Platformersi, pisowcy i abominacje. O polskiej prawicy i jej strachach z Wiesławem Chrzanowskim rozmawia Karolina Wigura

Karolina Wigura: W ciągu ostatnich lat był pan z jednej strony głęboko zaangażowany w politykę – w ramach ZChN, a z drugiej, ma pan dziś możliwość krytycznego spojrzenia z dystansu, jako osoba czynnie w polityce nieuczestnicząca. Jak z tej perspektywy ocenia pan współczesną polską prawicę?

Wiesław Chrzanowski: Rzeczywiście, mogę się dziś wypowiadać jako osoba zupełnie bez politycznego „przydziału”. Nie jestem ani „platformersem”, ani „pisowcem”. Chociaż jedno i drugie znam, a styl działania niektórych polityków budzi we mnie abominację. Zacznijmy jednak od tego, że w nawiązaniu do klasycznego podziału lewica-prawica, który na świecie i w Polsce powoli odchodzi do przeszłości, mówi się u nas o dwóch partiach prawicowych: PiS i PO. Jednak gdy przyjrzymy się bliżej, żadna z tych partii nie jest prawicowa sensu stricto.

Czy mógłby pan powiedzieć o tym coś więcej?

Jeśli chodzi o PO, polityka Jacka Rostowskiego i Donalda Tuska świadczą o raczej konsekwentnym, klasycznie prawicowym przywiązaniu do systemu wolnorynkowego. Nawet bez takich nietypowych dla pełnego liberalizmu ingerencji, które występowały w czasie recesji w państwach zachodnich. Znacznie większe zróżnicowanie panuje w kwestiach światopoglądowych. Środowisko, które wytworzyło PO, bardzo ewoluowało. PO na pewno nie jest odbitką środowiska gdańskich liberałów, z którymi jeździłem dyskutować w latach 80. Chociaż Donald Tusk czy Janusz Lewandowski już wówczas mieli do roli religii w kwestiach światopoglądowych stosunek raczej zdystansowany, gdańscy liberałowie mieli w swoim programie wpisaną chrześcijańską naukę społeczną. Wykreślili ją dopiero po roku 1990. W ramach Platformy Obywatelskiej pewne elementy związane z religią powracają. Dlaczego? Bo chodzi o partię o innym zasięgu. Do PO wlały się strumienie społeczne z kierunków innych niż „gdańska centrala” i ze względów taktycznych następuje szereg przystosowań. Dlatego z jednej strony jest Janusz Palikot, o antypatycznym dla mnie sposobie wypowiadania się, który mimo wszystko jest w PO tolerowany. Z drugiej – Jarosław Gowin, dawniej członek redakcji „Znaku”, osoba konserwatywna i zorientowana na wartości religijne.

A PiS?

PiS zmienia swoje oblicze, zależnie od aktualnej sytuacji przedwyborczej. Na przykład w 2005 roku przeciwstawiło się, jako partia propagująca solidarność, liberalizmowi ekonomicznemu PO. Można oczywiście dyskutować, czy to są rzeczywiste sprzeczności, ale myślę, że społecznie w dużej mierze było to tak odczytane i że PiS dużo na tym zyskało. Partia Jarosława Kaczyńskiego dryfuje też od lat w kierunku populistycznym: chodzi o nawiązanie skutecznych związków z ojcem Rydzykiem, który – choć sam buduje koncern – swoją retorykę opiera głównie na ludziach ubogich, na tak zwanych moherowych beretach. PiS stara się też przyczepić PO łatkę partii ludzi bogatych. Właściwie jedyną kwestią, w której PiS dysponuje legitymacją prawicową, jest polityka historyczna. Lech Kaczyński miał tu swoje popularne osiągnięcia w postaci Muzeum Powstania Warszawskiego. Ja osobiście, chociaż należę do ludzi, którzy są pełni podziwu dla patriotyzmu powstańców – sam zresztą w ich zrywie uczestniczyłem – to jednak ocenę polityczną Powstania mam skrajnie krytyczną. Efektowna polityka patriotyczna Lecha Kaczyńskiego była dla mnie zresztą w ogóle trudna do zaakceptowania, bo opierała się na stronie emocjonalnej, a nie na chęci budowania racjonalnej myśli politycznej.

Czy to stwierdzenie można zgeneralizować? Czy w ogóle, pańskim zdaniem, zachowania polityczne, czy to Lecha Kaczyńskiego, czy Jarosława Kaczyńskiego, bardziej oparte są właśnie na emocjach, a nie na wizji politycznej?

Z pewnością, jeśli chodzi o politykę historyczną. Pewne elementy tego widać również w dyplomacji. To zabawne, bo nieraz mówi się, że Kaczyńscy są kontynuatorami polityki endeckiej. Ale oni stanowią przecież przykład typowych piłsudczyków! Chodzi nie tylko o oddawanie czci wielkim klęskom w historii. Również o wiarę, że Polska może zmienić sytuację na wschodzie. Na przykład, choć mam wielką dla Gruzinów sympatię, przemówienie Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi, gdzie zachowywał się, jakby Polska mogła wydać wojnę Rosji, brzmiało efekciarsko, a wiadomo było, że za słowami nie było nic.

W „Kulturze Liberalnej” zadawaliśmy ostatnio wielu naszym rozmówcom pytanie o to, czy prawica w Polsce czegoś się boi, a jeśli tak, to czego. Może niczego – bo w ogóle jej nie ma?

Z pewnością są w Polsce ludzie, którzy są prawicowi – ze względu na znaczenie, przywiązywane do pewnych wartości związanych z patriotyzmem, ze spójnością narodową. Mogę tu powiedzieć o tym nurcie polskiej prawicy, który w tej chwili nie ma swojego wyrazu – o ZChN. Na pewno obawialiśmy się, że słabnie skupienie wokół podstawowych wartości religijno-historyczno-patriotycznych. Istnieją różne tego przyczyny, między innymi kierownictwo Kościoła nie ma już dziś tego autorytetu, którym dysponowało kiedyś.

Jednak z drugiej strony osoby o poglądach bardziej liberalnych obawiają się, że logika, jaką pan reprezentuje, może prowadzić do dominacji treści religijnych, historycznych, patriotycznych nad świecką sferą publiczną i w efekcie do państwa wyznaniowego.

Jednak owa płaszczyzna wartości jest zasadnicza dla rozróżnienia na lewicą i prawicę. Można powiedzieć, że ci, którzy stawiają na wartości narodowe, związane z wiarą, patriotyzmem itd., są przedstawicielami klasycznej prawicy. Ja do tak rozumianej prawicy należę. Generalnie rzecz biorąc, uważam, że jeżeli chcemy troszczyć się o demokrację, musimy mieć na uwadze to, co napisał Jan Paweł II w „Centesimus Annus”. Ponieważ tolerancja i względność są dla demokracji typowe, niewystarczająco silnie ugruntowane wartości mogą ulegać przesunięciu wraz ze zmianą większości parlamentarnej. Takie podejście prowadzi, według Jana Pawła II, zawsze bądź do ukrytego, bądź jawnego totalitaryzmu. Na Zachodzie, chociaż nastąpiła daleko idąca sekularyzacja, istnieje długotrwała kultura demokratyczna, dlatego stabilność wartości nie jest w tej chwili uzależniona od czynnej wiary. Pewne rzeczy są dla ludzi Zachodu oczywiste, bez konieczności powoływania się na źródło nadprzyrodzone. Na marginesie, to dlatego przenoszenie demokracji w rozumieniu zachodnim do państw takich jak Irak lub Afganistan, to przejaw prymitywnego amerykańskiego doktryneryzmu. Żeby zaszczepić demokrację w Afganistanie, Amerykanie musieliby stacjonować tam nie kilka, ale sto lat – a i tak efekty nie byłyby proste do przewidzenia. Z kolei w Polsce brakuje długoletniej tradycji demokratycznej, dlatego uważam, że rolę jej stabilizatora powinno stanowić chrześcijaństwo.

Istnieją też jednak inne sposoby uzasadniania wartości demokratycznych – nie muszą one być związane z religią. Świeckość nie musi oznaczać odrzucenia wszystkich wartości. Mam jeszcze jedno pytanie, dotyczące prawicy – w jaki sposób wiąże się z nią, pańskim zdaniem, liberalizm ekonomiczny?

Ja wywodzę się jeszcze ze szkoły myśli politycznej Narodowej Demokracji. Nasze poglądy były bardzo liberalne, mówię oczywiście o stronie ekonomicznej. Był tam przecież cały szereg naszych wybitnych ekonomistów, jeszcze sprzed pierwszej wojny czy z okresu dwudziestolecia, jak Roman Rybarski czy Stefan Zalewski. Oni wszyscy – w sensie ekonomicznym – byli w zasadzie liberalni. I ja podobnie. Co prawda z nastawieniem, że, jak pisał Rybarski w „Przyszłości gospodarczej Polski”, należy się spodziewać, że rola wielkiego przemysłu zminimalizuje się, bo nowe środki energii będą tak podzielne, że będzie mogła powstawać sieć średnich i małych przedsiębiorstw. Dziś widzimy, że nie do końca się to sprawdziło, do dziś uważam jednak, że w gospodarce najważniejsze jest tworzenie jak największych możliwości inicjatyw. I to uważam za ten element, który jest pozytywny w koncepcji tego gospodarczego liberalizmu. Co prawda rola związków zawodowych na świecie się dziś zmniejszyła, jestem jednak wielkim zwolennikiem rozwoju samorządu terytorialnego i innych jego rodzajów. Nieraz wielkim koncernom, firmom itd. nie jest on na rękę. Bo łatwiej umówić się na szczeblu centralnym, niż brać pod uwagę interesy w każdym województwie. Lepiej jednak, by samorząd starał się rozładowywać konflikty lokalne. Pewne problemy socjalne są do rozwiązania, nawet jeśli przy wolnorynkowym, liberalnym systemie gospodarczym, a to wpływa na większą stabilność i spokój społeczny. Zaś spokój społeczny pozytywnie działa na życie gospodarcze.

* Wiesław Chrzanowski, profesor nauk prawnych, adwokat, żołnierz Armii Krajowej, powstaniec warszawski, polityk, twórca ZChN, poseł i marszałek Sejmu I kadencji, senator IV kadencji, minister sprawiedliwości i prokurator generalny w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego.

** Karolina Wigura, doktor socjologii, dziennikarz. Członkini redakcji „Kultury Liberalnej”, piątkowego dodatku „Kultura” do „Dziennika” i miesięcznika „Europa”.

*** Współpraca: Ewa Serzysko i Agata Tomaszuk.

„Kultura Liberalna” nr 87 (37/2010) z 7 września 2010 r.