Natalia Krasicka
Święte siedlisko zła
Hebron to największe palestyńskie miasto w południowej części Zachodniego Brzegu, położone około 30 km na południe od Jerozolimy. W czasach starożytnych król Dawid ustanowił je pierwszą stolicą Królestwa Izraela. Od wieków wyznawcy trzech wielkich religii monoteistycznych – żydzi, chrześcijanie i muzułmanie – uznają Hebron za miejsce święte. Znajduje się tu bowiem słynna jaskinia Makpela, w której wedle tradycji spoczywają szczątki patriarchów: Abrahama, Izaaka i Jakuba.
Burzliwa historia współczesnego osadnictwa żydowskiego w Hebronie sięga roku 1967. Po izraelskim zwycięstwie w Wojnie Sześciodniowej, grupa ortodoksyjnych żydów postanowiła osiedlić się w mieście, które według nich od tysiącleci należy się właśnie im. 4 kwietnia 1968 roku trzydziestu żydów z rabinem Moshe Levingerem na czele przyjechało do miasta i zatrzymało się w hotelu na starówce, udając turystów. Następnego dnia przejęli kontrolę nad hotelem i ogłosili, iż przybyli do Hebronu, by reaktywować w mieście wspólnotę żydowską. Wydarzenie to przyciągnęło uwagę elit politycznych i wywołało ogólnonarodową debatę. Po długich deliberacjach, na początku lat 70., rząd zdecydował się ostatecznie zalegalizować żydowską obecność na obrzeżach miasta, w okolicach opuszczonej bazy wojskowej w Kiryat Arba. Było to jedno z pierwszych osiedli żydowskich w strefie okupowanej. Pod koniec lat 70. Żydzi z Kiryat Arba odebrali Palestyńczykom szpital Hadassah, gdzie powstało później pierwsze w centrum miasta osiedle żydowskie. Dzisiaj w Hebronie mieszka 160 tysięcy Arabów i około 600 osadników żydowskich, zamieszkujących cztery niewielkie osiedla. W mieście stacjonuje liczący 2 tysiące żołnierzy izraelski garnizon, jego obecność ma gwarantować żydowskim osadnikom bezpieczeństwo.
Reżyserka filmu „This is my land…”, Giulia Amati, przyjechała do Hebronu na kilka miesięcy wykładać sztukę filmową w ufundowanym przez Unię Europejską Ośrodku Mediów. Była zaskoczona tym, co zobaczyła w mieście. Pomysł filmu dokumentalnego zrodził się z jej spotkania z Yehudą Saulem, byłym żołnierzem armii izraelskiej, organizującym wycieczki po historycznym centrum miasta dla turystów, dyplomatów oraz dziennikarzy z Izraela i różnych stron świata. Celem, jaki przyświeca jego działalności, jest przełamanie ciszy na temat dramatycznej sytuacji autochtonicznych mieszkańców Hebronu, terroryzowanych przez garstkę ortodoksyjnych żydów ochranianych przez izraelskie wojsko. Amati sfilmowała jego pracę i przeprowadziła rozmowy z palestyńskimi rodzinami. Natanson dołączył do niej przy filmowaniu wywiadów z przedstawicielami wspólnoty żydowskiej. Część materiału filmowego pochodzi od pracowników organizacji działających na rzecz praw człowieka i ukazuje najbardziej skrajne przypadki nękania Palestyńczyków przez izraelskich osadników i żołnierzy.
Rzeczywistość ukazana w filmie Amati i Stevensona jest szokująca. Po wypadkach z 1994 roku, kiedy to amerykański żyd Baruch Goldstein wtargnął o świcie do meczetu Ibrahimi i zastrzelił 29 modlących się tam Palestyńczyków (wydarzenie to żydowscy osadnicy świętują zresztą do dzisiaj), izraelska armia stosuje politykę ścisłej separacji obydwu populacji. W praktyce oznacza to wyludnienie palestyńskich mieszkań i sklepów znajdujących się na obszarach sąsiadujących z żydowskimi osiedlami. Jedna z najbardziej tętniących niegdyś życiem arabskich ulic handlowych w centrum Hebronu przypomina dzisiaj opustoszałe miasto-widmo. W innych miejscach palestyńskie domy okryte są drucianą siatką, która ma uniemożliwiać mieszkańcom kontakt z żydowskimi sąsiadami. Widok jest odrażający, przywodzi na myśl zwierzęta pozamykane w klatkach. Nie dość, że upokarzające, rozwiązanie to stwarza dodatkowo żydowskim dzieciom znakomitą okazję do zatruwania życia palestyńskim sąsiadom. Ich ulubioną rozrywką jest rzucanie kamieniami w bezbronnych mieszkańców uwięzionych po drugiej stronie siatki. Dla niektórych Palestyńczyków bezpieczne poruszanie się w rejonie ich własnego domu graniczy z cudem. Codziennie są zaczepiani, poszturchiwani, kopani, obrzucani ordynarnymi wyzwiskami, opluwani. Niektórzy, by uniknąć przykrości, przemieszczają się po dachach domów, innych eskortują nieliczni pracownicy organizacji działających w Hebronie na rzecz praw człowieka. Porządku pilnują teoretycznie izraelscy żołnierze stojący na straży w newralgicznych punktach miasta. Ich obecność sprowadza się jednak zbyt często do tolerowania, jeśli nie wspierania, żydowskich wybryków.
Zapisany na taśmie filmowej obraz kipiącej w żydowskich osadnikach nienawiści jest bulwersujący. Ortodoksyjni żydzi z Hebronu są święcie przekonani, że ta ziemia należy do nich, że ich obecność w mieście jest uświęcona Bożą obietnicą, że przywracając żydowskie oblicze miastu, robią coś ważnego nie tylko dla Żydów, ale i dla całego świata. Yehudę Saula uważają za zdrajcę, któremu należy się wojskowy sąd i stryczek. Dawidowi Wilderowi, rzecznikowi osadników, marzy się kolonizacja miasta i masowy exodus ludności arabskiej, choć nie jest zwolennikiem rozwiązania w postaci przymusowych wysiedleń. Arabów żyjących w Hebronie od dziesiątek pokoleń tutejsi Żydzi traktują w najlepszym razie jak gości, w najgorszym – jak groźny obcy element, któremu nic się nie należy, i którego najlepiej byłoby się pozbyć. Były izraelski parlamentarzysta Uri Avner uważa, że w każdym innym kraju osadników określono by mianem faszystów albo innym, pokrewnym. Poziom agresji i religijnego fanatyzmu Żydów ukazanych w filmie zapiera rzeczywiście dech w piersiach. Wszystkich, którzy nie stoją po ich stronie, traktują z nienawistną pogardą, nierzadko wyzywając od nazistów. Napisy na murach wypisane żydowską ręką przywodzą na myśl najgorsze skojarzenia: „Arabowie do gazu”, „Wykończyć Arabów”, „Arabowie won!”. W takiej atmosferze nie sposób myśleć o pokoju. Z perspektywy Hebronu proces pokojowy musi się wydawać czystą mrzonką albo farsą.
Hebron to kwintesencja palestyńsko-izraelskiego konfliktu. Codziennie toczy się tu fizyczna walka o ziemię, o przestrzeń życiową, o przetrwanie. Codziennie ludzie skaczą tu sobie do gardeł. Gideon Levy, reporter izraelskiego dziennika Haaretz, nazywa Hebron siedliskiem zła. I ma rację – miłość i godność przegrywają tu bowiem na każdym kroku.
Film:
„This is my land… Hebron”, film dokumentalny w reżyserii Giulii Amati i Stevena Natansona z 2010 r., został zaprezentowany podczas 51. Międzynarodowego Festiwalu Filmów Dokumentalnych „Festival dei Popoli” we Florencji (13-20 listopada 2010).
* Natalia Krasicka, doktorantka Wydziału Historii i Cywilizacji European University Institute we Florencji
„Kultura Liberalna” nr 99 (49/2010) z 30 listopada 2010 r.
SŁOWA KLUCZOWE: Natalia, Krasicka, This is my land, Hebron, film, dokumentalny,2010, Kultura, Liberalna, nr 99,Żydzi, Palestyńczycy, Arabowie, Makpela, Zachodni Brzeg Jordanu, Yehuda Seul, Uri Avner , Gideon Levy, Moshe Levingerem , wojna sześciodniowa, Kiryat Arba, 1968, 1967, 1970, osadnicy, osadnictwo, wrogość, walka, wojna, prześladowania, nienawiść, kolonizacja, ludność, exodus, ucieczka, przemoc, agresja, Giulia, Amati, Steven Natanson, Festival dei Popoli, Florencja