0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > Walden na kółkach....

Walden na kółkach. Recenzja filmu „Nomadland” w reżyserii Chloé Zhao

Grzegorz Brzozowski

Jeden z tegorocznych oscarowych faworytów to opowieść nie tylko o ekonomicznym wykluczeniu, lecz także o poszukiwaniu radykalnej duchowej odnowy przez otwarcie na doświadczenie wędrówki.

Punktem wyjścia historii Fern – spektakularnie zagranej przez Frances McDormand – jest życiowa katastrofa. Po śmierci męża traci pracę w związku z likwidacją kopalni gipsu w Empire, małej miejscowości w Nevadzie. Zostaje skonfrontowana z bezlitosnym systemem ekonomicznym, o którego okrucieństwie pisał chociażby Sándor Márai, poznając USA jako emigrant w latach 50.: „W Ameryce ludzie też podlegają przecenie, całkiem jak samochody. Nowe auto ma swoją cenę, która co roku jest niższa o trzysta dolarów, aż auto trafia na złom. […] Roczna przecena ludzi jest tu dokładnie wyliczona. W wieku sześćdziesięciu pięciu lat człowiek trafia na śmietnik, który nazywa się social security. […] Tu uważa się go za złom i tak się go też traktuje” [1] [s. 434].

Fern nie pozwala oddać się na złom – podobnie jak nie pozwoli na to swojemu vanowi, z którego czyni dom. Cierpliwie tłumaczy zatroskanym znajomym, że wcale nie jest bezdomna, tylko pozbawiona mieszkania, po czym wyrusza w drogę. Poznamy z nią Amerykę dorywczych prac – w parku dinozaurów czy burgerowni. To wynajdywane i tracone sezonowo „joby”, do których nie można się przywiązywać ani z nimi utożsamić – świat pracy, w której nie ma miejsca na zawodowe powołanie. Najciekawsze w filmie Zhao jest jednak to, że nie staje się on jednoznaczną opowieścią o balansowaniu na krawędzi ekonomicznej degradacji. O ile z jednej strony droga Fern jest wymuszona przez system pracy – w którym prekaryzacji można ulec w każdym wieku – jest w niej też element wolności głównej bohaterki. Fern nadal chce pracować, odrzuca kolejne możliwości zatrzymania się na dłużej u oferujących pomoc znajomych czy rodziny. Jak sama przyznaje, to związek z mężem zatrzymał ją w jednym miejscu na lata; być może teraz próbuje nadrobić stracony czas? Bycie w drodze z czasem staje się dla niej nie tyle ucieczką, co wartością samoistną. Co stoi za tym uwiedzeniem wędrówką?

Czułe narratorki

Jednym z najciekawszych elementów filmu jest wprowadzenie nas w świat nomadów – równolatków Fern, nierzadko rzeczywistych postaci, znakomicie oddanych przez nienachalne, paradokumentalne zdjęcia. Tym samym realizatorom udało się celnie oddać charakter pierwowzoru „Nomadland” – reportażu Jessiki Bruder. To środowisko, które może przywodzić na myśl mieszkańców Slab City sportretowanych przez Mikaela Lypińskiego w dokumencie „Desert Coffee” [2017]: wyrzutków, którzy alternatywy dla degradacji materialnej szukają w stworzonej na pustyni wspólnocie. Nomadzi w filmie Zhao nie mają jednak jednej przystani: to wędrowne ptaki, których rytm życia wyznaczają daty otwarcia kolejnych sezonowych prac.

Poruszająca jest czułość, z jaką Fern – oraz sama Zhao – pozwalają wybrzmieć opowieściom, którymi wędrowcy dzielą się podczas przystanków, zgromadzeni przy ognisku. Ich motywacje nie dają się sprowadzić do ekonomicznych determinant. Nomadzi przysłuchują się sobie z wyrozumiałością dla cierpienia czy przemilczanych błędów, które mogły popchnąć ich w drogę. Ktoś wyruszył w nią, znając już własną datę śmierci wyznaczoną przez chorobę, ktoś inny – nie będąc w stanie poradzić sobie z samobójstwem syna. Dave, który budzi szczególne zainteresowanie Fern, niesie z sobą poczucie winy za zaniedbanie swoich dzieci. Nomadzi nierzadko stanowczo bronią granic swojej samotności – jak sąsiadka, którą Fern poprosi o pomoc w związku z pękniętą oponą.

Dramatem Fern i innych nomadów jest to, że choć zdają się podążać swoją drogą […] ideał polegania na sobie w wymiarze materialnym wydaje się nieosiągalny.

Grzegorz Brzozowski

Podroż staje się dla niektórych swoistym procesem terapeutycznym – próbą poradzenia sobie z emocjonalną stratą, rozpiętą miedzy rozpaczą a nadzieją. Jak zauważa jeden z nomadów: w drodze nigdy nie ma ostatecznych rozstań. Nie wiemy, którą z postaci Fern napotka na swojej drodze ponownie – czy podzielony przypadkiem papieros nie stanie się początkiem przyjaźni, która rozkwitnie kilkaset kilometrów dalej. Niezgoda na pożegnanie nabiera szczególnego znaczenia w kontekście tęsknoty bohaterki za zmarłym mężem: pod tułaczką po sezonowych pracach kryje się opowieść o jej próbie wyjścia z żałoby.

Jako zapis egzystencjalnej wędrówki „Nomadland” wyróżnia się na tle innych opowieści drogi – motywu utrwalonego w amerykańskiej kulturze, chociażby przez Jacka Kerouaca – jako wzorzec romantycznej, szalonej podróży poszukujących transgresji bitników. Zamiast niej, znajdziemy tu raczej odległe echo „Gron gniewu” Johna Steinbecka, gdzie podstawą podróży był również ekonomiczny przymus i poszukiwanie ratunku w mitycznej Kalifornii sezonowych prac – w świecie nomadów ziemia obiecana zdaje się jednak nie mieć lokalizacji. Być może paradoksalnie najbliżej jesteśmy tu duchowi „Into the wild” Seana Penna [2007], opartej na tragicznych losach Christophera MacCandlessa opowieści o studencie który porzuca wygodne życie w poszukiwaniu fundamentalnych doświadczeń na Alasce. Między historią jego i Fern, która konsekwentnie odrzuca możliwość zakorzeniania w kolejnych przystaniach, doszukamy się wspólnego mianownika – tęsknoty za ideałami, które w amerykańskiej kulturze zaszczepił transcendentalizm.

Frances McDormand w filmie NOMADLAND. Photo Courtesy of Searchlight Pictures. © 2020 20th Century Studios All Rights Reserved

Walden na kółkach

Ruch amerykańskiego romantyzmu to między innymi poszukiwanie możliwości życia wolnego przez swoiste oczyszczenie z materialnych potrzeb – oraz zachowania godności pomimo dobrowolnie przyjętego zubożenia. Za jeden z najbardziej radykalnych tego wyrazów uznać można dwuletni eksperyment samotnego mieszkania przez Henry’ego Thoreau nad brzegami jeziora Walden – podjęty, by dać świadectwo temu, że „bogactwo człowieka proporcjonalne jest do liczby rzeczy, z których potrafi rezygnować” [2] [s. 111]. Zamykając większość swojego dobytku w magazynie, a zabierając jedynie najpotrzebniejsze przedmioty i pamiątki po straconych najbliższych, Fern zdaje się na swój sposób realizować przesłanie Thoreau, który zapewniał, że „jeżeli będę zmuszony ciągnąć zastawione na siebie sidła, dopilnuję, aby były lekkie i mnie nie uciskały” [s. 95].W perspektywie Thoreau praca sezonowa okazuje się swoistym wzorcem tak rozumianej swobody: „Sam przekonałem się, że najbardziej niezależny jest robotnik pracujący na dniówki, szczególnie w sytuacji, gdy wystarczy się najmować tylko trzydzieści – czterdzieści dni w roku, aby zarobić na utrzymanie” [s. 99].

Wędrówka ma jednak głębsze znaczenie niż tylko wyzbycie się „złotych kajdan”. Ma ona pozwolić na swoistą redefinicję doświadczenia „domu” – i przez to otwarcie się na całościowy, duchowy związek z naturą: „Mógłbym zamieszkać wszędzie, gdzie tylko na chwilę usiadłem i popatrzyłem na roztaczający się przede mną krajobraz” [s. 110]. Rozstawiająca na nowo swój dom w coraz to nowych sceneriach, Fern mogłaby powtórzyć za Thoreau: „Popołudnie wystarczyło, aby zamienić pole w sad, zagajnik i pastwisko, i zdecydować, które z pięknych dębów albo sosen powinno się zostawić, aby zdobiły fronton domu, i skąd najlepiej byłoby widać wielkie smagane wiatrem drzewa” [s. 111].

Odnowienie relacji z naturą ma pozwolić na zrealizowanie ideału wolności transcendentalistów -wyrażonego chociażby w słynnym eseju Ralpha Waldo Emersona – polegania na sobie [ang. self-reliance]. Celem jest samodzielne określanie swojego przeznaczenia – wbrew narzucanemu przez społeczeństwo materializmowi, czy, sięgając głębiej, kalwińskim dogmatom predestynacji, z którymi transcendentalizm pozostawał w sporze: „Pragnę, aby na świecie było jak najwięcej ludzi o własnych dążeniach. Dlatego też chciałbym, ażeby każdy wielkim staraniem wybierał własną drogę, i szedł naprzód właśnie nią, zamiast drogą ojca, matki czy sąsiada” [s. 99].

Nomadzi z filmu Zhao zdają się trwać nie tylko w wymuszonej ekonomicznym systemem wędrówce – to też poszukiwanie porządku, z którym mogliby spleść swój ból.

Grzegorz Brzozowski

Dramatem Fern – i innych nomadów – jest to, że choć zdają się podążać swoją drogą za cenę nierzadko zerwania więzi z rodziną, ideał polegania na sobie w wymiarze materialnym wydaje się nieosiągalny. W „Nomadland” niemożliwe wydaje się przetrwanie dzięki odtworzeniu „transcendentalnej ekonomii” Thoreau, opartej na własnoręcznej uprawie swojego ogródka; z wiekiem praca sezonowa staje się nie tyle romantycznym wyborem, co jedyną możliwością.

Swoją drogą, jako zasługę autorów można uznać to, że wędrówka Fern nie jest przesadnie romantyzowana – bohaterka nieustannieboryka się z logistycznymi wyzwaniami: zachowania higieny, wymianą opony, ogrzania się w vanie – to zmagania nasilone przez jej wiek i samotność. Z drugiej strony, Zhao nie sprowadza jednak podróży Fern do mozołu i degradacji: największym dla nich kontrastem okazują się chwile zachwytu amerykańskim krajobrazem.

Pieśni stworzenia

To właśnie relacja z przemierzaną ziemią stanowi jeden z najbardziej poruszających elementów opowieści o nomadach. Choć życie Fern zdaje się zawężone do jednego vana, paradoksalnie otwiera się na nieograniczone krajobrazy. Śledzimy jej olśnienia poznawanymi w drodze wschodami słońca; w pewnym momencie przyglądamy się jej zanurzeniu w potoku – to swoiste momenty przeżywanej w samotności, obywającej się bez słów epifanii, kontemplacji mimo pozostawania w ruchu. Jej wędrówka z opowieści o porażce przeistacza się w ukrytą pochwałę stworzenia – tak jakby bohaterka znajdowała w drodze ukojenie.

Frances McDormand w filmie NOMADLAND. Photo Courtesy of Searchlight Pictures. © 2020 20th Century Studios All Rights Reserved

W tych momentach w historii Fern odzywa się być może najgłębsze mitologiczne podłoże opowieści o nomadach – jako pierwotnego doświadczenia ludzkości. Jego ślady można zrekonstruować na podstawie „Pieśni stworzenia” Bruce’a Chatwina, przywołanych przez Wiesława Juszczaka w eseju „Paleolityczny epos”: „Nie przez nasz tryb zamieszkiwania australijski tubylec wchodzi w trwały i najgłębszy związek ze swym otoczeniem, ze swoją ziemią. Jeżeli człowiek stawia sobie dom, bierze w posiadanie ten co najmniej kawałek gruntu, na którym dom staje”. W jednej ze scen bohaterka oddala się od Dave’a, który oprowadza wycieczkę po parku narodowym Badlands, aby pozwolić sobie zabłądzić wśród skał – niczym zagubiona w świętym miejscu dziewczynka. To właśnie krajobraz stanowił dla archaicznych nomadów „od tysiącleci wspaniałą i złożoną budowlę, spojoną najgłębszym sensem, wypełnioną duchową treścią, dla nas porównywalną tylko z gigantyczną katedrą pod gołym niebem. To co święte, nie może być przedmiotem posiadania” [s. 269]. Na swój sposób to sam krajobraz zdaje się prowadzić Fern w jej wędrówce – tak jak „tubylec należy do ziemi, a nie ziemia do niego”.

Archaiczne doświadczenia nomadów pozwalały im na odkrycie siebie jako części całości – mitycznego czasu Śnienia: sama wędrówka stanowiła o włączeniu w doświadczenie kosmicznego ładu. Nomadzi z filmu Zhao zdają się trwać nie tylko w wymuszonej ekonomicznym systemem wędrówce – to też poszukiwanie porządku, z którym mogliby spleść swój ból. O ile spotkania wędrujących Aborygenów sprowadzało się do wymiany pieśni splecionych z historią ziemi, amerykańscy nomadzi podczas przystanków dzielą się opowieściami o swoim smutku.

Być może właśnie na to archaiczne, mityczne podłoże nakłada się w filmie doświadczenie Fern poszukującej nowego sensu życia. Niewykluczone, że właśnie dlatego nie jest ona w stanie pozwolić sobie na dłuższy przystanek. Jedną z najbardziej poruszających scen filmu jest zarazem ta najbardziej niepozorna: Fern, zaszyta w vanie, patrzy w milczeniu na fotografię męża – jedną z nielicznych pamiątek, jakie zachowała. Nie jest w stanie otworzyć się na nowy związek. To swoista Eurydyka, która pozostała sama w świecie i szuka innej pieśni. Tę pieśń odnajduje właśnie w drodze.

 

Przypisy:

[1] Sándor Márai, „Dziennik 1949–1956”, Czytelnik, Warszawa 2017.
[2] Henry David Thoreau, „Walden, czyli życie w lesie”, przeł. Halina Cieplińska, Biblioteka Gazety Wyborczej, Warszawa 2005.
[3] Wiesław Juszczak „Paleolityczny epos” [w:] „Wędrówka do źródeł”, Słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2009.

 

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 638

(13/2021)
30 marca 2021

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj