0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Słysząc > Spektakl do słuchania,...

Spektakl do słuchania, czyli „Nabucco” w Deutsche Oper Berlin

Gniewomir Zajączkowski, Szymon Żuchowski

Wokół początków kariery Giuseppe Verdiego, a zwłaszcza wokół powstania „Nabucca”, narosło kilka legend. Ta najbardziej rozpowszechniona mówi o cudownym natchnieniu, które spłynęło na kompozytora, gdy ujrzał tekst „Va, pensiero, sull’ali dorate” [Płyń, myśli, na skrzydłach złocistych].

Libretto pióra Temistocle Solery zostało przedtem odrzucone przez Otto Nicolaia, dzisiaj znanego, przede wszystkim jako autor „Wesołych kumoszek z Windsoru”. Verdi jednak – czy to w wyniku ingerencji sił nadprzyrodzonych, czy też dzięki ponadprzeciętnemu wyczuciu dramaturgicznemu – dostrzegł w nim potencjał i w 1841 roku napisał „Nabucco”, któregos wystawiono w La Scali na początku marca 1842. Opera osiągnęła dość spektakularny sukces i była przełomem w karierze kompozytora. „Nabucco” jak na skrzydłach obleciał wiele ważnych scen włoskich, a potem ruszyło na podbój świata. Owe skrzydła faktycznie okazały się złociste, gdyż przyniosły twórcom sporo wymiernych korzyści.

Fot. Bernd Uhlig

Jednym z powodów tego spektakularnego sukcesu było nie tylko dobre wyczucie konwencji muzycznej i gustu publiczności, lecz także fakt, że Mediolan po kongresie wiedeńskim znów znalazł się w granicach Austrii, a jego mieszkańcy zobaczyli w „Nabuccu” metaforę nękających ich bolączek: mocno ograniczonej swobody i tęsknoty za wolnością. To właśnie po premierze „Nabucca” Verdi stał się jednym z najczęściej grywanych kompozytorów. Opera ta jest niewątpliwie efektowna, zwłaszcza w monumentalnych scenach zbiorowych, czym w pewnym stopniu można uzasadnić jej niesłabnącą popularność. Jest to dzieło przyjemne w odbiorze, ale o tyle podstępne, że wcale nie łatwo o odpowiedni zestaw solistów do niego. Wobec tego upieranie się niektórych teatrów przy graniu tego chodliwego, ale zdradliwego tytułu, wydaje się bardzo ryzykowne.

Realizacja z berlińskiej Deutsche Oper sprzed pięciu lat jest średnio udana pod względem inscenizacyjnym. Wprawdzie Keith Warner nie utrudnia zanadto śpiewakom zadania, w czym i tak przewyższa niejednego współczesnego reżysera, zarazem jednak zachowuje się tak, jakby sam nie wiedział, co do końca chce powiedzieć, wiedział za to doskonale, że musi to mówić nie za głośno i niezbyt wyraźnie, żeby nikt nie poczuł się urażony. Warner reprodukuje fabułę dziś o tyle średnio komunikatywną, że pozbawioną kontekstu (poza „ogólnobiblijnym”) – nie mówi niczego ani o psychologii, ani o bieżących problemach świata, ani nawet nie proponuje przekonującej interpretacji odnoszącej się do szeroko pojętego „ducha dziejów”. Wszystko jest u niego bezpieczne, a przez to rozbrajająco nijakie. Sprawia to wrażenie, jakby Warner chciał zaprezentować swoje przedstawienie na campusie którejś z amerykańskich uczelni, na których walka z wykluczeniem polega częstokroć na bezwzględnym wykluczaniu każdego, kto myśli choćby trochę inaczej niż samozwańczy liderzy postępu, i gdzie potencjalnie każdy fałszywy krok, a wręcz niewinny gest może skazać „winowajcę” na nieodwracalny ostracyzm.

Realizacja z berlińskiej Deutsche Oper jest średnio udana pod względem inscenizacyjnym. Wprawdzie Keith Warner nie utrudnia zanadto śpiewakom zadania, w czym i tak przewyższa niejednego współczesnego reżysera, zarazem jednak zachowuje się tak, jakby sam nie wiedział, co do końca chce powiedzieć.

Gniewomir Zajączkowski, Szymon Żuchowski

Na pierwszy rzut oka, spektakl ten może się więc wydawać umiarkowanie atrakcyjny, warto jednak było w nim uczestniczyć nie dla inscenizacji, lecz dla walorów muzycznych. W roli tytułowej obsadzono George’a Peteana (poprzednio słyszeliśmy tego śpiewaka w neapolitańskim Teatro San Carlo, gdzie z dużą maestrią wykonywał tytułową partię w „Rigolettcie” Verdiego, o czym wspominaliśmy na łamach „Kultury Liberalnej”. Trzon repertuaru tego śpiewaka stanową wielkie partie barytonowe w operach Verdiego – Jagon, Renato, Germont, Don Carlo di Vargas, hrabia Luna, Guy de Monfort, Ezio, czy tytułowe: Simone Boccanegra, Rigoletto i Nabucco. Petean doskonale wie, jak używać atutów swojego głosu; w rozbudowanej, a miejscami problematycznej partii Nabucca zaprezentował sporo dyscypliny wokalnej i muzykalności. W wielkich scenach solowych doskonale potrafi zbudować napięcie, nie zaniedbując estetyki brzmienia, a w ansamblach bardzo uważał na pozostałych solistów. Stworzył przy tym przekonującą postać, co nie było takie oczywiste w tym nieco dziwacznym pod względem reżyserii spektaklu. Wprawdzie soliści zostali ustawieni przez Keitha Warnera zgodnie z operową sztuką reżyserii, a ich motywacje zostały nakreślone dość jasno, ale na scenie pojawia się zupełnie niepotrzebny chaos wynikający z nadmiaru środków użytych przez inscenizatorów. Soliści tego wieczoru zdali się więc na swoje umiejętności kreowania postaci środkami wokalnymi oraz siłę muzycznego przekazu – i właśnie to zagwarantowało temu spektaklowi powodzenie.

Fot. Bernd Uhlig

O ile nie jest dziś łatwo o wydolnego Nabucca, o tyle dobra wykonawczyni partii Abigail to prawdziwa rzadkość. Neapolitanka Anna Pirozzi, której powierzono tę rolę, na scenie operowej debiutowała niedawno, bo w 2012 roku. Obecnie jej repertuar obejmuje 25 ról we włoskich operach, wśród których są: Norma, Santuzza, Nedda, Tosca, Turandot i szereg ról Verdiowskich: Aida, Odabella, Desdemona, Lady Makbet i właśnie Abigail. Tę ostatnią zaśpiewała już na wielu scenach od Pekinu po Salzburg i wygląda na to, że w ostatnich latach stała się ona jej popisową kreacją. Pirozzi jest śpiewaczką bardzo żywiołową i chyba lubi ryzyko. Czasami dla pogłębienia wyrazu wybiera naprawdę trudne środki wykonawcze; nie boi się na przykład skrajnych kontrastów dynamicznych nawet na niewygodnych dźwiękach. Śpiewa jednak bardzo świadomie – przede wszystkim nie forsuje głosu. Pytana o partię Abigail, mówi, że po tylu przedstawieniach „dobrze leży jej ona w gardle” i kluczowe jest, by „śpiewać ją naturalnie i swoim głosem”. Recepta na udaną Abigail według Pirozzi jest prosta, a jednak niewielu śpiewaczkom udało się nie polec na tej partii. Technika wokalna włoskiej sopranistki w połączeniu z jej wyobraźnią, wrażliwością i niebanalną barwą głosu oraz jej szybko rozwijająca się kariera czynią ją jednym z najciekawszych obecnie sopranów verdiowskich.

Dyrygent Rizzi Brignoli ujawnił nam coś, co w dużym stopniu ucieka słuchaczom słabiej przygotowanych pod względem muzycznym spektakli „Nabucca”, że jest to partytura nie tylko imponująca rozmachem, ale jednocześnie pełna wycyzelowanych detali.

Gniewomir Zajączkowski, Szymon Żuchowski

Spośród śpiewaków wykonujących role drugoplanowe wyróżnił się Aleksandr Winogradow (jako Zachariasz). Solista ten, świetnie dobrany głosowo do tej partii, brzmi dojrzale, jego głos ma ciemny kolor i relatywnie duży wolumen, zwraca też uwagę pięknie prowadzonym legato. Partię Feneny wykonała Wasilisa Bierżanskaja w sposób nieco specyficzny, dotąd bowiem postrzegaliśmy tę postać jako raczej łagodną, podczas gdy Bierżanskaja dysponuje głosem intensywnym, może nawet inwazyjnym. Chociażby dzięki temu Fenena w jej interpretacji zyskała więcej mocy. W finale nastąpiła wielka przemiana bohaterki – w popisowym fragmencie „Oh, dischiuso è il firmamento” zadziwiała płynną kantyleną i łagodnością brzmienia. Trzeba przyznać, że rola Feneny, raczej mało zwracająca uwagę na tle dwu głównych bohaterów (Nabucca, Abigail i chóru), w wykonaniu Rosjanki zyskała ostrość i autentyzm, na jakie zasługuje. Skutecznie – co nie znaczy, że przyjemne w odbiorze – zaprezentował się Attilio Glaser jako Ismael, co zwłaszcza można było docenić scenach zespołowych. Choć nie zaszkodziłoby mu, gdyby trochę zredukował kozi idiom w swojej emisji.

Żadnemu ze wspomnianych śpiewaków z Pirozzi i Peteanem na czele nie udałoby się stworzyć tak znakomitych postaci, gdyby nie współpraca z dyrygentem Robertem Rizzim Brignolim. Zaprezentował on wyczucie Verdiowskiego stylu „podkręcone” do rzadko spotykanego poziomu dzięki zaostrzeniu i wydobyciu wszelkich niuansów rytmicznych partytury. Stosował bardzo płynne przejścia między kontrastującymi tempami, ale uwzględniał oddech, niezbędne śpiewakom do zbudowania napięcia we frazach. Ważne w „Nabucco” sceny chóralne pod jego batutą zabrzmiały imponująco, poszczególne głosy były znakomicie zbalansowane. Unikał ogranych, tanich chwytów – „Va pensiero” konsekwentnie utrzymał w dynamice mezzo piano, eksponując wyrównane brzmienie zespołu. Charakter poszczególnych scen chóralnych był różnorodny – każdej z nich Brignoli pozwolił wybrzmieć w retoryczny sposób. Nie dokonałby tego bez chóru – naszym zdaniem to bodaj najlepszy chór operowy w Europie, o czym pisaliśmy w omówieniu „Proroka” Meyerbeera, a obie te opery mogą uchodzić za swoisty kamień probierczy dla zespołów wokalnych.

Rizzi Brignoli ujawnił nam coś, co w dużym stopniu ucieka słuchaczom słabiej przygotowanych pod względem muzycznym spektakli „Nabucca”, że jest to partytura nie tylko imponująca rozmachem, ale jednocześnie pełna wycyzelowanych detali.

 

Opera:

„Nabucco”

Muzyka: Giuseppe Verdi

Libretto: Temistocle Solera

Dyrygent: Roberto Rizzi Brignoli

Kierownik chóru: Jeremy Bines

Reżyseria: Keith Warner

Scenografia: Tillo Steffens

Soliści: George Petean, Anna Pirozzi, Aleksandr Winogradow, Attilio Glaser, Wasilisa Bierżanskaja, Byung Gin Kim, Cornelia Kim, Gideon Pope.

Chór i Orkiestra Deutsche Oper Berlin

Deutsche Oper Berlin, 28 grudnia 2018 roku

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 526

(5/2019)
5 lutego 2019

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj