0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Do końca świata...

Do końca świata i o jeden dzień dłużej. O książce „Świat po apokalipsie” Lecha M. Nijakowskiego

Staszek Krawczyk

Przyszłość jest metaforą, jak pisała Ursula K. Le Guin. Dlatego w tekstach postapokaliptycznych najbardziej frapujące jest to, co mówią o nas samych, żyjących w świecie, którego jeszcze nie zniszczyli kosmici ani bomby atomowe. Książka Lecha M. Nijakowskiego odsłania wiele z naszych przekonań.

Nasz świat się skończył. Wojna jądrowa, globalne ocieplenie albo apokalipsa zombie zniszczyły niemal całą ludzkość. Załamały się dostawy żywności, zabrakło prądu, upadły instytucje, nieodwracalnie minął stary sposób życia. Może gdzieś jeszcze w wojskowych schronach grupki ludzi próbują ocalić resztkę dotychczasowego porządku, ale w rzeczywistości tam też wszystko nieodwracalnie się zmieniło. A nawet jeśli ludzkość zdoła stworzyć nowy świat na gruzach dawnej cywilizacji, to albo będzie on rozrywany konfliktami, albo przybierze postać totalitarnej klatki.

Tak właśnie wygląda rzeczywistość w typowym utworze postapokaliptycznym. Ale ten ogólny schemat nie wyklucza różnic między poszczególnymi fikcyjnymi światami. Konwencja postapokaliptyczna to bowiem zarówno „Opowieść podręcznej” Margaret Atwood, „Piknik na skraju drogi” braci Strugackich, jak też „Wehikuł czasu” Herberta George’a Wellsa (mam tu na myśli tak powieści, jak i ekranizacje). To gry wideo takie jak słynna seria „Fallout” i kasowe filmy typu „Mad Max. Na drodze gniewu”. Ale to również opowiadania i powieści znane głównie czytelnikom i czytelniczkom fantastyki – od „Odmiany drugiej” Philipa K. Dicka po „Nakręcaną dziewczynę” Paola Bacigalupiego. A w dodatku postapokalipsa nie jest oddzielnym bytem, lecz wchodzi w związki z powieścią drogi, westernem, kinem przygodowym, horrorem, dystopią, satyrą polityczną, melodramatem, groteską, komedią, filmem muzycznym, teledyskiem, bajką… i filmami pornograficznymi.

Z całym tym wielogatunkowym bogactwem zmierzył się Lech M. Nijakowski, który od lat bada ciemne strony społeczeństwa. Po pornografii i ludobójstwie wziął na warsztat sam koniec świata, a nawet to, co może nastąpić po nim. Obejrzał niemal trzysta filmów i seriali, przeczytał prawie dwieście książek i opowiadań, do tego dołożył nieco komiksów i gier wideo, po czym tak przygotowany zadał pytanie: co teksty postapokaliptyczne mówią o społeczeństwach, w których powstały?

Mogłoby się wydawać, że takie pytanie nie ma sensu, ponieważ realia świata po zagładzie są zupełnie odmienne od naszych. Jak jednak pisze w innym miejscu Nijakowski, „postapokaliptyczna wyobraźnia jest bardzo odległa od wyobraźni socjologicznej”. Inaczej mówiąc, o niedobitkach przyszłej ludzkości często myślimy w takich samych kategoriach, w jakie nauczyliśmy się ujmować obecny świat. Postępujemy przy tym zwykle na jeden z dwu głównych sposobów. Pierwszy z nich polega na prezentowaniu zjawisk niepokojących lub odstręczających, w obliczu których podczas lektury czy seansu można odetchnąć z ulgą: „Jak to dobrze, że w prawdziwym świecie nie jest tak źle”. Drugi – na nakazywaniu fikcyjnym postaciom, by kopiowały znane nam już relacje społeczne, a dokładniej: nasz obraz tych relacji, nierzadko stereotypowy.

Konserwatywny koniec świata

Autor analizuje wyżej wspomniane prawidłowości i ich warianty w różnych miejscach pracy, jednak nie proponuje zestawienia, które wyliczałoby różne typy mechanizmów łączących postapokaliptyczne realia z dzisiejszą wyobraźnią i współczesnymi sposobami interpretowania rzeczywistości. Spróbujmy więc trochę tę materię uporządkować.

Normą w postapokaliptycznych światach są zjawiska, które w naszej rzeczywistości budzą niechęć albo wręcz wstręt. Ukazując je jako przejaw upadku moralnego i cywilizacyjnego, twórcy utwierdzają ich negatywny wizerunek w oczach czytelników i czytelniczek. Tak jest na przykład ze sceną polowania na kota, która otwiera film „Księga ocalenia”: ma ona wzbudzić obrzydzenie w widzach i poprzez kontrast umocnić w nich przekonanie, że ich nawyki żywieniowe stanowią miarę zachodniej cywilizacji. Pośrednio podważane są w ten sposób praktyki i zwyczaje społeczności zamieszkujących niektóre rejony Chin. Jest to podwójnie znaczące, gdy weźmiemy pod uwagę globalny zasięg amerykańskiej popkultury: w czasie oglądania tego typu filmów część azjatyckich widzów musi przyjąć, że normalne w ich otoczeniu nawyki stanowią zarazem znak degradacji społeczeństwa w świecie przedstawionym.

Narracja postapokalipsy może też piętnować zjawiska niezaistniałe, które naruszałyby tabu, gdyby faktycznie nadeszły. I tak w powieści Kate Wilhelm „Gdzie dawniej śpiewał ptak” widzimy społeczność klonów, która nie tylko pozwoliła ludzkości przetrwać, ale też najwyraźniej daje szczęście swoim członkom i członkiniom, choć utrzymywane przez nich relacje seksualne nazwalibyśmy kazirodczymi. Pisarka pokazuje jednak tę zbiorowość w niekorzystny sposób, kładąc nacisk na opresyjne mechanizmy kontroli społecznej.

Kiedy ganimy postapokaliptyczne społeczeństwa – lub też niechętnie usprawiedliwiamy ich postępowanie w ramach stanu wyjątkowego – łatwiej jest nam przymknąć oczy na to, że niektóre z ich zachowań istnieją (albo istniały) również w naszej własnej cywilizacji. Nijakowski podaje tu między innymi przykład gwałtów, chętnie odczytywanych jako objaw zdziczenia ludzi po zagładzie, tak jakby już teraz nie dochodziło do nich często w wielkich miastach Zachodu. Zamykając społeczne patologie w świecie fikcji, unikamy krytyki swojego świata. Związane z tym rozumowanie rekonstruuje autor następująco: „Moralny upadek jest następstwem załamania się cywilizacji. Póki nie nadejdzie zagłada, porządek społeczny jest generalnie właściwy, a gwałty i molestowanie stają się patologicznymi wyjątkami od zdrowej normalności” [s. 185].

Idźmy dalej. Badacze tacy jak Slavoj Žižek i Fredric Jameson mawiają, że łatwiej wyobrazić sobie koniec świata niż koniec kapitalizmu. Najwyraźniej podobnie jest z różnymi innymi typami relacji społecznych, które mają przetrwać zagładę. Twórczość postapokaliptyczna zazwyczaj traktuje normy Globalnej Północy jako trwałe i uniwersalne. Dla przykładu, nietypowe relacje seksualne i romantyczne pokazywane są rzadko, a jeszcze rzadziej afirmowane. Męscy bohaterowie niejednokrotnie myślą o kobietach w kategoriach dzisiejszych stereotypów i opowiadają anachroniczne seksistowskie żarty. W jednopłciowych wspólnotach, które powstały pod wpływem niezwykłych okoliczności (jak w polskiej „Seksmisji”), nie tworzą się relacje homoerotyczne. Jest zatem zupełnie tak, jakby współczesne wzorce seksualności stanowiły „prawo naturalne, którego nie naruszy upadek cywilizacji” [s. 184].

Omawiana konwencja może jednak posłużyć również za laboratorium, w którym testowane (a nawet przedstawiane przychylnie) są nowe formy uspołecznienia. W sferze seksualnej ciekawym przykładem innowacji byłby „Wąż snu” Vondy McIntyre, niewymieniony akurat przez autora; to powieść, w której obserwujemy ludzi łączących się raczej w trójki niż w pary. Co więcej, nie ma jednego ustalonego wzorca odbioru utworów postapokaliptycznych. Kapitał kulturowy, pozycja społeczna oraz lokalny kontekst mogą zupełnie zmienić interpretację, której chcieliby twórcy albo którą podsuwa struktura dzieła. Nijakowski o tym wspomina, ale uważa postapokalipsę za konwencję zasadniczo konserwatywną: „Wydaje się […], że w większości przypadków należy mówić o legitymizacji naszej «normalności» – znaturalizowanej arbitralności kulturowej oraz relacji władzy i dominacji. I to mimo bezprecedensowego zaangażowania prosumentów późnokapitalistycznej kultury” [s. 296].

Luki w kompendium

Przedstawiony wyżej typ interpretacji reprezentowany jest głównie w rozdziale trzecim, czwartym i piątym, a także w zakończeniu. Za to we wstępie oraz rozdziałach pierwszym, drugim i szóstym pytanie o kształt fikcyjnych realiów zdecydowanie przeważa nad pytaniem o ich społeczne zakorzenienie. Kultura popularna nie stanowi tu źródła wiedzy o społeczeństwie, lecz samoistny przedmiot badań, a przez to blisko połowie pracy brakuje wyraźnego rysu socjologicznego. To samo w sobie nie jest jednak jeszcze powodem mojej krytyki – nie uważam, by analiza społeczna była z zasady bardziej (lub mniej) wartościowa od filmoznawczej bądź literaturoznawczej.

Czego zatem żałuję? Tego, że w tych partiach „Świata po apokalipsie”, w których socjologiczna wyobraźnia autora znalazła jedynie ograniczone zastosowanie, nie zastąpiło jej podejście właściwe dyscyplinom humanistycznym skoncentrowanym na zgłębianiu tekstów kultury. Wówczas można byłoby na przykład spytać o status wiedzy historycznej w postapokaliptycznych powieściach. W jakiej mierze podtrzymują one potoczne przekonanie, że przeszłość stanie się jednoznaczna, gdy tylko zbierzemy dostatecznie dużo faktów? Czy istnieją książki, w których o historię sprzed zagłady toczy się realny spór, wynikający ze sprzeczności założeń światopoglądowych, subiektywnych emocji i bieżących interesów? Do odpowiedzi na takie pytania nie wystarczy rekonstrukcja realiów i zdarzeń – trzeba przyjrzeć się sposobowi prowadzenia narracji, przeanalizować przedstawiane stanowiska światopoglądowe, sprawdzić, która strona dyskusji zostaje w fabule zaprezentowana pozytywnie, a która negatywnie.

Ilustracja do francuskiej edycji „Wojny światów” Herberta G. Wellsa, 1906 r. Źródło: Project Gutenberg

Naturalnie, ta propozycja jest tylko jedną z wielu możliwości. Nie chodzi mi tu o narzucanie kierunków refleksji, ale o to, że w tej chwili dość dużą część pracy zajmują opisy światów przedstawionych. Owszem, są one zwięzłe i przejrzyście pogrupowane w ramach określonych obszarów tematycznych (co widać na przykład w śródtytułach pierwszego rozdziału: „Świat się skończył, pijmy dalej”; „Apokalipsa, anomia, alkohol”; „Świat bez alkoholu”; „Popijawy egzystencjalne”), ale tam, gdzie dominują, gubią się nieoczywiste pytania i odpowiedzi. W tych paru rozdziałach opis niepotrzebnie przeważa nad wyjaśnianiem. Jednocześnie zaletą sprawnych opisów jest to, że książka Nijakowskiego powinna być przydatnym kompendium dla osób zainteresowanych postapokalipsą. Oprócz analiz samych dzieł pomocne będą ich zestawienia: rozbudowana bibliografia, osobisty wybór najlepszych tekstów literackich czy subiektywna lista najgorszych filmów postapokaliptycznych . Nadal jednak nacisk pada na całościową charakterystykę społeczeństwa po globalnej katastrofie, a nie na przedstawianie pojedynczych dzieł, jak w „Leksykonie filmów postapokaliptycznych” Adama Horowskiego. Szczęśliwie obraz ten jest dość wyczerpujący, ponieważ autor obejrzał i przeczytał naprawdę dużo.

Zarazem trzeba mieć świadomość, że nie jest to praca historyczna – nie znajdziemy w niej opisu przemian konwencji, a raczej próbę utworzenia jednego syntetycznego obrazu, w którym amerykańskie kino z lat 50. stoi we wspólnym szeregu z polskimi opowiadaniami z XXI stulecia. Niektóre wnioski autora na temat rzeczywistych zjawisk społecznych mogłyby pewnie być bardziej szczegółowe, gdyby zostały odniesione do wybranego kontekstu czasowego lub geograficznego; moglibyśmy wtedy również prześledzić zmienność ideologii, dyskursów, wyobrażeń. Na przykład lęk przed nuklearną zagładą zapewne inaczej wyrażano w Japonii, która ma za sobą traumę Hiroszimy i Nagasaki, a inaczej w państwie, które te miasta zniszczyło. (Skądinąd amerykańskiej bombie atomowej poświęcił autor osobny rozdział, mający zresztą szczególny charakter. Stosunkowo mało miejsca zajmuje w nim analiza tekstów kultury popularnej, a relatywnie dużo – charakterystyka technologii leżących u podstaw broni jądrowej, strategii militarnych stosowanych w drugiej połowie XX wieku oraz zimnowojennych programów obrony cywilnej).

Nie czynię Nijakowskiemu zarzutów ze względu na taki, a nie inny zamysł całości. W humanistyce starczy przestrzeni zarówno dla historycznych badań gatunków, jak i dla prac w rodzaju „Świata po apokalipsie”. Należałoby jednak rozważyć, na ile udanie tekst ten godzi funkcję specjalistycznej monografii naukowej z rolą opracowania dla szerokiej publiczności. Generalnie stężenie empirycznego konkretu jest tu wysokie, a fachowej terminologii – niskie; dzięki temu odbiorcy nieakademiccy mogą znaleźć w książce całkiem smaczną strawę. Wcześniej jednak przyjdzie im przebrnąć przez obszerne wprowadzenie, które uważam za najmniej interesującą część „Świata po apokalipsie”. W kilku jego miejscach autor odchodzi od badanych utworów, aby rozważyć pojęcie gatunku, istotę interpretacji czy sposoby badania tekstów kultury popularnej oraz jej status; odwołuje się przy tym dosyć obficie do cudzych koncepcji naukowych. Zdarzają się nawet – prawda, że nieczęsto – zdania takie jak to: „Strukturalizm (lingwistyczny i antropologiczny) jest jednym z najważniejszych źródeł intelektualnych socjologicznej analizy dyskursu” [s. 39]. Nie byłbym zdziwiony, gdyby miłośnicy konwencji tylko kartkowali te fragmenty. Z kolei dla literaturoznawcy i socjologa kultury są one głównie powtórzeniem wiedzy znanej już skądinąd, a że ich związek z resztą książki jest raczej luźny, to tym bardziej bez żalu można byłoby je pominąć.

Wszyscy zginiemy

Niewątpliwa wartość „Świata po apokalipsie” polega na szerokim i dość dokładnym oglądzie badanej konwencji literackiej i filmowej, a także na odsłonięciu ukrytych w niej społecznych przekonań dotyczących rzeczywistości, w jakiej żyjemy. Z obu powodów praca ta może być cenna zarówno dla fanów i fanek dzieł postapokaliptycznych, jak i dla osób pragnących dopiero czegoś się o nich dowiedzieć (trzeba tylko nie zrazić się niektórymi fragmentami wprowadzenia). Jednocześnie książka zyskałaby, gdyby podejrzliwa lektura socjologiczna nie była tak mocno skoncentrowana w połowie rozdziałów, albo też, gdyby w pozostałych częściach silniej obecne były metody literaturoznawstwa, filmoznawstwa, kulturoznawstwa. W obecnym kształcie całość sprawdza się lepiej jako praca popularyzatorska niż jako publikacja naukowa (choć jest tu też wiele interesujących, twórczych spostrzeżeń). Nie brakuje więc przestrzeni dla kolejnych badaczek i badaczy.

Nie brakuje jej również z innego powodu. Tekst ten kończę po powrocie z konferencji w Brnie, na której literaturoznawca Marek Oziewicz przedstawił referat „Fantasy in the Anthropocene: Three Theses”. Według niego niebywały rozrost przedstawień dystopijnych, z którym mamy dziś do czynienia, nie skutkuje otrzeźwieniem, lecz przygnębieniem. Bombardowani obrazami nieuchronnego końca, zaczynamy godzić się z tym, że katastrofa jest nieunikniona. Oziewicz mówi o fantastyce i twórczości dla młodych odbiorców, jednak jego tezy nietrudno odnieść do konwencji postapokaliptycznej. Owszem, nie wszystkim katastrofom możemy zapobiec – apokalipsa zombie jest poza naszym zasięgiem. Ale zmiany klimatu napędzamy już sami i możemy jeszcze się cofnąć, co pokazują naukowcy z całego globu. Dlatego potrzebujemy innej kultury popularnej: takiej, która da nam nadzieję na lepszy świat.

 

Książka:

Lech Nijakowski, „Świat po apokalipsie. Społeczeństwo w świetle postapokaliptycznych tekstów kultury popularnej”, wyd. Scholar, Warszawa 2018.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 510

(42/2018)
16 października 2018

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj