Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

KULTURA LIBERALNA > Temat tygodnia > Tragedia Gazy nie...

Tragedia Gazy nie rozstrzygnie konfliktu o kształt Bliskiego Wschodu

Jarosław Kociszewski

Trwająca ponad pół roku wojna między Izraelem a Hamasem w Strefie Gazy spowodowała ogromne straty, śmierć i zniszczenie na skalę niespotykaną w dotychczasowej historii tego konfliktu, jednak walczące strony nie zbliżyły się do osiągnięcia swoich celów. Co więcej, mimo uwagi skupionej na Strefie Gazy, to nie tam toczy się najważniejsza rozgrywka w regionie. Fundamentalne znaczenie dla Bliskiego Wschodu ma spór między Izraelem a Iranem, który również sięgnął progu wojny.

Patrząc na sytuację w Strefie Gazy, po miesiącach walk i bombardowań poprzedzonych rzezią w Izraelu, trudno wyobrazić sobie, że ta wojna może trwać jeszcze bardzo długo. Tymczasem nic nie wskazuje na jej rychłe zakończenie, a dyskusja na temat tego, kto ją wygrywa, tylko przybiera na sile. 

Co więcej, trwają targi między Hamasem a Izraelem, w których kartą przetargową jest ludzkie życie. Izrael zakończył przygotowania do ataku na Rafah, ostatni bastion Hamasu na południu Strefy Gazy, równocześnie negocjując rozejm z Hamasem. W przypadku fiaska negocjacji armia izraelska może rozpocząć ofensywę. Wezwano już nawet część cywilów do ucieczki ze wschodnich przedmieść Rafah. Hamas wysyła sprzeczne sygnały, na zmianę o zerwaniu rozmów i przyjęciu warunków, co z kolei rząd Beniamina Netanjahu odbiera jedynie jako próbę opóźnienia ataku. W tej sytuacji nie można wierzyć żadnej z walczących stron, a rozejm zacznie obowiązywać, dopiero gdy głosi go jeden z wiarygodnych pośredników, czyli Egipt, Katar, a nawet USA.

Wojna trwa

Z perspektywy militarnej sytuacja pozornie wydaje się jasna. Po ataku Hamasu na Izrael 7 października 2023 roku Izraelczycy odzyskali kontrolę nad przygranicznymi miejscowościami i dokonali wielkiej inwazji na Strefę Gazy, za cel stawiając sobie zniszczenie palestyńskich islamistów i uwolnienie zakładników. 

Nie zawahali się przy tym wykorzystać swojej gigantycznej przewagi militarnej. Do walki rzucili 30–40 tysięcy żołnierzy dysponujących pełnym arsenałem jednej z najpotężniejszych armii na świecie. Na nadmorską enklawę spadły dziesiątki tysięcy ton bomb, zamieniając w ruinę całe dzielnice i miejscowości. Szacuje się, że co drugi budynek w Strefie Gazy został zniszczony lub uszkodzony podczas pierwszych sześciu miesięcy wojny.

Hamas, choć od lat przygotowywał się do konfrontacji, nie był w stanie zatrzymać pełnoskalowej inwazji, stawiając opór w kilku ufortyfikowanych, a przede wszystkim, gęsto zaludnionych miejscach, starając się wtopić w ludność cywilną i kontynuując wojnę podjazdową w obszarach, gdzie presja izraelska słabła. 

Największą cenę płacą cywile

Cenę miesięcy walk przede wszystkim płacą cywile. Ogromna większość spośród 2,3 miliona Palestyńczyków mieszkających przed wojną w Strefie uciekła z domów, a liczbę uchodźców wewnętrznych, głównie na południu w okolicy granicy z Egiptem, szacuje się na 1,7 miliona osób. Według zarządzanego przez Hamas ministerstwa zdrowia zginęły ponad 34 tysiące osób, w większości cywile, choć Izrael te dane kwestionuje, przede wszystkim mówiąc o zabiciu 8–12 tysięcy członków zbrojnych frakcji palestyńskich.

Strefa Gazy stała się obszarem klęski humanitarnej. Fatalne warunki sanitarne, brak leków i opieki oraz niedożywienie przywołują początki katastrofy humanitarnej, głodu i epidemii w Jemenie na skutek trwającej od ponad dekady wojny. 

Najefektywniejszą metodą dostarczania pomocy byłoby otwarcie granic Strefy Gazy dla kolumn ciężarówek z Egiptu i Izraela, ale z powodów logistycznych i politycznych okazało się to niemożliwe. Początkową odpowiedzią Jordanii, USA i kilku innych krajów posiadających odpowiednie środki, było zrzucanie pomocy z samolotów, stanowiło to jednak kroplę w morzu potrzeb. Ostatecznie USA postanowiły zbudować pływające nabrzeże zaopatrujące północną część Strefy Gazy, gdy południe opiera się na konwojach z Egiptu. Izraelski atak na konwój organizacji humanitarnej World Central Kitchen, w którym zginęło siedmioro wolontariuszy, w tym Polak Damian Soból, pokazał, jak niebezpieczne jest to zadanie, mimo zadeklarowanej pomocy stron. Co więcej, zaspokojenie podstawowych potrzeb cywilów nie zakończy dewastującej wojny w sytuacji, gdy żadna ze stron nie jest gotowa na ustępstwa, ponieważ liczy na ostateczne zwycięstwo wyznaczone przez własne parametry.

Im gorzej, tym lepiej

Patrząc na ogrom zniszczeń w Strefie Gazy, trudno zrozumieć, dlaczego Hamas nie jest gotów uznać porażki, zgodzić się na warunki zawieszenia broni, uwolnić zakładników i zakończyć cierpień Palestyńczyków. Pomimo zniszczenia większości struktur wojskowych i administracyjnych, islamiści nie tylko nie składają broni, ale w negocjacjach z Izraelem, w których pośredniczą Egipt i Katar, stawiają warunki z perspektywy państwa żydowskiego oznaczające klęskę. 

W zamian za uwolnienie zakładników – przy czym nie jest jasne, ilu spośród nich nadal żyje i znajduje się w rękach Hamasu, a nie innych frakcji – oraz zawieszenie broni, islamiści żądają między innymi wycofania się Izraelczyków ze Strefy Gazy i powrotu uchodźców wewnętrznych do domów, co w praktyce oznacza pozostanie u władzy sprawców ataku z 7 października.

Liczba ofiar cywilnych czy skala zniszczeń paradoksalnie wzmacniają przywódców Hamasu, którzy wydają się myśleć, że „im gorzej, tym lepiej”. Desperacja i brak nadziei wśród mieszkańców, w połączeniu z budowanym przez dekady kultem śmierci gloryfikującym nawet samobójcze ataki na wroga, powodują, że nie zabraknie chętnych do walki, a sporadyczne głosy krytyki są przy tym szybko tłumione siłą. 

Z kolei sprawna machina propagandowa powoduje, że Hamas wygrywa wojnę kognitywną, kształtując percepcję konfliktu za granicą. O ile przywódcy państw arabskich i zachodnich starają się zachowywać wywarzoną i pragmatyczną ocenę konfliktu, to rozpalone emocjami „ulice”, ostatnio też uniwersyteckie kampusy, utożsamiają Hamas ze „sprawą palestyńską”, nie mówiąc już o łatwości, z jaką uprawniona krytyka prowadzenia wojny przez Izrael przekracza granice otwartego antysemityzmu.

Przewaga bez wygranej

Z kolei rząd i armia Izraela patrzą na wojnę „Żelaznych Mieczy”, jak określana jest kampania w Strefie Gazy, przez pryzmat niewątpliwego sukcesu militarnego. Prowadząc wielką operację ofensywną w bardzo gęsto zabudowanym i przygotowanym do obrony terenie, Izraelczycy ponoszą stosunkowo niewielkie straty. Pomimo że Amerykanie prognozowali dwudziestu zabitych dziennie, od rozpoczęcia operacji lądowej w Strefie Gazy 27 października 2023 roku zginęło 263 Izraelczyków, a łączna liczba poległych żołnierzy, wraz z zabitymi podczas ataku Hamasu 7 października, wynosi 608. Izraelczycy rozbili też większość dużych, zorganizowanych struktur Hamasu i chętnie podkreślają dużą liczbę zabitych i ujętych członków tej organizacji. Jest wśród nich wielu kluczowych dowódców i przywódców politycznych, jednak Jahja Sinwar, lider Hamasu w Strefie Gazy, pozostaje nieuchwytny. 

Jednak pomimo wykorzystania przytłaczającej przewagi militarnej i bardzo sprawnie przeprowadzonej operacji lądowej, rząd Beniamina Netanjahu nie może poszczycić się zrealizowaniem celów wskazanych na początku wojny. Hamas nie jest w stanie stawić czoła jednej z największych potęg militarnych na świecie w otwartej bitwie, nie został jednak pokonany. Struktury polityczne działają zarówno w Strefie Gazy jak i za granicą. 

Co więcej, Izraelczycy zajęli około 60 procent nadmorskiej enklawy, ale stale kontrolują jedynie wąski „korytarz Netzarim”, dzielący Strefę na dwie części na południe od miasta Gaza. A Hamas powraca na opuszczane przez nich miejsca, wykorzystuje ukryte tam składy broni i atakuje Izraelczyków, którzy zmuszeni są ponownie zdobywać zajmowane wcześniej tereny.

Izraelczykom nie udało się też uwolnić zakładników i 133 spośród pierwotnej liczby 253 uprowadzonych nadal znajduje się w Strefie Gazy. Negocjacje trwają od miesięcy, a ich wynik wydaje się wisieć na włosku. Hamas domaga się de facto zakończenia wojny, a Izrael uwolnienia zakładników w zamian za zawieszenie broni. 

Między młotem a kowadłem znalazł się też premier Netanjahu. Skrajnie prawicowi politycy, na czele z ministrem bezpieczeństwa wewnętrznego Itamarem Ben Gwirem i finansów, Becalelem Smotriczem, grożą obaleniem rządu, jeżeli Izrael nie zaatakuje ostatniego dużego bastionu Hamasu w Rafah. Bez tego Izrael nie może ogłosić zwycięstwa, choć nawet sukces w tym mieście wojny nie zakończy, a zapewne pogrzebie szanse na uwolnienie żywych zakładników. 

Z kolei bardziej umiarkowani politycy, na czele z byłym dowódcą armii i członkiem gabinetu wojennego Benim Ganzem, twierdzą, że priorytetem muszą być zakładnicy, a Rafah może zaczekać i też grożą obaleniem rządu. Wskazują przy tym koszty polityczne, a zwłaszcza utratę poparcia na świecie – na skutek przedłużającej się wojny i losu ludności cywilnej. Polaryzacja polityczna przeniosła się też na ulice Izraela, gdzie protesty przeciwko rządowi są coraz liczniejsze i gwałtowniejsze.

Strefa Gazy jako element układanki

O ile wojna w Strefie Gazy skupia na sobie najwięcej uwagi, to przyszłość regionu nie jest kształtowana na linii między Strefą Gazy i Egiptem czy w obozie uchodźców Nusseirat w centralnej części enklawy. Tam rozgrywają się dramaty setek tysięcy ludzi skupiające uwagę mediów i rozpalające emocje na kampusach uniwersyteckich, jednak główną batalią jest tak zwana „wojna między wojnami”. Na lądzie, szlakach morskich i w cyberprzestrzeni toczą ją Iran, ze swoimi niepaństwowymi sojusznikami w Iraku, Syrii, Libanie i Jemenie, oraz Izrael otwarcie wspierany przez Zachód i działający z cichym przyzwoleniem (niekiedy skrywanym za głosami krytyki) rządów arabskich.

Na początku kwietnia konflikt toczony poniżej progu otwartej wojny otarł się o granicę eskalacji regionalnej, gdy Izrael zaatakował konsulat Iranu w Damaszku. Wywołało to bezprecedensowy atak rakietowy na terytorium państwa żydowskiego i spotkało się z ponowną, znacznie już cichszą, choć nie mniej znaczącą ripostą Izraela. 

Pomimo ogromnych potencjałów militarnych i głośnych pogróżek wyraźnie widać, że każdej ze stron zależy na utrzymaniu swoistego dialogu militarnego i politycznego. Dzięki niemu przywódcy Izraela i Iranu mobilizują poparcie wewnętrzne i międzynarodowe, komunikują oponentom intencje i granice tolerancji, ale przede wszystkim kształtują relacje na skalę regionalną. 

W tym kontekście wojna w Strefie Gazy, pomimo jej brutalnego charakteru i skali cierpień, stanowi jedynie element w układance obejmującej tak wielkie dramaty, jak wojny w Jemenie czy Syrii. O ile zatem zawieszenia broni, zmiany rządów, bitwy czy inicjatywy humanitarne wpływają na losy ludzi, to fundamentalny, historyczny konflikt o kształt Bliskiego Wschodu nie zostanie rozstrzygnięty w Strefie Gazy. Wymagałoby to woli i decyzji politycznych, które nie zostaną podjęte, bo – jak argumentują sceptycy – bardziej niż niepewny wynik finalny liczy się sama gra.

 

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 800

(19/2024)
7 maja 2024

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj