśród pokojówek, służących i gryzetek. Wiele tęgich głów usiłowało zdemaskować tożsamość autora tych memuarów, lecz bez rozstrzygnięcia. Jednak podobieństwo jest tutaj tylko powierzchowne. Ambicją Rétifa nie było bowiem uwiecznienie własnych podbojów dla nich samych ani też nie tylko z nich składa się jego totalnie zapisana egzystencja. Są one dla niego bardzo ważnym, lecz nie jedynym elementem życiopisania. Aby uzupełnić obraz tej niecodziennej postaci, należy jeszcze dodać, że Rétif miał zwyczaj wykuwać zapiski intymne na murach paryskich kamienic i zabudowań. To rozsławiło go wśród badaczy praktyk piśmiennych. Było takim życiopisaniem, o jakim się Edwardowi Stachurze nie śniło – ryciem życia w ciele miasta.

Rétif jest dziś może bardziej aktualny niż był kiedykolwiek. Dla sobie współczesnych libertynów z wyższych sfer mógł być co najwyżej „paysan perverti”, zepsutym (czy nawet zboczonym) wieśniakiem, jak sam siebie nazwał w tytule jednej z powieści; dla smakoszy literackich o wybrednych podniebieniach pozostał na dwa stulecia sfiksowanym na punkcie seksu grafomanem, którego można przekartkować i odstawić gdzieś daleko, między wstydliwe kurioza piśmiennicze. Lecz w XXI wieku, kiedy wszelkie kanony, systemy i klasyfikacje poszły w odstawkę, a pędzący na oślep system scyfryzowanej kultury pochłania i mieli wszystko, co zastał w spadku po przeszłości, aż dziw bierze, że za dzieła Rétifa nie zabrali się jeszcze scenarzyści Netflixa. To życie ujęte w tekst – z najdrobniejszymi szczegółami, bez selekcji, bez wymyślania ram fabularnych, płynne, chaotyczne, częściowo zmyślone, choć nie wiadomo, w których częściach – jest przecież wspaniałym materiałem na pięć, sześć, niechby i dwadzieścia sezonów efektownego serialu kostiumowego. Goniący ostatkiem sił wymyślacze fabuł serialowych powinni niezwłocznie zacząć czerpać z tej krynicy.

 

Książka:

Nicolas Edme Rétif de la Bretonne, „Pan Mikołaj czyli serce ludzkie odsłonione”, wybór, przekład i komentarze Ryszard Engelking, Wydawnictwo Officyna, Łódź 2022.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 744

(15/2023)
11 kwietnia 2023

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj